13

514 15 2
                                    

*POV Han*

Obudziłem się z niezłym kacem. Bolała mnie głowa i nie mogłem ruszyć prawą ręką oraz nogą. Odwróciłem głowę a koło mnie leżała nie, kto inny jak Rose. Właściwie nie koło mnie tylko na połowie mnie. Miała zamknięte powieki i głęboko oddychała. Poprawiłem jej rozczochrane włosy i pocałowałem w czubek głowy. Bezszelestnie udałem się do łazienki gdzie ogarnąłem się do porządku a później na plac. Czekali już na mnie przyjaciele. Nie wyglądali lepiej niż ja. Tylko Mia była w świetnej formie, ale to zrozumiałe, bo tak dużo nie piła, co poniektórzy. Chodzili w tą i z powrotem bez celu, co jakiś czas nawoływali się wzajemnie. Na mój widok zatrzymali się i jak głupi do sera zaczęli się szczerzyć.
-Co z wami nie tak?!- Zapytałem i odchrząknąłem próbując się nie roześmiać.
-Z nami wszystko w naaaajlepszym porządku. A u ciebie?- Zapytał Brian ruszając znacząco brwiami. Od razu zrozumiałem, o co mu chodzi. Pokręciłem zrezygnowany głową i poszedłem coś zjeść. Po drodze zostałem poklepany pocieszająco po plecach przez Vinca, który śmiał się w niebogłosy. Nie rozumiem, co im tak wesoło... Chyba kac robi swoje. Po jakimś czasie wstała Rose. Ubrana w o dziwo moją fioletową koszulę i czarne rurki podeszła do nas i się przywitała. Stojąc koło mnie pchnęła mnie biodrem na zaczepkę, którą oddałem. Kiedy nie dawała za wygraną przerzuciłem ją przez ramię, aby się uspokoiła. Wszyscy zaczęli się śmiać na piski dziewczyny. Wszystko zaczęło się w końcu układać.

*POV Rose*
Siedzieliśmy przy stole popijając herbatę. Miła atmosferę zmącił Dominic, jako "przywódca" i głową rodziny.
- Reyes, podwoił ochronę, a tak na prawdę każdy glina w tym rejonie, który dał się przekupić jest na komisariacie. Czyli... Wszyscy. Forsa znajduje się w środku, a żeby się tam dostać trzeba sprawić, aby kamery nas nie uchwyciły, bo inaczej będzie pozamiatane. Daliśmy radę ustalić ich umiejętności na przykład szerokie pole widzenia i szybki refleks. Wczoraj "przez przypadek" - zrobił cudzysłów w powietrzu- Brian i ja wygraliśmy kilka aut, więc moglibyśmy poćwiczyć, aby nas nie zauważyły. Zabawka dla Teja przyszła, więc on zajmie się łamaniem zabezpieczeń. Więc... Nie gapimy się tak! Do roboty!- Ryknął, po czym wszyscy zerwaliśmy się na równe nogi. Vince, Brian i Mia zajęli się podłączaniem i ustawianiem kamer do komputera. Santos z Leo podjechali autami, aby nie przeszkadzały w wyścigu a reszta w tym ja zaczęliśmy wybierać wozy i miejsca w kolejce ktoś będzie jechał pierwszy. Na początku był Brian później Santos, Leo nawet Tej spróbował, ale jego to trochę nerwów kosztowało. Następnie wielce hardcorowy Roman omal nie skasował całe Audi, po nim jechał Dom, Mia, Vince, Han i na końcu ja. Chciałam jechać ostatnia z kilku powodów. Pierwszy i chyba najważniejszy, z Hanem możemy się czuć w tych klockach lepsi. To są zakręty nie do przejechania dla osób, które głównie ścigają się po prostej albo po SZEROKICH ulicach. Więc uznałam, że mogę im zrobić show jakby się udało. A po drugie lubię się nie spieszyć z czekaniem. Jak jestem na końcu to patrzę jak ktoś jeździ, ulepszam w głowie swój plan i spokojnie wiem, kiedy jest czas na mnie. Ale wracając. W końcu nastał mój moment. Na moje nieszczęście musiałam wsiąść do błękitnego, o ironio, chyba ulubionego auta brata Skyline'a. Weszłam do środka i zapięłam pasy bezpieczeństwa, a nade mną zawisł Han.
- Spokojnie. Uważaj na zakręty są ostre, więc abyś nie była zaskoczona.
- Han, wyglądam ci na dziewczynę, którą byłam 2 lata temu?
- Właśnie niby tak, niby nie. Czasami nie wiem jak mam cię traktować.- Odparł i się zamyślił. Cmoknęłam go krótko i ustawiłam się na starcie. Kiedy pozwolili mi ruszyć czułam się nieswojo. Jeździłam w wieku wozach, ale ten wyjątkowo mi nie leżał. Kończąc jazdę już na wstępie słyszałam, że coś było nie taki. Wyszłam z pojazdu i ruszyłam ku nim.
- Nieźle, ale uchwyciły się wszystkie.- Odpisał zawiedziony Tej. Nieźle, ale i tak wszystkie?! On chyba żartuje?! I to ma być nieźle?! Zdenerwowana przebiła się przez grupę i wsiadłam do swojego samochodu. Przesunęłam delikatną skórę na kierownicy. O wiele lepiej. Krzyknęłam im, że chce jeszcze raz. Nie zgłaszali sprzeciwów. Dali znak. Przycisnęłam pedał gazu i z tylnych opon kłębił się dym. Ruszyłam. Każdy zakręt ścięłam w końcu perfekcyjnie. Tego było mi trzeba. To jest MOJE auto. Nie jakaś tęczówka.
- I jak? - Krzyknęłam kierując się w ich stronę. Popatrzyli na mnie ze zdziwieniem. Jedynie Han śmiał się pod nosem. Uśmiechnęłam się do niego, na co puścił mi oczko z chytrym uśmieszkiem.
- Jak ty to?- Vincowi plątał się najwyraźniej język, bo zaczął się jąkać. Wzruszyłam rozbawiona ramionami.
- Nie to auto. - Odparłam nie wytrzymując i się zaśmiałam. Usiadłam na masce mazdy i czekałam na jakiś odzew.
- No to mamy już Wyścigówkę!- Za wiwatował Rom i mnie mocno przytulił. Jego poczucie humoru jest niesamowite. Kiedy mnie puścił polizał mnie po policzku jak gdyby nigdy nic.
- Nawet się nie spociła. Nerwy ze stali na tych zakrętach.
- Nie jestem taką kluską jak ty, aby skomleć ze strachu za każdy razem, kiedy muszę pociągnąć za ręczny. - Uśmiechnął się do mnie, za co mnie odepchnął teatralnie urażony. No i mamy obrażonego Roma.
- O Chryste... Taka mała a ma taką rakietę. - Oznajmił Tej kręcąc głową nadal z niedowierzaniem.
- Rakieta to jedno, a umiejętności nad nią panowania to drugie. - Han wstał i wyszedł wymawiając te słowa. Zainteresowało mnie to, że udał się w inną stronę niż zawsze. Kiedy wszyscy zajęli się czymś innym i mogłam mieć w końcu czas dla siebie udałam się za chłopakiem. Po wyjściu po stromych schodach na dach zorientowałam się, że to taras. A na końcu budynku znajdował się Han.
- Noc w Rio dr Janeiro jest piękna, ale że aż tak?- Oznajmiłam dając do zrozumienia, że jestem. Han nawet się nie odwrócił, więc postanowiłam podejść. Oparłam się o barierkę patrząc w niebo. Przypomniałam sobie czasy, kiedy miałam 6 lat. Razem z ojcem patrzyliśmy na gwiazdy wymyślając historię, a kiedy któraś spadła myśleliśmy o swoich marzeniach. Moim zawsze był chłopiec, sportowa maszyna oraz mnóstwo przygód. Nie ważne czy miałam te 6 czy 12 lat. To marzenie zawsze we mnie było. Mieszkałam sama z ojcem, dzięki czemu miałam tylko jego, jako wzór idealnego faceta. No, bo tata zawsze będzie najwspanialszym mężczyzną dla swojej córki. Oprócz tego miałam też inne marzenia takie jak zdrowie dla bliskich, czy aby tata znalazł kogoś dla siebie, ale to w późniejszych latach, kiedy zrozumiałam, że był trochę samotny. Jednak nic takiego się nie stało a pokładaliśmy nadzieję w Kate. Ale tak wierzyłam w spełnienie tych marzeń. Te gwiazdy. A nuż by się spełniły. Tej nocy miałam poczucie, że jest tak samo, tylko zamiast taty jest on.
- Jutro wszystko się zacznie.- Zagadnął chłopak.
- Tak, jutro okaże się, kto jest lepszy. A właśnie!- Podniosłam głos. Ściągnęłam z szyi nieśmiertelniki i mu je podałam.
- To raczej twoje.- Han się uśmiechnął i pokręciło głową.
- Nie. Są twoje.- Zamknął moją dłoń, w której trzymałam metal. Przewróciłam oczami na jego słowa.
- Rose?
- Huh?
- Obiecaj mi coś. - Zdziwiłam się.
- Nie ważne, co by się jutro działo, gdyby było gorąco masz uciekać. Ratujesz siebie.
- Han!- Powiedziałam ostro. Miał smutny wyraz twarzy. Chciało mi się płakać, ale trzymałam się jak mogłam. Ściskałam jedną dłonią barierkę a druga była zaciśnięta w pięści, bo stałam bokiem (przodem do chłopaka).
- Nie mogę ci tego obiecać. Nie uciekałam nigdy od problemu. Tylko raz tak zrobiłam. - Powiedziałam, a na jego twarzy wkradł się uśmiech.
- Ciekawe. Czy to o mnie chodzi? W Tokio?- Zapytał, przez co dostał kuksańca w ramię. Zaczęliśmy się śmiać.
- Uwierz mi. Byłeś i jesteś jedynym s moich największych problemów. - Powiedziałam a on zaczesał swoją burzę kruczoczarnych włosów do tyłu zadowolony z siebie.
- To zaszczyt panno O'Conner.
- Lue ogarnij się. Bo to brzmi jakbym była masochistką, że mi się podoba fakt posiadania problemów. - Zaśmiałam się a on zaraz za mną. Chwycił mnie za nadgarstek i przysunął do siebie muskając moje usta jakby się żegnał. Nienawidziłam jak on to robił. Zdarzały się momenty, że mówił, że jest zły albo coś i robił coś podobnego. Jak gdyby zrywał albo gdzieś odchodził na zawsze. Ale tym razem znowu miałam przed oczami wydarzenia z czasu wypadku. Wystraszyłam się. Zaczęłam się kręcić. A kiedy znalazłam jego oczy w tych moich okrutnych poszukiwaniach przytuliłam się do niego.
- Spokojnie. Nie pozbędziesz się mnie.- Momentalnie mięśnie przestały być takie spięte. Obydwoje znowu zaczęliśmy patrzeć w gwiazdy.
- Han?
- Tak?
- Nie daj się zabić.

*POV Vince*
Siedzieliśmy prawie wszyscy w okręgu. Wydawało się to trochę stresujące jakby ktoś patrzył na nas z boku. Nikt się nie odzywał. Był zatopiony we własnych myślach. Kątem oka widziałem jednak, że Roma już swędzi tyłek i ma ochotę się odezwać.
- Nawet koleś nie próbuj.- Odezwałem się do niego, aby zgasić jego zapał.
- No, ale czy to nie cudownie, że mamy więcej gołąbeczków w rodzinie? Ha! - Nie dawał za wygraną. Wiedziałem, że chodzi mu o Rose i Hana. Byli teraz gdzieś razem, sami... Poza tym jedyną parą, jaka teraz jest to Mia i Brian. Kiedyś była też Letty i Dom, ale to już inna bajka. Ta blondi i Azjata pasują do siebie. Są z natury spokojni i starają się trzeźwo myśleć. Pochodzą z tych samych środowisk, jeśli chodzi o ściganie się. Jednak, kiedy ją zobaczyłem. To było. Takie... Wow. Ma mocne spojrzenie. Jeśli w ogóle można byłoby to tak nazwać.
- Vince, żyjesz?
- Hyh?
- Stary odpłynąłeś. Czyżbyś myślał o naszej blondi? Hmm?- Rom zaczynał przesadzać. Zaczął cmokać do mnie, robiąc swoje głupie miny zakochanego.
- Słuchaj ty czarna klusko! Jeszcze...
- Vince! Uspokój się! Co z tobą?!- Dom zabrał głos. Zabijałem wzrokiem czarnucha. Wstałem i trzaskając drzwiami zamknąłem się w warsztacie obok. Zacząłem coś naprawiać. Kręcić w tym całym złomie. Szybko jednak rzuciłem wściekły kluczem i usiadłem. Czy ja serio zaczynam wariować? On ma rację? Zauroczyłem się?
- Wszystko ok? Zrobiłeś niezłą akcje na placu. - Odwróciłem się a za mną stal blondynek. Mimo tego, że zabrał mi Mie to jeszcze przyprowadził swoją siostrzyczkę i niszczy cały porządek w tej rodzinie.
- To wina twojej siostry Brian! Ona wszystko to zaczęła! Nie powinna tu w ogóle być! Jest za młoda! Zbyt głupia!
- Hej! Co ma niby do tego Rose?! To, że ci się podoba, nie oznacza, że to jej wina. Ona od samego początku chciała Hana. Na ciebie nawet nie patrzyła. Nie zwalaj na nią, skoro miała jasno wyznaczony cel. Był nim Han. Przyjechała tu, bo ją o to prosiłem. I jak widzisz, przydaje się i to bardzo. Jutro mamy akcje. Nie zawal tego, gościu, bo nie ręczę za siebie. A swoje wierszyki miłosne do niej możesz nocami pisać i topić w kiblu. - Krzyknął. Jego włosy były chyba jaśniejsze niż zwykle ze złości. Miał racje, ale i tak to nie w porządku. Nic już mu nie odpowiedziałem. Pochyliłem się opierając o kolana. Patrzyłem na swoje dłonie, które były umazane w smarze.
- Lepiej przemyśl to, co mówisz o kobiecie, bo przeżyła swoje.- Poklepał mnie po ramieniu i delikatnie ścisnął.
- A i na marginesie. Ona nie jest głupia. Wbij sobie to do tego łba. Dobranoc stary.
- Dobranoc.- Wyszeptałem i wróciłem do siebie. Umyłem jeszcze dłonie i się położyłem. Nie mogłem zasnąć. Godziny leciały jak szalone. Na szczęście jednak kraina snów pozwoliła mi wejść.

⚡Speed needs no translations ⚡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz