10

523 20 7
                                    

*7 miesięcy po Dominikanie*
Usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia. Ktoś usilnie próbował zmącić moją harmonię. Podeszłam do metalowego stolika, który stał na południu pokoju. Nad nim wisiała tablica, gdzie na magnesach przypięte były różne zdjęcia i moje bazgroły dotyczące wszelakich formalności. Urządzenie wydając z siebie niesforne brzdęki wibrowało na blacie. Powolnymi ruchami odebrałam.
- Halo?
- Jest sprawa. Potrzebuję twojej pomocy.
- Jaśniej proszę.
- Twojej wygadanej buźki, umiejętności flirtu, walki wręcz, strzelania, śledzenia, ścigania, anonimowości, znajomości systemów. Mam wymieniać dalej? Ogólnie jesteś cała nam potrzebna.
- Nam?
- Rodzinie. - Cisza.
- Gdzie?
- Brazylia. Rio de Janeiro.- Rozłączyliśmy się. SMSem wysłał mi jeszcze dokładne współrzędne. Więcej mi nie było trzeba. Z szybkością światła załatwiłam najpotrzebniejsze rzeczy, spakowałam i wsiadłam do Mazdy kierując się w stronę brata. Gówniarz wpakował swój zacny tyłek w kłopoty.

*POV Unknown*
- Jest robota.
- Coś czułem. Opłaca się?
- Nawet nie wiesz jak. - Powiedział jeszcze gdzie się mamy spotkać i na tym się skończyło. Zabrałem najpotrzebniejszy asortyment i wyjechałem najszybciej jak było to możliwe. Pomyślałem sobie, że to będzie szybka i łatwa zabawa. Ale ja tylko MYŚLAŁEM.

*POV Brian, Brazylia*
- Dom! Zjeżdżają się!- Krzyknąłem do przyjaciela, który siedział przy stole i oglądał mapy. Dominic Toretto jest bratem mojej żony, Mii. Skierował swoje umięśnione cielsko w naszą stronę, a jego ledwo widoczne włoski na głowie świeciły się w słońcu. Nosił, na co dzień jeansy i bokserkę, a dodatkiem był symbol rodziny, czyli srebrny, krzyż na łańcuchu. Hańba tym, którzy go nie szanują. Nie chciałbym być w ich skórze.
- To chodźmy się przywitać. - Powiedział swoim grubym głosem. Wraz z Mią i Vincem zeszliśmy piętro niżej gdzie czekali na nas już przybysze. Z daleka było słychać ich podniesione głosy. Zaśmiałem się w duchu na jakże typowe zachowanie kompanów.
- No no no. Ledwo się poznajecie i już kłótnia za kłótnią. Nie mało wam? - Zażartowałem. Przede mną stali Santos, Leo, Roman i Tej.
- To nie moja wina blondi! Zaczęli! - Żalił się Rom.
- Tylko się nie rozpłacz Pearce. - Zaśmialiśmy się, na co mężczyzna cmoknął niezadowolony. Tej nie byłby sobą gdyby nie zaczął mu dogryzać.
- Wszyscy? - Zapytała brunetka. Przeleciałem wzrokiem po zgromadzonych. Zdeklarowało się 10 osób, a naliczyłem 7.
- Jeszcze trzy. Dajmy im czas. - I jak na znak dołączył do nas ktoś od Dominica. Zacząłem się niecierpliwić. Pomyślałem, że może zapomniała, albo nie mogła... Nie chciała? Nagle do pomieszczenia wjechało sportowe auto. Uśmiechnąłem się na dźwięk ryku tego silnika. Zebrani mieli zaskoczone miny a na dodatek ich oczy posiadały niesamowite iskierki.
- Kto to jest? - Pisnął Roman.
- Nie podniecaj się tak, bo może to być facet. - Tej uciął zapał przyjaciela.
- A ja coś czuję, że to laska. I taka doooobra, taka 10/10. - Skwitował Leo, co w efekcie został zbesztany przez Santosa. Bez zastanowienia ruszyłem w stronę "mojego człowieka".

