-Czasem tak w życiu bywa, że jedno wydarzenie może zmienić wszystko.
Zły wybór mógłby być początkiem czegoś okropnego. Albo czegoś wspaniałego. To tylko od nas zależy, jaką drogą będziemy podążać i co wybierzemy. Ale życie polega na tym, aby dokonywać wyborów i nie patrzeć wstecz.- Skończyłam swoją wypowiedź. Lekcje filozofii zawsze były ciekawe, choć większość nauczycieli uważa, że to brednie. Nauczyciele tacy jak profesor Fleming nie powinni znaleźć się w tak prestiżowej szkole o wysokim standardzie jak Uczelnia Młodzieży
w Sydney. Osobiście nie mogłabym znieść faktu jakby go zwolnili.
-Brawo panno O'Conner. Niewiarygodnie dobrze oddałaś sens życia. Jego działanie i zasady. Wystarczy tylko czytać między wierszami. Niesamowite!- Powiedział profesor i ruchem ręki kazał mi usiąść. Chwilę grzebał w torbie, położył coś
a dokładnie stos kartek na biurko i odchrząknął.
-Panie i panowie. Biorąc po uwagę, że jesteście już prawie dorośli. No, chociaż dla mnie, bo przecież nie, na co dzień ma się te 16 czy 17 lat. Chciałem ogłoście wycieczkę do Japonii na miesiąc. Jest koniec kwietnia. Wszystko będzie gotowe na czas, ale potrzebuję waszej zgody.- Powiedział wyczekująco. Klasa ryknęła
z entuzjazmem. Nie wiedziałam, co się dzieje. Nie docierały do mnie słowa belfra. Tokio? Na miesiąc? Co jeszcze?! Może 100% luzu, nauka w japońskiej szkole
i możliwość wracania nad ranem! Hah!
-Dobra! Cicho klasa! Plan jest taki. Jesteśmy wszyscy dorośli. Przez miesiąc będziemy mieszkać w hotelu i chodzić do szkoły. Po południu czas wolny. Zero chodzenia za rękę. Pełna autonomia osobista.- Jeszcze większe oklaski. Patrzyłam tak na wszystkich jak skończona idiotka. Westchnęłam i podparłam głowę dłonią.
-To będzie ciężki miesiąc.- Wyszeptałam i wyszłam z klasy gdyż zadzwonił dzwonek. Przez tydzień chodziłam po sklepach. Musiałam zaopatrzyć się
w najpotrzebniejsze rzeczy. Mamy wyjechać 1 maja w sobotę a wrócić 1 czerwca. Zaczynamy szkołę od razu po przyjeździe. Nadal jednak wydaje mi się, że to chory żart. Tokio przecież jest tak daleko! Takie mieszczuchy jak ja nie dadzą sobie rady w takiej metropolii. Otwierając drzwi do pokoju rzuciłam kolejne pakunki
z zakupami na podłogę. Spojrzałam na zegarek, 18:15. O godzinie 22 wyjeżdżamy na lotnisko. Mam jeszcze 3 godziny i 45 minut na spakowanie i ogarnięcie wszystkiego. Cały ten czas na przygotowanie do wyjazdu (ten tydzień) uczyłam się japońskiego. Rzetelnie wykonywałam zadania i znam wiele zwrotów i słówek. Idzie mi całkiem nieźle. Pędem ruszyłam do szafy i wyciągnęłam z niej ubrania. Zaczęłam się pakować. Zmieściłam wszystko do dwóch jednakowych walizek
i małego plecaka. Dwie godziny zleciały mi w mgnieniu oka. Z uśmiechem poszłam do łazienki. Z wanny słyszałam krzyki ojca, który wolał mnie abym się pospieszyła. Wyszłam z wody i wysuszyłam włosy. Pachniałam swoim cytrynowym żelem, którego zapach tak bardzo mi się podobał. Wymyta i ubrana udałam swoje kroki na dół przed tym psykając się delikatnymi perfumami.
Zeszłam a tam czekał na mnie już mój tata. Wysoki blondyn o ciemnych oczach. Patrzył na mnie podirytowanym wzrokiem.
-Długo jeszcze?- Zapytał. Zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
-Piękno potrzebuje czasu.- Powiedziałam i poszłam do kuchni. Usłyszałam tylko westchnienie i trzask zamykanych drzwi. Zabrałam termos z ciepłą herbatą i jabłko na drogę. Ubrałam na czerwoną, zwiewną koszulkę czarną, skórzaną kurtkę, która doskonale komponowana się ze spodniami i butami w tym samym odcieniu. Wyszłam z domu i zamknęłam drzwi na klucz. Podbiegłam do auta i szybko wsiadłam. Pojazd ruszył spokojnym tempem. W środku panowała nieprzyjemna cisza.
-Dlaczego nie pojedziesz szybciej?- Zapytałam
-Bo nie.- Odpowiedział machinalnie, ale lekko nerwowym tonem tata.
-Ale dlaczego!?- Zdenerwowałam się.
-Bo wiozę ciebie Rose! - Powiedział podniesionym głosem. Zerknął w moją stronę. Nasz wzrok się skrzyżował, ale szybko go odciągnęłam. Szczerze wydaje mi się to takie głupie. Przecież nie jestem taka krucha, że jak przyspieszy to się rozpadnę
i zacznę płakać. Jednak już mu tego nie powiedziałam. Cisza miała swój czas aż do lotniska. Białe auto ojca zatrzymało się na parkingu. Siedzieliśmy oparci o fotele. Czułam, że on na coś czeka.
-Przepraszam - zrobiłam chwilę przerwy. Nic.- Nie powinnam była tak naskakiwać. Często zapominam, że tego nie lubisz.- Nadal nic. Głucha cisza. Westchnęłam
i otworzyłam drzwi, które po chwili z trzaskiem zamknął.
-Nic się nie stało. Nadal mi się wydaje, że jesteś małą dziewczynką. Jednak moja córeczka Rose O'Conner ma już 16 lat. Pewnie będziesz mieć chłopaka za niedługo. Skosztujesz pierwszy raz alkoholu. Za niedługo założysz rodzinę i..
-Tato przestań! Aż tak daleko jeszcze nie myślę.- Powiedziałam i się zaśmialiśmy. Wyszliśmy z pojazdu i zabraliśmy walizki. Odprowadził mnie na zbiórkę a na koniec się pożegnaliśmy a następnie udałam się na odprawę. Tokio przybywam...***
Ktoś szturchnął mnie w ramie. Ann, moja przyjaciółka patrzyła na mnie swoimi piwnymi oczami. Miała brązowe, kręcone włosy do ramion, które kłębiły się wokół jej głowy. Z uśmiechem oznajmiła, że jesteśmy na miejscu i żebym się ruszyła. Ziewnęłam i powoli skierowałam się ku wyjściu. Podziękowałam uprzejmie stewardessie i ruszyłam za grupą. Jest niedziela, słońce grzeje przyjemnie a dla otuchy wieje chłodny wiatr, który poplątał moje długie blond włosy. Jednak zbieranie ich do kupy musiałam zostawić do czasu jak wejdziemy do środka.
Droga do hotelu w samym centrum miasta zajęła nam niespełna godzinę.
Przy okazji odwiedziliśmy kilka knajpek oraz klubów i zapoznaliśmy się
z rozkładem jazdy. Mimo moich wcześniejszych zamierzeń postanawiam zachowywać się jak przystało. Będę sobą. Zero granic, pełna swoboda.
Z zamyślenia wyrwał mnie profesor Fleming.
-Moja droga familio! Zanim rozgościcie się w swoich pokojach chcę wam oznajmić drobne zasady.
1) Nie niszczymy mienia ani ludzkiej psychiki.
2) Z jakimkolwiek problemem zgłaszacie się do mnie.
3) Nie chce być starszym wujkiem Flemingiem, więc żadnych dzieci.
4) Dobrej zabawny!- Po tym dał nam klucze do pokoi i od tego czasu zaczynamy inne życie. Mój przyjaciel z klasy Lucas pomógł mi wnieść walizkę, dzięki czemu nie musiałam się męczyć targaniem ich do windy na ostatnie piętro wieżowca. Weszłam do środka dziękując mu za pomoc. Na widok wnętrza oczy miałam jak monety. Pomieszczenie w beżowych kolorach i do kontrastu odcienie brązu.
Nie mogłam odwrócić wzroku od tego wszystkiego. Pokój jak dla księżniczki. Rozpakowałam wszystkie rzeczy i kiedy skończyłam zerknęłam na zegarek, 9:00. Podeszłam do okna powolnym krokiem. Miasto zaczęło się budzić już jakieś
4 godziny temu. Patrząc za szybę widziałam ludzi, którzy jak mrówki zaczęli zmierzać do swoich prac. Samochody przemierzały przecznice a cały ten hałas wprawiał mnie w euforię. Uśmiechając się zabrałam ubrania na zmianę i poszłam wziąć kąpiel. Ciepła woda nawilżyła moją skórę jak płaszcz z jedwabiu.
Po godzinie wyszłam i zamykając pokój poszłam odwiedzić Ann. Szatynka biegała w tą i z powrotem z telefonem przy uchu.
- Tak mamo. Niczego nie zapomniałam. Tak fajnie. Jeszcze nie wiem. Mamo!
Nie szkodzi. No. Do usłyszenia. Pa.- Rozłączyła się.- Uff!- Opadła zmęczona na łóżko. Zakryła ręką oczy. Bez żadnych wstępów zaczęłyśmy gadać na wszystkie tematy poczynając od błahostek po te poważne sprawy. Rozmowa zabiła czas
i zanim się obejrzałyśmy była 15. Ubraliśmy się i wyszłyśmy z hotelu. Wstąpiłyśmy do knajpki nieopodal i zjadłyśmy najlepsze sushi w naszym życiu. Oblizując wargi zaczęłyśmy się śmiać. Spacer był następną częścią naszej mini wycieczki. Odwiedziłyśmy niemalże wszystkie zakamarki głównej części Tokio. Kiedy na zegarach wybiła godzina 20 zaczęłyśmy wracać. Wieczór przyszedł,
ale to nie wywarło na nas wrażenia. Wielkie billboardy oświetlały wszystkie miejsca. Ogromne reklamy czy też lampy odsłoniły niektóre szczegóły.
-To miasto tętni życiem nocą.-Powiedziała Ann. Musiałam się z nią zgodzić. Ludzie. Wracają do domów. Na drodze zaczęły wjeżdżać auta tworząc rumor jak
w Sydney za dnia. Do wieżowca, w którym mieszkałyśmy, zostało nam przebyć tylko parę uliczek. Nagle zza jednego zza zakrętów wyleciał rozpędzony pojazd. Przechodziłyśmy przez jezdnię i w ostatniej chwili odskoczyłyśmy na chodnik. Było ich coraz więcej. Zatrzymali się przy nas. Jakaś dziewczyna krzyczała na kierowcę w pomarańczowo czarnym sportowym aucie. Niestety jak na złość nie widziałam ich twarzy. Reflektory sprawiały, że nic nie widziałam. Moja nauka nie poszła w las, bo zrozumiałam z ich japońskiego to, że omal nas nie zabił, aby uważał, bla bla. Wystraszone wstaliśmy i już miałam biec za Ann do hotelu, kiedy przed oczami ukazały mi się zarysy męskiej twarzy. Wąskie oczy, prosty nos, małe usta i średnio zarysowana szczęka. Czarne włosy do ramion lśniły w blasku świateł. Wydawało mi się jakbym zobaczyła anioła. Jednak ta chwila otępienia została zakłócona przez moją przyjaciółkę taki fakt, że zdążyli odjechać. Zostałyśmy same. Wstałam tempo patrząc w ślad zrobiony przez JEGO auto.
Moja towarzyszka musiała mocno mnie szarpnąć bym się "obudziła".
Ruszyliśmy zestresowane do hotelu.
- Co za człowiek! Omal nas nie rozjechał! Rose? Rose! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
- Huh?
- Zejdź na ziemię ciemnoto! Właśnie prawie nie zginęłaś a ty się rozmarzasz?
- Przystań się drzeć.- Odparłam podirytowana. Kocham Ann jak siostrę, ale czasami jej humorki doprowadzają mnie do białej gorączki. Będąc w pokoju od razu spakowałam się na jutro gdyż dostałyśmy plany lekcji kody do szafek i ubiór. Około 22 runęłam na łóżku i nie wstałam z niego aż do rana.•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Hej!
Znowu zaczęłam pisać heh. Mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali na wszelkie moje pomyłki i tak dalej. I że mnie wena szybko nie opuści. Początki zawsze są trudne jak często powtarzam. Obym was nie zanudziła. Bez dłuższego przeciągania. Zapraszam do czytania ^^
CZYTASZ
⚡Speed needs no translations ⚡
Fanfiction~Dokonuj wyborów i nie patrz wstecz.~ * * * * * Na podstawie serii "Szybcy i Wściekli" Niektóre fakty mogą być zmienione na potrzebę Fanfiction. Miłego czytania 🤗