16

413 11 0
                                    

*POV Rose*
Entliczek pentliczek, ciemno tu ciemno tam, co ja kurczę zrobić mam?! GORZEJ BYĆ NIE MOŻE!

Od dawien dawna jestem zamknięta w jakiejś klitce, która znajduje się z tego, co zauważyłam pod podłogą, na dodatek w ziemi. Jest tu zimno i leżę tu z dwa może trzy dni. Siedziałam cicho mając nadzieję, że o mnie zapomną i kiedy będą próbować otworzyć właz to jakoś ich pokonam. Ale sił miałam coraz mniej.
W pewnym momencie zaskrzypiały drzwi od małej stodoły gdzie byłam zamknięta. Słyszałam kroki, które były dokładnie jadę mną. Ktoś zaczął szurać, krzątać się przy jakiś rzeczach, zakładam, że jakiś narzędziach. Niestety jak mnie tu zamykano miałam zasłonięte oczy opaską. Odbiegłam jak mogłam z tamtego miejsca i schowałam się za drabinką. Nagle drzwiczki się otworzyły. I ktoś zszedł na dół. Jego postura w ogóle nie należała do któregokolwiek z tych, którzy mieli ze mną styczność. Skradałam się, aby tylko nie dać po sobie poznać, że jestem tuż za nim. Zauważyłam jego siwe włosy. Posiadał jakieś wiadro i zaczął zbierać ziemniaki. Tak byłam zamknięta z kartoflami. Co najlepsze jak zjesz surowe ziemniaki możesz się otruć, więc i tak było ciężko wyżyć, a miałam może litr wody w butelce, co mi rzucili. Jego bawełniana koszula w kratkę ukazywała jego cherlawe ciało staruszka. Odezwało się we mnie poczucie tęsknoty. Mój ojciec pewnie by tak wyglądał gdyby jeszcze żył... Mimo jego blond włosów, miał tendencję do siwienia i zawsze marzył o założeniu ogródka gdzieś na wsi. Na chwiejących nogach stanęłam niedaleko mężczyzny, ale tak, aby go nie wystraszyć. Wzięłam oddech i kiedy miałam coś powiedzieć uprzedził mnie, przez co wypuściłam głośno powietrze prawie plując.
- Nie wiem, kim jesteś, ani czym jesteś. Po co tu jesteś, i dlaczego. Ale to, że jestem stary, nie zmienia faktu, że potrafię oddać.
- Stary, ale jary. - Powiedziałam lekko się uśmiechając. Odwrócił się i zauważyłam, że miał gęstego białego wąsa.
- W rzeczy samej panienko.- Na ostatnie słowo delikatnie się zaśmiałam. Nieznany mi mężczyzna nie wydawał się być groźny. Kto widzi wroga w staruszku z siwizną w koszuli w kratę i spodniach na szelkach? Zaprosił mnie do swojego gospodarstwa. Mieszkał sam. Był wdowcem po pięknej żonie, która odeszła kilka lat temu. Nie jest z Brazylii, tylko z Anglii, dlatego posiada jasną karnację. Co dziwnego, jego dobroć nie ma końca! Znalazł nastolatkę w swojej, że tak powiem piwnicy. Roznegliżowaną do bielizny, wygłodzoną, i na dodatek jakby ktoś patrzył s boku uznały, że chciałam go zaatakować. A on, co zrobił? Zabrał mnie do siebie, podarował swoją starą sukienkę jego żony za młodu, nakarmił, pozwolił się umyć i zebrać do kupy. Kiedyś przestałam wierzyć w ludzkość, a z tym staruszkiem światełko nadziei znowu zalśniło. Siedząc na jego tarasie w bujanym foteliku z ciepłą herbatą patrzyliśmy na zachód słońca. Czekałam na moment, kiedy będzie mrok, albo, chociaż pół mrok, aby przyzwyczaić się i nie czuć tego strachu, co dawniej.
Kiedy to nastąpiło poczułam dreszcze i odkryłam się kocem.
- Panienka boi się czegoś, a takiemu staremu zrzędzie jak ja nie chcę powiedzieć.- Zaczął delikatnie mnie prowokując. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, ale od razu zbladł.
- Wiesz, panie...
- Roy Portman. Pani?
- Rose O'Conner. Panie Portman to cięższe niż się panu zdaje. Moja przeszłość nie jest tak kolorowa i usłana różami jak się panu wydaje. Przeżyłam wypadek mój i mojego chłopaka. Myśleliśmy nawzajem, że obydwoje nie żyjemy, co nas od siebie oddaliło. Później wyjechałam z miasta. Ciężkie początki mojej hmmm może nazwę to 'pracy'. Później śmierć ojca, czyli jedynej osoby, którą wtedy miałam. Znalazłam brata, którego poszukuje policja. Mój chłopak się odnalazł, ale za to chyba rozkochałam w sobie nie świadomie jego przyjaciela. Choć od samego początku dawałam jasno do zrozumienia, że z nim się przyjaźnie, a z Hanem, moim chłopakiem, jestem w związku. Ostatnio przyjechałam do Rio, bo moja rodzina potrzebowała pomocy. Niestety zostałam porwana i maltretowana, a na koniec zamknięta w jakiejś piwnicy. Nie wiem czy oni w ogóle próbowali mnie szukać, czy czekają na mój znak. Ale wiem, że muszę do nich wrócić.
- Myślisz, że na ciebie czekają?
- Oczywiście! To moja rodzina! Nie zostawiliby mnie. Chyba...- W pewnej chwili miałam wątpliwości. Są poszukiwani. Im dłużej są w kraju tym są w większym niebezpieczeństwie. Mogli już dawno uciec i mnie zostawić, bo i tak nikt nie wie gdzie się podziewam. Westchnęłam i zakryłam odkryte nogi kocem.
- Wiesz... Lucia, moja żona, zawsze powtarzała. Rodzina, choćby nie wiadomo jak była daleko, zawsze będzie twoją rodziną. I nie liczą się tylko więzy krwi. Choćbyś myślał, że zostałeś sam, spójrz w niebo. A księżyc prześlę twoje prośby tym, którym na tobie zależy. Obydwoje wierzymy w mocniejszą moc Pana Nocy, niż Pani Dnia. Och, co najlepsze! Kiedyś opowiadaliśmy naszemu synkowi, taką bajkę na dobranoc.

Dawno temu, był sobie Księżyc, Pan Nocy i Mroku. Był on bardzo potężny. Otaczał się chwałą, bo jako jedyny umiał rozproszyć ciemność podczas nocy. Był pyszny i samolubny. Uważał się za wybawiciela ludzi. Jednak pewnego razu pojawiło się Słońce, czyli Pani Dnia i Światła. Zadbała o ludzkość dając mu ciepło, zdrowe plony i nie oczekiwała nic w zamian. Księżyc zdziwiony, że nie chce danin od ludzi, zaczął rozmawiać z Panią Dnia. I w ten sposób zakochali się w sobie. Pan Nocy, jako najwspanialszy prezent dla swojej ukochanej podarował jej kawałek czasu. Czyli przysłowiowe rano. On zaś panował wieczorem. I w taki sposób powstały pory dnia. A fazy księżyca jak i słońca są oznaką tego jak bardzo się kochali, że miłość zwyciężyła i w tym momencie są ze sobą blisko. Bo miłość, przezwycięży wszystkie zasady. I każdy ma prawo poczuć jej moc.

Słuchałam go z wielką uwagą. Jednak nie rozumiałam, o co mu chodziło. Kiedy skończył upił łyk whisky i spojrzał na księżyc.
- Co chcesz mi przez to powiedzieć?
- Ja? W obecnej sytuacji nie pamiętam, o co mi chodziło, ale jeśli ci to opowiedziałem musiało to coś dla mnie znaczyć i chciałem się z tobą tym podzielić. Także, może ci się ta wiedza kiedyś przydać.
- Och. - Wydusiłam. I zaśmiałam się cicho, przez co mój towarzysz również podniósł swojego wąsa.
- Twój syn, kim jest z zawodu? - Zapytałam nagle, kiedy już się uspokoiliśmy. Pan Portman posmutniał.
- Nie żyje. Zmarł w wieku 8 lat. - Spojrzał na swoje dłonie.
- Przykro mi. - Odchrząknął i wstał z miejsca. Przeprostował się i zabrał swoją szklankę jak i mój kubek.
- Jest teraz w lepszym miejscu. Tak samo jak twój tato. - Uśmiechnął się do mnie smutno. Wierze w to, co powiedział. Obydwoje zasłużyli na to, aby być w cudownym miejscu, jakim jest Niebo. Weszliśmy do środka i położyliśmy się spać. Następnego dnia udałam się do miasta. Dostałam plecak z ubraniami, prowiantem, pieniędzmi i numer do mojego nowego przyjaciela. Postanowiłam ich poszukać. Zamierzałam do bazy. Unikałam wszystkich ludzi, jakich tylko było można, a było to dość łatwe, bo dzisiaj jest jakieś święto i wszyscy siedzą w domach. Weszłam do środka jednak nikogo nie było. Żadnej kartki. Niczego. Pusto. Zostawili mnie. Pomyliłam się... Że łzami w oczach popędziłam do pierwszego lepszego domu i poprosiłam o to czy mogę posłuchać z nimi wiadomości z radia. Nie rozpoznali mnie, ale i tak pozwolili mi usiąść z nimi. Usadowiłam się na podłodze i patrzyłam na ścianę. Wsłuchiwałam się w każde słowo.

- Już dzisiaj w porannych wiadomościach. Ostatni rabunek na zmarłego milionera pana Reyesa zniszczył większość miasta. Na szczęście rząd od razu próbuje naprawić szkody. Policja przeszukała całe miasto i zbiegów nie znaleziono, jak i pieniędzy, które zostały ukradzione. Mamy nadzieję, że nikomu nie stało się tego feralnego dnia. A teraz...

Wybiegłam z mieszkania szybko dziękując. Pobiegłam jak najszybciej tylko to możliwe do najbliższej butki telefonicznej włożyłam drżącymi dłońmi pieniążki i zadzwoniłam pod znane mi numery. Nic. Poczta głosowa. Spróbowałam na inne. Nic. Postanowiłam jeszcze raz zadzwonić do Hana. Poczta głosowa.
- Han! To ja Rose! Przeżyłam! Jestem w Rio, gdzie wy jesteście! Dlaczego was tu nie ma!? - Zaczęłam płakać do telefonu. Ale po chwili odłożyłam ją zrezygnowana. Nie odbiorą. Nie wrócą. To nie ma sensu. Proszenie o pomoc policji od ojca będzie również groźne dla mnie. Poddaje się. Wybrałam ostatni numer dzisiejszego dnia. Odebrał od razu.
- Halo? Rosie? Jesteś tam? I co? Są? Czemu płaczesz?
- Roy... Wyjeżdżam.

××××××××××××××××××××××××××××××××
Hej!
Mam nadzieję, że te dwa rozdziały nie są tak złe jak mi się wydaje 😆 Akcja akcją, myślałam o zakończeniu opowiadania. Ale muszę mieć jakieś zakończenie 😉 także może to potrwać. W tej chwili zapraszam do komentowania i gwiazdkowania. Mam nadzieję, że się podoba 😘

⚡Speed needs no translations ⚡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz