LIII

662 78 7
                                    

Bucky miał wrażenie, że to, co się dzieje na sali rozpraw to jakiś żart. Z nieznanych mu przyczyn Tony nie pojawił się na rozprawie. Sędzia powiedział, że Stark przekazał zwolnienie lekarskie, a jego nieobecność jest spowodowana kiepskim stanem zdrowia. Bucky jakoś w to nie wierzył, zwłaszcza, że gdyby tak było, to Steve nie wyglądałby tak spokojnie. W każdym razie w zastępstwie prokurator powołał na świadka człowieka, który sprzedał Bucky'emu drzwi gdy Odyn je zniszczył i Barnes naprawdę miał wrażenie, że to kiepski żart.

- Nazywa się Pan Robert Stevenson i pracuje w sklepie "Sezamie otwórz się"?

- Tak? - mężczyzna wydawał się dość niepewny.

- Czy sprzedał Pan oskarżonemu drzwi?

- Wydaje mi się, że tak...

- Wydaje się? - drążył prokurator.

- Nasz sklep obsługuje kilkaset ludzi dziennie, naprawdę nie jestem w stanie zapamiętać każdego klienta, chociaż ten tutaj wydaje mi się znajomy... Tak, na pewno u nas był, jeszcze przed Gwiazdką.

- Czy wydawał się nieprzyjemny? Agresywny? Czuł się Pan zagrożony w jego towarzystwie?

- Zachowywał się jak normalny człowiek, który chce kupić drzwi, na litość Boską!

- Proszę nie podnosić głosu! Czy Oskarżony wspominał coś o okolicznościach, dlaczego potrzebuje drzwi?

- Nie bezpośrednio. Ale rozmawiał ze swoim towarzyszem, mówił coś, że to ojciec tego człowieka zniszczył mu drzwi i potrzebuje innych. Ale wydawał się być całkiem rozbawiony, więc równie dobrze mógł żartować.

Bucky nie mógł już się dłużej powstrzymać i zaśmiał się, szybko tuszując to udawanym atakiem kaszlu.

- Oskarżony dobrze się czuje? - zainteresował się sędzia.

- Tak, przepraszam, wysoki sądzie - odpowiedział Bucky podnosząc się z miejsca. Mark już go wyszkolił, że najważniejsza w sądzie jest pokora, czasami trzeba się płaszczyć, żeby zrobić dobre wrażenie. Zwłaszcza, że w jego obecnej sytuacji dobre wrażenie mogło być jedynym, co mu pozostało.

- Niech pan zajmie miejsce - odpowiedział sędzia. - Niech pan kontynuuje przesłuchanie, panie Avery.

Bucky usiadł, sadowiąc się na tyle wygodnie jak był w stanie na krześle i wrócił do obserwowania biednego Roberta Stevensona.

***

- Stevie, co się dzieje ze Starkiem? - zapytał od razu Bucky ledwie Rogers przekroczył drzwi celi.

- Przecież mówili w sądzie, jest chory - odparł Steve obejmując go lekko. Dopiero wtedy kontynuował półgłosem.

- Parę dni po tym, jak cię zamknęli, Rhodes miał wypadek na misji, był sparaliżowany, ale straciliśmy z nim kontakt. Trzy dni temu po Tony'ego przyleciał ktoś z Wakandy, podobno to oni mają Rhodeya i chcieli, żeby Tony się tam pojawił, więc poleciał.

- Czy to nie jest zbyt niebezpieczne, puszczać go do jakiegoś tajemniczego kraju w środku Afryki? - odparł równie cicho Bucky.

- Zapytałem o to samo, ale wiesz, że on i Rhodes są dla siebie jak bracia, pojechałby dla niego na dno jeziora, gdyby musiał. I vice versa.

Bucky w końcu przerwał uścisk i uśmiechnął się.

- Oby szybko wyzdrowiał - powiedział już głośno. - Jak się trzymasz?

- Tęsknię - odpowiedział krótko Steve wzruszając ramionami. - Łóżko jest stanowczo za duże, kiedy nie ma cię obok.

- Miejmy nadzieję, że to już niedługo. Nie mogą mnie sądzić w nieskończoność, prawda?

Wings of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz