5

706 21 0
                                    

~tydzień później~
- Panie i Panowie! Dziś wielki dzień! Czekaliśmy na to dwa tygodnie i nareszcie się stało! Australijka, Rose O'Conner będzie się ścigać z jednym z naszych ludzi o szacunek i wejście do grupy. A więc niech się zaczną drifty!- Rozpoczął komentator. Siedziałam w "swoim" białym Alfa Romeo. Jakaś kobieta wyszła na środek i zaczęła pytać o gotowość. Kiedy ruszyliśmy nagle wszystko znikło. Liczyła się tylko ta chwila. Ja, auto i wyścig. Jeden zakręt i drugi. Na piątym wyprzedziłam przeciwnika w ostatniej chwili, kiedy wyjeżdżaliśmy na spiralę prowadzącą na dach budynku. Będąc już na niej serce skoczyło mi do gardła na widok tłumu, który zobaczyłam będąc na szczycie. Wszyscy zaczęli krzyczeć i podbiegli do wozu. Wychodząc z pojazdu usłyszałam warkot i drugi zawodnik był na mecie. Z daleka było słuchać jego krzyki, które nie dało się ukryć, były z powodu przegranej. Uśmiechnęłam się, choć mam ochotę krzyczeć ze szczęścia. W oddali zobaczyłam moją paczkę, która zmierzała ku mnie. Przytulili i pogratulowali jak na przyjaciół przystało. Brakowało mi tylko jednej osoby do kompletu. Musiałam jednak sporo czekać, a dokładnie do końca imprezy. Wracając pieszo podjechało do mnie pomarańczowo czarne sportowe auto. Spojrzałam w jego stronę i jak na znak szyba się rozsunęła ukazując przystojną twarz Hana. Zagwizdał na mój widok.
- Oj, uważaj, bo uznam, że chcesz mnie poderwać.- Skomentowałam ze śmiechem zatrzymując się.
- A może taki był zamiar?- Podniósł jedną brew do góry nie zmieniając wyrazu twarzy. Lustrowaliśmy się wzrokiem jak gdyby nigdy nic.
- Nie sądzę.- Chciałam krótko, na co zrobił ruch jak gdyby mlasnął. Zaprosił mnie do środka i przyspieszył nie zważając na policję.
- Wygrałaś.
- A miałam przegrać?
- Nie, ale z taką małą przewagą. Widzę w tobie potencjał.- Skwitował patrząc na drogę. Odwróciłam głowę opierając ją o szybę, ale nie odezwałam się ani słowem, choć nie rozumiałam, o co mu chodzi. Jakiś czas temu mówił, co innego. A to ponoć kobieta zmienną jest.
- Chciałbym coś ci pokazać.- Powiedział i wyczułam, że nie ma ochoty na dalszą rozmowę, dlatego spojrzałam ponownie za szybę i przyglądałam się oddalającemu Tokio. Wyjechaliśmy na jakąś górę. Kiedy wyszliśmy poczułam straszne zimno, na które nie mogłam powstrzymać drżenia. On to zauważył i podał mi swoją kurtkę. Nie pewnie ją przyjęłam i zarzuciłam na ramiona. Ruszył pewnym krokiem ku jakiemuś miejscu, co okazało się urwiskiem. Przyspieszyłam mając przed oczami czarne scenariusze. Stanęłam koło niego i nagle uderzyło mnie piękno tego miejsca. Krajobraz Tokio nocą musiał być zachwycający, ale że aż tak?
- Lubię tu przyjeżdżać. Niczego mi w życiu nie potrzeba jak chwili błogiej ciszy i piękna.- Oznajmił po długiej przerwie. Potrząsnęłam głową niezrozumiale.
- Myślałam, że taki drifter jak ty lubi chaos i adrenalinę.- Zaśmiał się.
- Też, ale po pewnym czasie robi się to męczące a takie widoki napawają mnie spokojem i wewnętrzną siłą gotową znowu do walki.- Skomentował i spojrzał na mnie. Przyglądał mi się z doskonale zauważalnym zaciekawieniem.
- Przepraszam, za to potrącenie... I za to pobicie. To pierwsze nie było zamierzone a drugie to był czysty spontan. Ja...
- Skończ. Wybaczę, jeśli przestaniesz ględzić.- Zaśmialiśmy się i przy okazji przytaknął. Znowu patrzyliśmy na miasto. Światła migotały jak duże gwiazdy. Z daleka było widać cały ten rumor, który jak gdyby nas nie dotyczył. Czułam się znikomo wolna. To fakt, że jestem na niego zła. Ale jakoś nie umiem mu nie wybaczyć. I tak sukcesem jest, że się zmienił i w ogóle przeprosił. Często zastanawiam się jednak, co on ma pod tą czupryną.
- Powiedz mi coś o sobie.- Rozkazał delikatnym tonem. Przez chwilę zastanawiałam się, co mam mu powiedzieć. Nie jestem ciekawym człowiekiem.
- Nazywam się Rose Elizabeth O'Conner. Mam 16 lat i mieszkam w Sydney wraz z moim ojcem Stephanem O'Connerem, który pracuje dla rządu.- Spojrzał na mnie lekko wystraszony, ale mimo tego kontynuowałam.
- Chodzę do Uczelni Młodzieży, która uznała, że będziemy mieć miesięczną wycieczkę do Tokio z profesorem Flemingiem, belfrem od filozofii. Kocham adrenalinę, szybkości i niebezpieczeństwo, ale doceniam takie chwile jak te, kiedy mam ciszę i spokój. Odróżniam strach od adrenaliny. Jeżdżę konno i trenuję sztuki walki. Tata kiedyś powiedział, że jestem niezłą tancerką. Moja przyjaciółką jest Ann Wilson. Lubię niegrzecznych chłopców, którzy są grzeczni tylko dla mnie. - Oznajmiłam i spojrzałam na śmiejącego się Hana. Uśmiechnęłam się nieśmiało. Za każdym razem, kiedy się śmieje czuję się zbita z tropu. Muszę się chyba przyzwyczaić.
- Co się śmiejesz? Teraz ty!- Zaczęłam się droczyć. Nagle spoważniał a jego oczy ściemniały.
- Nazywam się Han Seoul-Oh, ale mówią mi Han Lue. Byłem przedsiębiorcom, a teraz spełniam się, jako kierowca rajdowy. Kiedyś moją dziewczyną była Gisele Harabo, która zginęła jakieś 2 lata temu w misji pokonania jednego faceta. Mam 26 lat i mieszkam głównie w Tokio. W wolnym czasie prowadzę mój warsztat. Nigdy nie miałem wyznaczonego typu kobiety. - Powiedział. Długo czekaliśmy dopóki złe myśli go nie opuściły. Odzyskując świadomość zaczął się powoli zbliżać w moją stronę. Nagle mnie olśniło. Jak się w nim zakocham będę mieć problemy, bo za 2 tygodnie wracam do Sydney i na dodatek to przestępca! Kiedy był bardzo blisko i już miał się nachylić otrzeźwiałam i go odepchnęłam. Zdziwiony przytrzymał się jednego z kamieni. Popatrzył na mnie, ale ja ze spuszczoną głową poszłam do auta prosząc, żeby mnie odwiózł. Cała droga ciągła się w nieskończoność. Nie odzywaliśmy się ani słowem dopóki nie zaparkował przed hotelem. Siedzieliśmy w ciszy, w bezruchu. Wzięłam wdech i otworzyłam drzwi podziękowałam za podwózkę i już miałam wyjść, kiedy zatrzasnął je mocno. Nasz wzrok się spotkał i nie umiałam tak szybko tej więzi zerwać. Jego wzrok mnie topił i przyciągał. Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się na jego kolanach. Stykaliśmy się nosami, na co nas oddech przyspieszył. Zbliżył usta do moich. Serce krzyczało abym się poddała, ale mózg był głośniejszy. Nie mogłam...
- To zły pomysł, Han.- Oznajmiłam odsuwając się. Pocałowałam go w policzek i wyszłam. Przed wejściem przypomniałam sobie o kurtce, ale kiedy się odwróciłam niego już nie było. W pewnymi momencie materiał zaczął mi ciążyć, więc pobiegłam do pokoju ile tylko fabryka dała. Zrzuciłam z siebie kurtkę i pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic a następnie runęłam na łóżko. Dochodziła 4: 00 nad ranem a ja nie mogłam spać. Myśli kłębiły się tylko wokół jednej osoby. Warknęłam, po czym poszłam po jego własność. Wzięłam ją do ręki i do moich nozdrzy dotarły jego mocne perfumy, których wcześniej nie wyczułam. Założyłam ją na siebie idąc do łóżka. Otuliłam się szorstkim materiałem i automatycznie zdałam sobie sprawę, że jestem wykończona. Zamknęłam oczy i otworzyłam je już rano.

~4 dni później~

Przez 4 dni unikałam go, choć wiem, że będę musiała z nim pogadać. Chociażby dajmy na to przy oddaniu tej nieszczęsnej kurtki. Za 10 dni wyjeżdżam a przez ten czas może się wszystko wydarzyć. I tego się boję. Nie powinnam dać się pokusie i iść z Seanem i Neelą na parking. Nie powinnam była pozwalać sobie na luz. Żelazne zasady powinny obowiązywać zawsze. Będąc przed szkołą podszedł do mnie Sean. Nie wydawało się, aby był zadowolony ani smutny. Raczej obojętny, neutralny.
-Hej młoda! - Krzyknął mi do ucha chcąc zwrócić na siebie moją uwagę. Przewróciłam oczami i spojrzałam na niego słabo się uśmiechając.
- Słyszałem, że jakieś spięcie z Hanem. Wszystko ok?- Przytaknęłam. Emocje zaczęły się zbierać w sercu błagając o wypłynięcie na zewnątrz w postaci łez. Pozwoliłam na to chodź nie chciałam nikomu pokazywać, że jestem słaba. Tak bardzo chciałam, aby to był tylko zły sen.
- Ej Rose. Spokojnie.
- Jak mam być spokojna za półtorej tygodnia wyjeżdżam a Han próbował mnie pocałować. Nie pozwoliłam na to, ale chciałam. To wszystko wychodzi spod kontroli. Ja nie umiem być jedną z was. Nie potrafię!- Krzyczałam dławiąc się łzami. Bezradna tupnęłam nogą nadal płacząc. Ale nawet to nie pomogło mi z emocjami. Chłopak wziął mnie na stronę i kazał usiąść. Stał tak przede mną dopóki się nie uspokoiłam.
- Rose, nikt na początku się nie nadawał. Uwierz byłem niezłym chojrakiem i szukałem nieświadomie kłopotów, więc wiadomo, że jako drifter miałem problem na początku. Z tobą jest inaczej, bo ty nie wiesz czy chcesz pokazać swoje prawdziwe JA. Umysł masz zaśmiecony zasadami prostych ludzi. Tylko wiesz, co mi kiedyś Han powiedział? Ale takich prostych ludzi kieruje strach. Boją się, więc się poddają, uciekają. A ty robisz wszystko na odwrót. U ciebie przeistacza się w działanie i czysty, pełen chorych myśli spontan. Tak powinno być, dlatego uwierz w siebie i walcz.- Skończył, na co rzuciłam mu się na szyję. Odwzajemnił uścisk. Reszta dnia minęła mi normalnie. Uznałam, że pójdę z Ann na zakupy a potem na spacer. Następne 3 dni spędziłam również z przyjaciółką. Jednak ostatni tydzień był udręką. Nie dość, że cała paczka wyjechała z Tokio i to na dodatek nadal mam tą kurtkę. Nie mając, co robić błąkałam się sama po ulicach, oglądając wystawić sklepów. Nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić i jak na złość nie potrafiłam zostawić tego męskiego nakrycia. W ostatni dzień wrócili. Mieli w sobie nową pozytywną energię, która nie wiadomo skąd się pojawiła. Szkoda tylko, że ja musiałam za niedługo znikną z ich życie zapewne na zawsze. Idąc wieczorem po ulicach zatłoczonego Tokio usłyszałam warkot silnika. Zaskoczona odwróciłam się i ujrzałam tak bardzo znajomy sportowy wóz. Szyba rozsunęła się ukazując twarz kierowcy. Nie byłam zdziwiona widokiem Hana, ale w jego spojrzenie zauważą coś nowego.
- Jesteś mi winna kurtkę.- Oznajmił patrząc na noszoną przeze mnie rzecz. Szybkim ruchem ją ściągnęłam i nagle straciłam poczucie bezpieczeństwa. Czułam się naga. Otuliłam się rękami, nie, dlatego, że było zimno, a nie było, tylko, aby choć przez chwilę nabrać odwagi.
- Wsiadaj.- Rozkazał odbierając ode mnie swoją własność. Odsunęłam się o krok do tyłu.
- Nie bądź głupia Rose.
- Nie, to ty nie bądź głupi Han. Trzeba to skończyć.- Chłopak wyszedł na moje słowa z samochodu. Podszedł do mnie. Zrobiło mi się nagle gorąco i cała się spięłam. Skarciłam się w duchu na moje odruchy.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Jesteśmy z innych światów. Omal mnie nie zabiłeś a jutro wyjeżdżam. Nie uważasz, że przydałoby się to zakończyć?- Mówiłam, kiedy on powoli się zbliżał a ja stawiałam kroki do tyłu. Moje plecy spotkały się ze ścianą a jego oczy przyszywały na wylot. Byłam w pułapce. W jego źrenicach widziałam swoją twarz. Tak właściwie wyglądałam komicznie, ale to nie było wtedy najważniejsze. Podparł ręce o ścianę, o którą się opierałam. Każdy mój ruch mógłby być kontrolowany przez jego ciało. Ujarzmiony lub sprowokowany. Miał nade mną władzę.
- Myślisz, że da się to tak po prostu skończyć ? Powiedzieć koniec i do widzenia? - Podniósł głos.- Skoro tak to pewnie masz rację. Idź i nie wracaj! Nie chcę na ciebie patrzeć!- Krzyczał a ostatnie słowa wycedził przez zęby. Łzy zbierały mi się do oczu. Odsunął się i lekko mnie szarpnął. To pozwoliło mi wrócić do rzeczywistości. Ruszyłam pędem do hotelu. Po drodze słone łzy same znajdywały ujście na zewnątrz. Będąc w pokoju z małą ulgą przypomniałam sobie , że już spakowałam walizkę. Położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać jak dziecko. Pierwszy raz w życiu czułam się aż tak bezsilna. Cały świat stał się piekłem. Wszystko legło w gruzach. Moje plany, poukładane fakty , straciły sens i prawdziwość. Byłam rozdarta na miliony kawałków.

⚡Speed needs no translations ⚡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz