#5 maraton
-----
Gdy Steve się obudził, Bucky'ego nie było obok niego w łóżku. Nie było go też w zasięgu wzroku, co napełniło serce blondyna niepokojem.- Bucky? - rzucił w przestrzeń, jednak nikt mu nie odpowiedział
- Już jestem - Barnes pojawił się chwilę później i pocałował go w policzek. Steve wtulił głowę w jego ramię.
- Nie było cię, kiedy wstałem więc myślałem...
- Że cię wykorzystałem i zostawiłem? - dokończył za niego Bucky. Rogers nieśmiało pokiwał głową, a Barnes westchnął.
- Myślałby kto, że prawie stuletni człowiek jest mądrzejszy - rzucił, a potem chwycił Steve'a za podbródek. - Kocham cię, tak ci było wczoraj dobrze, że zdążyłeś zapomnieć?
Steve uderzył go w ramię.
- Palant - mruknął. Chwilę później Jarvis zakomunikował, że śniadanie odbędzie się za godzinę.
- Mamy jeszcze trochę czasu. Jakieś pomysły, na co możemy go spożytkować? - zapytał sugestywnie Bucky.
- Cóż, ja myślałem, że pójdę pod prysznic - Steve wyplątał się z jego ramion i kołdry, a potem ruszył w stronę znajdującej się w pokoju łazienki, zbierając po drodze ubrania. Bucky odprowadził go zawiedzionym wzrokiem. Rogers stanął w drzwiach łazienki i oparł rękę na biodrze.
- Idziesz ze mną czy nie? - zapytał z udawanym zniecierpliwieniem. Jeszcze nigdy nie widział, by ktoś tak szybko wyskoczył z łóżka.
Na śniadanie dotarli spóźnieni o piętnaście minut.
***
Przy śniadaniu wszyscy byli dość milczący, zapewne z powodu męczącego ich kaca. Ożywili się jednak wyraźnie, gdy przy stole pojawili się Steve i Bucky.
- Dzień dobry, gołąbki, jak się spało? - zapytał Tony przesłodzonym głosem.
- Dobrze - odpowiedział Steve siadając przy stole.
- Wiemy. Było słychać - odpowiedział Clint. Rogers spuścił głowę, chcąc ukryć wpływający mu na twarz rumieniec.
- Nie dręcz naszego drogiego kapitana, jeszcze się obrazi i nie będzie chciał się z nami przyjaźnić - rzuciła Natasha. Bucky parsknął śmiechem i chwycił pod stołem dłoń Steve'a. Na pewien czas zapadła cisza. Zmieniło się to dopiero, gdy Rogers dokonał zuchwałej kradzieży kanapki, którą zrobił sobie Bucky.
- Ej, widzieliście to? Ukradł mi kanapkę! - poskarżył się Barnes reszcie siedzących przy stole.
- Ty ukradłeś jego dziewictwo, wydaje mi się, że jesteście kwita - rzucił Loki nie podnosząc nawet wzroku znad talerza. Steve zakrztusił się pozyskaną kanapką Bucky zaśmiał się krótko a reszta Avengers wbiła wzrok w Asgardczyka. Laufeyson zaskoczony podniósł głowę.
- Naprawdę myśleliście, że jemu udało się kiedykolwiek z kimś przespać? Cnotliwemu kapitanowi Ameryce? Ludzie są jednak dziwni - stwierdził, a potem jak gdyby nigdy nic wrócił do jedzenia.
***
- Steve, kup mi śliwki jak będziesz w sklepie - powiedział Bucky widząc, że blondyn szykuje się do wyjścia na zakupy.
- Nie ma mowy. Chcesz śliwki, to pójdziesz ze mną i sobie je weźmiesz - odparł Rogers.
- Dobrze wiesz, że nie wychodzę z domu, kiedy jest zbyt ciepło na ubranie z długim rękawem - mruknął Barnes. Steve westchnął, przykucnął przy siedzącym na kanapie Buckym i chwycił go za dłonie.
CZYTASZ
Wings of love
FanfictionNowy rozdział w każdą sobotę! I proszę mi Nie Grozić z powodu wydarzeń w tym opowiadaniu. Jeszcze jedna taka sytuacja i cofnę publikację bo nawet nie chce mi się tym denerwować. "Steve Rogers nigdy nie uwierzył, że Bucky odszedł na zawsze" I faktycz...