#Maraton 3
---
Pół godziny później Bucky nadal nie wrócił, wciąż biegał na zewnątrz. Nawet pies już się zmęczył i usiadł pod drzwiami czekając, aż Barnesowi się znudzi. Steve niemal się o niego potknął gdy wychodził z domu by doprowadzić do konfrontacji.- Bucky! - zawołał. Mężczyzna spojrzał na niego i przez moment Rogers myślał, że go zignoruje. Barnes jednak po chwili ruszył w jego stronę.
- Byłem na ciebie zły, wiesz? - powiedział cicho, gdy tylko Steve mógł go usłyszeć. Przykucnął, by pogłaskać psa, który od razu do niego pobiegł. Wsunął metalową dłoń w miękkie, białe futro i westchnął cicho.
- Bucky...
- Nie, teraz ja mówię - jego głos był spokojny, ale stanowcze spojrzenie, które posłał Steve'owi skutecznie go uciszyło.
- Byłem na ciebie zły, bo zachowałeś się jak szczeniak, który zerwał się ze smyczy. To ty obiecałeś, że będziesz pilnować Lili i Coopera, ja tam byłem tylko dla towarzystwa. Znam te dzieciaki od wczoraj, mogłem po prostu cię zawołać i czekać, co się wydarzy. Ale nie, rzuciłem się do tego jeziora, żeby wyciągnąć małą. Nawet nie wiesz, jak cholernie się bałem, że zimowy się obudzi i zamiast ją uratować, zrobię jej krzywdę. Mogłem nic nie zrobić i nikt nie miałby mi tego za złe, w końcu wiedzieli, że zimna woda nie działa na mnie dobrze, a to ty miałeś ich pilnować. Nikt oprócz mnie, nie wybaczyłbym sobie, gdyby któreś z nich utopiło się na moich oczach, będąc właściwie na wyciągnięcie ręki.
- Przepraszam cię, Bucky. Wiem, że zawaliłem. Ale... Wiem, że to nie jest żadne wytłumaczenie, ale czasem zachowujesz się tak normalnie, że zapominam, że nadal masz jakieś bariery.
Bucky podniósł się by popatrzeć Steve'owi w oczy.
- Masz rację, marne wytłumaczenie - powiedział uśmiechając się. - I pewnie gdybyś przyszedł i powiedział mi to zaraz, kiedy wyszedłem, dostałbyś w twarz. Ale teraz jestem już spokojny i po prostu mnie to bawi.
Roześmiał się, widząc niepewną minę Rogersa, a potem objął go lekko.
- Po prostu chciałem, żebyś wiedział o tym, co czuję. Ale teraz mam lepszy humor niż na spływie, bo udało mi się przekonać Zimowego, że ma się zamknąć. Mały, osobisty sukces.
Steve pocałował go w czoło.
- Naprawdę przepraszam - mruknął jeszcze.
- No już, przestań się tym tak przejmować. Było, minęło, czasu nie cofniesz. Tylko wyciągnij wnioski na przyszłość - przy ostatnich słowach Bucky pogroził mu palcem. Rogers chwycił jego twarz w dłonie i pocałował go. Barnes wsunął dłoń w jego włosy przyciągając go bliżej.
- Muszę być częściej na ciebie zły. Lepiej wtedy całujesz - stwierdził Bucky gdy przerwali pocałunek.
- Głupek - mruknął Rogers.
- Też cię kocham, Stevie - Barnes uśmiechnął się szeroko. Potem skierowali się do drzwi, a Steve sięgnął po jego dłoń, ale Bucky odsunął się nieznacznie.
- Steve, zachowuj się, tu są dzieci - rzucił. Rogers wywrócił oczami, a potem splótł razem ich dłonie.
***
- Hej, Bucky... - zaczął Steve, gdy siedzieli w łóżku tego wieczoru. Barnes zerknął na niego z zainteresowaniem.
- Hmm?
- Clint wspominał, że jest tu niedaleko takie piękne, dość odludne miejsce... Moglibyśmy jutro wziąć samochód i pojechać tam razem... Tylko ty i ja...
CZYTASZ
Wings of love
FanfictionNowy rozdział w każdą sobotę! I proszę mi Nie Grozić z powodu wydarzeń w tym opowiadaniu. Jeszcze jedna taka sytuacja i cofnę publikację bo nawet nie chce mi się tym denerwować. "Steve Rogers nigdy nie uwierzył, że Bucky odszedł na zawsze" I faktycz...