*POV Rose*
Wjechałam do jakiejś rudery pomarańczowo czarną Mazdą. Na wejściu mimo mocnych szyb i metalowych drzwi usłyszałam kłótnie jakiś mężczyzn. Przyciemniane szkło pozwoliło mi na dyskretne zlokalizowanie ich. Było ich dość sporo. Moim oczom ukazał się również Brian, zmierzający w moją stronę. Zaparkowałam na wolnym miejscu i zgasiłam silnik. Otworzyłam drzwi z zamiarem wyjścia z wozu, przed czym jeszcze sprawdziłam jak wyglądam.
- Siostra! - Mój brat krzyknął do mnie na wstępie. Z przyzwyczajenia wycelowałam do niego pistoletem gdyż dosłownie bieg w moją stronę.
- Nie rób scen Brian. - Powiedziałam i schowałam broń na swoje miejsce. Zostałam wyściskana przez niego, a później przez Mię, która do nas podeszła.
- Rose, teraz poznasz parę osób. Widzisz tego krępego gościa z dredami i ciemnej karnacji? To Leo, on i Santos, obok niego ten o opalonej cerze i miłym wyrazem twarzy zajmują się ładunkami wybuchowymi. Takie Buuuum! Niedaleko nich jest Roman Pearce. To mój przyjaciel z podwórka. Rajdowiec i wygadany czarnuch. Dalej jest też o ciemniejszej skórze, ale skromnym wyglądzie facet. Tej Parker, mistrz sejfów i komputerów. Po jego lewej znajduje się Vince. Ma jasna skórę, ciemne włosy i broda, ale spokojnie. Z natury jest raczej miły. Członek rodziny, również rajdowiec. Głową rodziny jest Dominic Toretto, brat Mii. To ten łysy, umięśniony bydlak. - Brian podniósł głos chcąc zaczepić przyjaciela. Tamten pokazał mu tylko środkowy palec. Zaśmiałam się.- Ale lepiej staraj się go nie mieć za wroga. I na koniec. Z tego, co wiem to amerykano - azjata. Han Seoul-Oh, przyjaciel Doma.- Skończył idąc w ich stronę.
- Dziwne, znałam chłopaka o tym samym imieniu i nazwisku, co tamten facet. Tylko najśmieszniejsze jest to, że on nie żyje.- Oznajmiłam i go wyprzedziłam. Stanęłam koło grupy i z każdym się przywitałam oraz szybko się poznaliśmy. Jednak, kiedy nastał czas na tego HANA było to o dziwo trudne, aby się do niego przekonać.
- Han Seoul-Oh, ale mówią mi Han Lue. A ty to?
- Rose O'Conner, siostra tego kretyna, miło mi.- Pokazałam na Briana, który urażony odwrócił się teatralnie do mnie tyłem. Skrzyżowałyśmy z rozmówcą wzrok. Ze zdziwienia obydwoje otworzyliśmy usta. Nie, nie, nie! To nie możliwe! Nie zrobiłam żadnego ruchu. Nie mogłam odciągnąć wzroku od osoby na przeciwko mnie. Czuję się, co najmniej zdekoncentrowana. Przyglądałam się jego ciemnym oczom, gładkim gęstym włosom i wąskim ustom, które były delikatnie różowsze niż jego śniada cera. Zapragnęłam ich spróbować. Były mi tak znikomo znajome. Przed oczami miałam wszystkie wspomnienia z przeciągu 2 lat. Zrozumiałam, że wszyscy na nas patrzą a później po sobie nie wiedząc, o co chodzi. W końcu potrząsnęłam głową z niezrozumieniem powodując ruch moich blond włosów, które wyglądały w blasku słońca jak złoto. Zlustrowałam jeszcze lico Hana, który był również nieco wystraszony. Podeszłam bez słowa do Briana i stanęłam z nim ramię w ramię. Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie.
- Wszystko dobrze? - Wyszeptał. Mimo guli w gardle wyszeptałam ciche 'yhy'.
- Muszę się przewietrzyć. - Rzuciłam krótko i biegiem ruszyłam do samochodu, którego koła później całą swoją mocą tworzyły kłęby białego dymu, smugi na podłodze i swąd spalonej gumy. Wyjechałam jak strzała na drogę ignorując każdy możliwy pojazd poruszający się w tą samą stronę, co ja. Wyprzedzałam wszystko, co było w ruchu nie zdejmując nogi z pedału gazu.
- Co to do cholery ma być?! - Krzyknęłam do siebie uderzając dłonią w kierownicę. Zatrzymałam się w ustronnym miejscu, mogącym uznać za pustkowie. Nie było w okolicy żadnej żywej duszy. Wysiadłam trzaskając drzwiami bez zastanowienia zaczęłam wrzeszczeć i wyklinać wszystko, co mi wpadło w danej chwili do głowy. Nie obchodziło mnie to, że ktoś usłyszy czy zwróci uwagę. Wszystko zaczęło się teraz komplikować. Kucnęłam i schowałam twarz w dłoniach.
- Co się dzieję? - Zapytałam, ale odpowiedziała mi głucha cisza. Zrezygnowana wróciłam do pojazdu, poprawiłam swój wygląd w lusterku i wróciłam do ekipy, która czekała na mnie z niecierpliwością. Obiecałam bratu, że mu pomogę. Nieważne, co by się stało, dotrzymam obietnicy. Choćbym miała stawić się czoła przeszłości.

* W tej samej chwili*
*POV Narrator*
- Co się stało? - Zapytał zniecierpliwiony Vince, ale nikt mu nie odpowiedział. Każdy był zatopiony we własnych myślach. Siedzieli myśląc nad daną sytuacją. Jedynie Han stał w odosobnieniu od grupy. Mierzył się z prawdą a kłamstwem. Próbował sobie wyjaśnić niektóre rzeczy, ale przychodziło mu to z trudem. W pewnej chwili podeszła do niego Mia. Swoim łagodnym wyrazem twarzy uspokoiła chłopaka na tyle, że był gotów jej się zwierzyć, bo przecież po to przyszła.
- Znasz ją?- Dziewczyna zabiła nieznośną ciszę. Mężczyzna wzruszył ramionami. Nie był pewny czy to nadal ta sama osoba lub czy to ona a nie kobieta łudząco podobna.
- Ona chyba cię zna. Inaczej by tak nie zareagowała.
- Mia, błagam cię. To jest trudne do wyjaśnienia.
- To, chociaż spróbuj! - Dziewczyna nie dawała za wygraną. Han zastanowił się przez chwilę, układając sobie, co ma powiedzieć w głowie. Wziął kilka wdechów i obrał sobie jakiś punkt w oddali dla skupienia. Trafiło na kawałek rozbitej szyby. To, co go trapiło ujrzało światło dzienne. Kobieta słuchała go uważnie, ani razu nie przerywając. Sam siebie zaskoczył, gdyż nigdy nie zwierzał się nikomu innemu niż pewnej dziewczynie. Tylko dałby sobie rękę uciąć, że ona już nie żyje. Kiedy zakończył swój monolog, Mia popatrzyła na niego, że współczuciem. Nie sądziła, że kogoś takiego jak Han mogło tyle spotkać w ostatnim czasie. Sądziła, że tylko jej brat i mąż mieli to "szczęście". Przytuliła przyjaciela chcąc dodać mu otuchy.
- Wiesz, co masz zrobić. - Oznajmiła z trochę słyszalnym pytaniem w głosie. Rozmówca zrobił zdziwioną minę.
- Musisz upewnić się czy to ona i przede wszystkim z nią pogadać. Jednak najważniejsze jest to, abyś był gotów. Zrobił to w zgodzie z samym sobą. Nic na siłę. - Powiedziała gładząc jego podkoszulek jak to robiła mężowi, kiedy pragnęła, aby zrozumiał powagę sytuacji. Uśmiechnęła się delikatnie do faceta, który odwzajemnił go trochę słabiej, ale później znowu posmutniał. Wyglądał już lepiej niż wcześniej. Ten widok był dla niej jak miód na serce. Poczuła się potrzebna. Wiedziała, że na pewno pomogła, chociaż trochę. Nagle na plac wjechała jaskrawa maszyna. Serce Azjaty (będzie to następny synonim Hana) skoczyło, a brunetka chwyciła go za rękę, mając nadzieję, że nie spanikuje. Obydwoje wstali i jak na znak z pojazdu wyszła Rose. Miała czerwone oczy i rozwiane włosy ułożone w nieładzie. Han spojrzał na Briana a tamten surowym wzorkiem kiwnął głową, że wszystko jest w porządku. W tamtej chwili zaczęła się dla nich wielka droga.

Hej Ho!
Wiem, że może rozdziały nie są jakieś super długości. Ale chciała bym się spytać, czy podoba wam się to co piszę. Czy macie może jakieś uwagi? ^^  i zapraszam do gwiazdkowania i komentowania bo to również motywuje 💕

⚡Speed needs no translations ⚡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz