8

496 17 1
                                    

Siedziałam tam uparcie 5 dni. Nie jadłam, piłam tylko wodę z pobliskiego strumyka. Nie odbierałam nawet telefonów a swoją drogą i tak już mi się dawno wyładował. Tylko ja i Han , gdzieś tam daleko. Rozmawiałam z nim, płakałam, krzyczałam, wspominałam, marzyłam, a nawet zdarzyło mi się śmiać. Byłam odludkiem. Ludzie czasami przechodzili koło mnie, ale ja nie potrafiłam się do nich odezwać. Dopiero po tych pięciu dniach , nawet sześciu ruszyłam w stronę miasta. Na swojej drodze natrafiałam na ludzi, których znam. Patrzyli na mnie z zatroskaniem oraz szokiem wymalowanym na twarzy. A ja tylko szłam z podniesioną głową. Na szyi wisiały obijające się o siebie nieśmiertelniki. Nie chciałam współczucia. Każdy kiedyś umrze. Nawet nie wiemy, kiedy śmierć po nas przyjdzie. Tam na górze obiecałam mu, że będę silna i mimo przeciwności będę zawsze wstawać, kiedy upadnę. Dla niego, dla nas. Jeszcze przez miesiąc miałam drobne problemy, ale przyjaciele mi pomagali tak samo jak ojciec. Wszystko znowu zaczęło się trochę układać. Mazda została naprawiona i była taka jak dawniej. Długo nie umiałam nawet na nią patrzeć a co dopiero podejść. Czas jednak sprawił, że teraz tylko ja nią jeżdżę. Nie pozwalam jej ruszać. Tylko ja i ewentualnie mechanik. Ale po czasie sama zajęłam jego miejsce. Mijały tygodnie. Wracałam do siebie z każdym dniem, minutą, sekundą. Skończyłam szkołę i założyłam warsztat, ale nie uwierzycie gdzie . Seattle, okrąg wielkiego przemysłu. Jest tam niemalże wszystko a jeśli znajdzie się coś, czego mogłoby zabraknąć niedaleko znajduje się Portland i okręg kalifornijski. Idealna miejscówka na rozpoczęcie nowego interesu. Odpuściłam swoje dawne życie, aby zacząć od nowa. Jednak moja sielanka została zachwiana przez jedną nieprzyjemną wiadomość. Minął rok od wyjazdu i tego samego dnia ( chodzi o wyjazd) zostałam wezwana z powrotem do Sydney. Przyleciałam z jednego końca świata na drugi. Biegnąc do domu zastałam znajomych i przyjaciół rodziny ubranych na czarno. Wszyscy płakali, mieli podkrążone oczy. Jedna chusteczka po drugiej opadała wolno do kosza. Pierwsza podeszła do mnie koleżanka ojca i oznajmiła mi, co się stało. Nie mogłam oddychać. Usiadłam na wolnym miejscu. Całe zainteresowanie spadło na mnie. Patrzyłam po zebranych, którzy oczekiwali jakiegoś znaku. Roztrzęsiona wsiadłam z powrotem do auta i pojechałam na cmentarz, gdyż było po pogrzebie. Stanęłam przed tabliczką z jego danymi. W pewnym momencie emocje dały znowu za wygraną. Płakałam jak dziecko. Uklękłam i zaczęłam mówić.
- Przepraszam... Przepraszam, że mnie przy tobie nie było! Gdybym wiedziała , że mierzysz się z rakiem to bym nie wyjeżdżała! A tak to nawet nie zdążyłam się z tobą pożegnać!- Krzyczałam. Opowiedziałam mu całą historię od wycieczki do teraz, co się tak naprawdę stało. Ulżyło mi w końcu. Komuś o tym powiedziałam i choć wiem , że moi mężczyźni nie wrócą, to, chociaż nie mam poczucia winy i w końcu czuję , że spadł mi kamień z serca. Wróciłam do domu około godziny 23:00. Goście się porozchodzili. Została tylko Kate, która była asystentką jak i dobrą przyjaciółką taty. Wchodząc podbiegła do mnie i przytuliła. Po tych czułościach poszła do kuchni i zrobiła nam gorącej herbaty. Usiadłyśmy w salonie milcząc.
- Nic mi nie powiedział.- Oznajmiłam z żalem.
- Wiem, ale nie chciał cię martwić. Jesteś młoda, masz dopiero 17 lat.
- Ale mógł coś, chociaż napomknąć!
- A czy myślisz , że coś by to zmieniło? Jego los był już spisanym wszystkich Bożych Księga. Nic byś nie zrobiła.- Zaczęłam trawić jej słowa. Ma rację. Był w takim wieku , że to była tylko kwestia czasu.
- Mam coś dla ciebie.- Kate wstała z miejsca i poszła do gabinetu, a wracając z trzymała w dłoniach kopertę. Podała mi ją, a ja bez żadnych wstępów zaczęłam ją otwierać.
- To od twojego ojca. Wiedział, co się święci, więc się przygotował.- Spojrzałam na nią , ale nie przerywałam rozpakowywania listu. Trzymając zawartość zaczęłam czytać na głos.
- Droga Rose, jeśli to czytasz pewnie już dawno wącham kwiatki od spodu. Chciałbym ci jednak przekazać kilka informacji, które mogą zaważyć o twojej przyszłości.
1) Wszystkie rachunki, kredyty są spłacony , a hasło do konta poda ci Kate. To, co tam będzie jest twoje.
2) Masz brata. Nazywa się Brian O'Conner. Z tego, co wiem, jest albo był policjantem w Miami. Znajdź go i napraw relacje. Przy okazji przeprosić , że mnie nie było przy nim. Nie umiałem.
3) Wszystko, co mam jest przepisane na ciebie.
4) Nie ważne czy zejdziesz na złą drogę czy będziesz wieść uczciwe życie. Jeśli będziesz mieć problem zgłoś się do funkcjonariusza Braille'a i Kate. Oni ci pomogą, nie zważając na nic.
I to chyba tyle. Pamiętaj głowa do góry. Co cię nie zabije niech ucieka. Kocham cię Rose. Pamiętaj o tym.
Twój tata, Stephan O'Conner.- Skończyłam czytać pociągając nosem.
Wyciągnęłam jeszcze z koperty dołączone zdjęcie mojego pseudo brata i numery wszystkich ważnych osób dla rodziny. Po obejrzeniu, wszystko schowałam z powrotem do koperty. Zerknęłam na Kate , która nie umiała powstrzymać od łez. Ja zresztą też. Kiedy ostatnia kropla słonej cieczy spłynęła po moim policzku , przeprosiłam ją i poszłam do swojego pokoju. Nie mogłam spać. Było mi niewygodnie. Na dodatek czułam się obserwowana i to nie dawało mi spokoju. Na szczęście rano na stało dość szybko. Od razu zjadłam duże śniadanie i ubrałam się dostosowując strój do pogody przypinając czarną wstążkę do bluzki, na znak żałoby. Przywitam się z Kate, która spędziła noc u mnie. Pierwszym miejscem do odwiedzenia to oczywiście urząd. Trzeba było załatwić papierkową robotę, a po południu udałam się do sklepu. Tam zrobiłam spore zakupy a następnym punktem był posterunek policji. Przywitali mnie koledzy ojca. Próbowałam przełknąć gule w gardle, ale trochę nieumiejętnie mi to szło. Na szczęście cały stres ze mnie uleciał, kiedy znalazłam się w obcym dla mnie gabinecie funkcjonariusza Braille'a.
- Dzień dobry pani O'Conner. - Przywitał mnie znajomy głos. Uśmiechnęłam się delikatnie do policjanta i podaliśmy sobie dłonie. Następnie usiedliśmy na fotelach a sekretarka przyniosła nam po filiżance kawy.
- Co cię do nas sprowadza?- Zapytał w końcu sącząc napój. Spojrzałam w czarną ciecz.
- Potrzebuję kogoś znaleźć i to jak najszybciej.- Mężczyzna nagle się ożywił. Podbiega do biurka i wyciągnął potrzebne rzeczy do zapisywania.
- Nazywa się Brian O'Conner. A wyglądam tak.- Podałam mu zdjęcie.
- Z tego, co mi wiadomo jest gliną znaczy policjantem.
- Byłym tak dokładnie. Znam go. Niezły z niego przestępca. Rajdowiec i te sprawy. A po co chcesz go znaleźć? Nie mówi, że to ktoś ważny. Bo to imię i...
- Zbieżność nazwisk. Mam do niego sprawę. Bardzo ważną. Niecierpiącą zwłoki. Dlatego proszę o jak najszybsze znalezienie. Da się to zrobić? -Zapytałam z nadzieją w głosie. Mężczyzna spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Stanowcza jak ojciec. Jasne, że damy radę. Jak nawet poczekasz chwilę to powiemy ci gdzie ostatnio był. Ale niestety często zmienia miejsce, dlatego ciężko go złapać.- Przytaknęłam i wyszliśmy z pomieszczenia. Zostałam poproszona, aby zostać na korytarzu. Ludzie przychodzili koło mnie i posyłali mi wścibskie spojrzenia. Obiecałam sobie spokój , ale gdybym dłużej tam miała zostać to bym w końcu komuś krzywdę zrobiła. Nie musiałam czekać nie wiadomo ile. Po kilku minutach funkcjonariusz wyszedł z "tajnego" pomieszczenia posyłając mi swój jakże codzienny uśmiech.
- Ostatnio widziano go na Dominikanie. Tu masz wytyczne.- Policjant podał mi świstek, za, który podziękowałam i wyszłam z budynku. W domu zaczęłam się pakować. Miałam mało czasu.
- Gdzie ty tak latasz?- Kate wyraźnie puszczały nerwy.
- Lecę spotkać brata. - Powiedziałam zasuwając walizkę.
- Jego?!- Zapytała wyrzucając kartkę od funkcjonariusza.
- To przestępca!
- To mój brat!- Skrzyżowałyśmy wzrok.
- Obiecałam ojcu, że to zrobię. To jego życzenie. Nie zawiodę go. Nie tym razem...- Powiedziałam i przeszłam koło niej z torbą. Zapakowałam wszystko dla auta i kiedy miałam wsiąść usłyszałam za sobą głos.
- Szerokiej drogi.- Odwróciłam się i zostałam przytulona przez kobietę.
-Tylko, aby ci się nic nie stało.- Wyszeptała. Zaśmiałam się i odwzajemniam uścisk.
- Spokojnie. Co złego to nie ja.

⚡Speed needs no translations ⚡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz