Podróż minęła im w zupełnej ciszy. Gdy weszli do wieży, Bucky chciał zniknąć w pokoju, który udostępnił mu Tony, ale Stark chwycił go za nadgarstek.
- Cholera, Barnes... Nie strasz mnie tak więcej. Dzwoniłem trzy razy zanim w końcu odebrałeś. Steve by mnie zabił, gdyby coś ci się stało.
- Steve nie żyje, sam to powiedziałeś - odpowiedział Bucky ostrzej niż zamierzał. Tony puścił go i nerwowym ruchem przeczesał włosy palcami.
- Dobrze wiesz, że wcale nie miałem tego na myśli - burknął. - Po prostu... Wszyscy chcemy żeby wrócił. A ty zachowywałeś się ostatnio, jakbyś tylko ty miał prawo opłakiwać jego stratę.
- Wy macie siebie nawzajem. A ja... Jeśli nie mam Steve'a, nie mam nikogo - odpowiedział cicho Barnes.
- Wiesz co, powinieneś się czasami zastanowić nad tym co mówisz - warknął Tony, a gdy Bucky spojrzał na niego zaskoczony, wyjaśnił. - Naprawdę sądzisz, że jeśli jemu coś by się stało, to nagle przestalibyśmy się tobą przejmować? Jeśli tak, to jesteś głupszy, niż sądziłem.
Barnes parsknął śmiechem. Przez moment oboje milczeli patrząc jedynie na siebie.
- Zanim się znowu pojawiłeś, ja i Steve byliśmy dobrymi przyjaciółmi - powiedział nagle Tony.
- Nadal nimi jesteście - Bucky zmarszczył brwi w niezrozumieniu.
- Ale teraz ma ciebie. Jest szczęśliwszy niż kiedykolwiek. Myślisz, że dlaczego tak bardzo nalegam na ciągłe wspólne spotkania? Czasami boję się, że on wybierze ciebie... Tylko ciebie. Zostawi tarczę i wyniesie się gdzieś tylko z tobą.
- Steve by tego nie zrobił, jeszcze nie. On nas potrzebuje. Was i mnie, bez jednego czy drugiego zawsze czegoś mu brakuje - odpowiedział Bucky. - A poza tym on chyba naprawdę kocha ratowanie ludzi - dodał, uśmiechając się lekko.
- Czemu nie odbierałeś? Naprawdę martwiłem się, że Hydra wpadła na twój ślad, a Rogers naprawdę by mi tego nie wybaczył.
- Po prostu nie słyszałem telefonu. Kobieta z dzieckiem mnie zagadała, właściwie to ona mi powiedziała, że chyba mój telefon dzwoni. Właściwie to dobrze, przynajmniej nie myślałem o tym wszystkim. Teraz moje pytanie, gdzie Loki?
Tony potarł kark.
- Co do tego... Odzyskał resztę mocy i pojechał pomóc Thorowi w poszukiwaniach.
- Zaraz... Jak to odzyskał resztę mocy?
- Zszedłem do warsztatu tylko na chwilę, po kawę. Kiedy wróciłem, Loki stał w salonie z jakimś starym piratem... - na te słowa Bucky zaśmiał się. - Potem przedstawił mi go jako Odyna, a mnie... Jako swojego ukochanego. To było dziwne, wiesz? Oni rozmawiali, jakby mnie tam w ogóle nie było. Nagle Odyn chwycił Lokiego i popchnął go. Chciałem zareagować, ale on powiedział, że wszystko w porządku. Potem pirat zniknął, a Loki siedział na ziemi. Nie pozwolił mi podejść, powiedział, że boi się, że zrobi mi krzywdę, bo jeszcze nad nią nie panuje.
- Kiedy Odyn oddał mu tylko tę odrobinę magii, Loki bawił się niebieskim obłoczkiem.
- Teraz miałem wrażenie, że on sam jest niebieskim obłoczkiem. Powietrze dookoła niego drżało. Kiedy już mu przeszło powiedział, że musi pomóc bratu szukać Steve'a. Powiedział mi jeszcze coś, i to powinieneś usłyszeć.
Bucky uniósł pytająco brwi.
- "Zajmij się Jamesem, a on pomoże tobie. Potrzebujecie siebie nawzajem, kiedy nas nie ma, nawet, jeśli tego nie chcecie" - zacytował Stark.
- Chyba miał rację - stwierdził w zamyśleniu Bucky. - To znaczy, że muszę pilnować, żebyś w ogóle spał?
- A ja muszę uważać, żebyś budził się z koszmarów. Będzie ciężko - Tony uśmiechnął się.
- Możemy też siedzieć u ciebie w warsztacie i w ogóle nie spać. Ten pomysł podoba mi się jeszcze bardziej.
- Pozwolisz mi zajrzeć do twojej ręki?
- Po co?
- Jestem ciekaw, co to za technologia. Może to nam pomoże w walce z Hydrą.
- W porządku - Bucky nie był zupełnie przekonany, ale zgodził się na pomysł Tony'ego.
- Świetnie! - Stark niemal klasnął w dłonie. Był gotów od razu iść do warsztatu ale zawahał się przez moment.
- Chyba czas na obiad... Pizza?
- Pizza - Bucky uśmiechnął się lekko.
***
Tamtego dnia jednak nie zeszli do warszatu. Najpierw razem z resztą Avengers zjedli pizzę i wyjaśnili im całą sytuację. Gdy wszyscy przetrawili nowe informacje Clint nie pozwolił Starkowi i Barnesowi zniknąć w warsztacie i uparł się na maraton filmowy. Wszyscy chcieli oderwać myśli od Steve'a i po prostu odreagować dwa tygodnie ciągłego tworzenia czarnych scenariuszy. Zasiedli więc na kanapie i przez kolejne siedem godzin oglądali boleśnie głupie komedie romantyczne. Do łóżek poszli nad ranem; Tony i Bucky zostali w salonie; Stark chciał pilnować Barnesa zgodnie ze słowami Lokiego, a Bucky właściwie nie miał nic przeciwko, skoro mógł nie zostawać sam w nocy.
***
- Po śniadaniu schodzimy na dół, żeby obejrzeć twoją rękę? - zapytał Bucky'ego Tony podczas porannego posiłku.
- Po śniadaniu idziemy na spacer - sprostował Barnes. - Loki kazał mi się tobą zająć, co oznacza też pilnowanie, żebyś chociaż raz dziennie wychodził na świeże powietrze.
- Mogłem ci nie powtarzać tego, co mówił. Miałbym trochę spokoju - jęknął Stark.
Bucky uśmiechnął się, a potem wziął na ręce siedzącego przy jego krześle Dymitrija i przystawił go bliżej twarzy Tony'ego.
- No weź. Odmówisz takiej uroczej puchatej kulce?
Stark pokręcił głową.
- Dobra. Kończ to śniadanie, pójdę z tobą na ten twój spacer. Ale żeby nie było, nie robię tego dla ciebie, bo cię nie lubię. Robię to dla kulki.
Bucky wyszczerzył się i postawił psa na ziemi.
- Kulka się cieszy, co nie, Dymitrij? - rzucił. Pies jakby na zawołanie zaczął skakać i merdać ogonem.
***
- Co tam się wydarzyło? - zapytał po długiej chwili ciszy Bucky. Siedzieli w warsztacie Tony'ego już dobrą godzinę, a Stark nadal próbował przebić się przez warstwę metalu, która przeszkadzała mu w dotarciu do mechanizmów jego ręki.
- Co znaczy "tam"? - Tony nawet na niego nie spojrzał pochylony nad stołem z narzędziami.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Co się wydarzyło na tamtej misji?
- Nie będę z tobą o tym rozmawiać. Steve sam ci opowie, jak już wróci.
- Ale...
- Nie kłóć się ze mną. Nie powiem ci nic o tamtej misji, zresztą dopóki Steve nie wróci, to nikt nie będzie, sam ich o to prosiłem.
Bucky westchnął tylko i znów zrobiło się cicho.
- Jaki był Steve, którego tylko ty znasz? - zapytał nagle Tony. Barnes popatrzył na niego.
- Chodzi ci o to, jaki był przed wojną?
- No tak. Wiesz, czytałem coś tam w muzeum, ale tam nie wiedzą wszystkiego. Jestem ciekawy, jak ty go pamiętasz.
- Nie pamiętam wszystkiego. Nadal mam dziury w pamięci - odpowiedział. - Ale Stevie sprzed wojny był... Mały, chudy i chorowity - Bucky uśmiechnął się do wspomnień. - Ciągle zgrywał bohatera, zupełnie jak teraz. Tyle że wtedy był raczej mniejszy od wszystkich i musiałem mu ratować tyłek, żeby go nie pokiereszowali bardziej, niż to konieczne. Zresztą i tak ciągle wracał do domu poobijany.
- Zaraz, wy mieszkaliście razem? - zapytał zaskoczony Stark. Potem zaklął, gdy wiertło ześlizgnęło się z metalowej ręki Bucky'ego i trafiło go w palec.
- Cholera, Jarvis, przeskanuj to i powiedz, czym do diabła mam się przez to przebić.
- Język - rzucił Barnes uśmiechając się. Tony wywrócił oczami.
- Naprawdę, James - wypowiedział jego imię z naciskiem. - Jak tylko Steve wróci, naskarżę, jaki byłeś okropny.
'Znowu to zrobił' - pomyślał Bucky. 'Nie powiedział "jeśli Steve wróci". Powiedział "Jak tylko wróci"'. Chyba nie był sam w tej swojej głupiej nadziei.
- I tak ci nie uwierzy. A nawet jeśli, to nic nie zrobi, Stevie mnie kocha.
- Nadal zastanawiam się, za co - Tony wyszczerzył się. - Nadal nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Ty i Rogers mieszkaliście razem przed ślubem? I cnotliwy kapitan się na to zgodził?
- Nie byliśmy razem przed wojną. Wiesz, to były inne czasy, Steve'owi i tak czasem obrywało się za to, że tamci idioci myśleli, że jesteśmy razem. Ale mieszkaliśmy razem. Z wielu powodów, ale przede wszystkim tak było najłatwiej. Zawsze miałem z nim pełno problemów, bo tak strasznie chciał się dostać do wojska, walczyć, ale był zbyt chory. Czasami tęsknię za tamtym Stevem, ale chyba się cieszę, że nie jest już taki chorowity - Bucky zamyślił się. - Wybacz, pewnie nie chciałeś tego wszystkiego słuchać.
- Nie przeszkadza mi to jakoś szczególnie - stwierdził Tony. - Miło czasem posłuchać o kapitanie, który nie był nadęty. Wiesz, bez urazy, ale kiedy go poznałem, nie zapałałem do niego jakąś szczególną sympatią... Jarvis, jak skan, o który prosiłem?
- Panie Stark, musi pan użyć któregoś z najmocniejszych wierteł, myślę, że diamentowe załatwi sprawę.
- Dzięki, Jarvis.
- Kim tak właściwie jest Jarvis?
- Bardziej czym. Jarvis to sztuczna inteligencja. I mój przyjaciel, pomaga mi ogarnąć to wszystko.
Bucky skinął głową i przymknął na chwilę oczy, opierając się wygodnie w fotelu, na którym usadził go Tony.
- Ha, udało się! Jarvis, zanotuj, 16.04, otwarcie ramienia.
- Oczywiście, panie Stark.
- Czemu nie dogadałeś się ze Stevem przy pierwszym spotkaniu? Wydawało mi się, że to człowiek, którego ciężko jest nie lubić - zapytał Bucky.
- Wiesz, może to nie była do końca jego wina. Po prostu... Całe dzieciństwo byłem w cieniu Kapitana Ameryki, ojciec ciągle go wspominał, jaki był wspaniały, i że chciałby, żebym był taki jak on. Więc kiedy wreszcie poznałem tego Kapitana to zareagowałem mało przyjemnie. Teraz wiem, że jednak się pomyliłem.
- Nie sądziłem, że Howard będzie kimś takim... Kimś kto będzie tak zafiksowany na punkcie Steve'a, że nie zauważy, że ty też jesteś wyjątkowy, tylko w innym sensie.
- Znałeś mojego ojca w czasie wojny? - zdziwił się Tony.
- Steve nas zapoznał... Au, to boli - syknął, gdy Stark zaczął grzebać w otwartym ramieniu śrubokrętem.
- Wybacz - Tony cofnął się. - Czujesz cokolwiek w tej ręce? To znaczy czułeś, kiedy ją ciąłem?
Bucky potrząsnął głową.
- Nie, to... To jakby ból gdzieś w głowie. Może to jest część programu Zimowego, jakaś ochrona przed tym, żebym nie urwał sobie tej ręki.
Tony nie odpowiedział, zdawał się być zupełnie zamyślony.
- Dobra, pytaj. Wiem, że jest jeszcze coś, co chciałbyś wiedzieć - powiedział w końcu Barnes.
- To nic, nie powinienem pytać - odparł Stark.
- Nie ma rzeczy, o które nie powinieneś pytać. Dopóki nie zapytasz, będzie cię to męczyć.
- Pamiętasz ich? Pamiętasz moich rodziców?
Bucky westchnął.
- Pamiętam wszystkich. Wiesz, to okrutne, prali mi mózg, próbowali skasować pamięć, ale zawsze, kiedy wyciągali mnie z lodówki, pamiętałem ich. Pamiętałem wszystkich, których zabiłem. Każdą jedną ofiarę, każdego, kto prosił o litość. Ale wtedy, kiedy chciałem ich wysłuchać, było już za późno.
- Wybacz - powiedział po chwili ciszy Tony. - Naprawdę nie powinienem pytać.
- Nic mi nie będzie - Bucky posłał mu lekki uśmiech. - Bawisz się dalej z tą ręką?
- Nie, najpierw idziemy coś zjeść. Ty musisz trochę odreagować, a obiad nam nie zaszkodzi. Ręka nie ucieknie.
Bucky nie zamierzał się kłócić; nie potrzebował przerwy, ale nie przeszkadzała mu ona, zwłaszcza w perspektywie spędzenia kilku następnych godzin w tym fotelu.
***
Dochodziła dwudziesta. Tony cały czas otwierał kolejne segmenty ręki Bucky'ego, a Jarvis tworzył skany, z których potem Stark miał skorzystać. Nagle sztuczna inteligencja poinformowała ich, że "Pan Laufeyson i pan Odinson proszą wszystkich o przybycie do salonu". Bucky zerwał się i popatrzył na Tony'ego.
- Może mają jakieś nowe informacje i dlatego są oboje - powiedział niepewnie.
- Pewnie potrzebują wsparcia - pocieszył go Stark. Oboje wiedzieli, że to nie o to chodzi. Gdyby potrzebowali wsparcia, po prostu by zadzwonili. W milczeniu ruszyli na górę.
-------
I Cliffhanger :D
Lubię tą znajomość Bucky'ego i Tony'ego, bez wielkiej przyjaźni czy coś, po prostu starają się dogadać. Mam nadzieję, że to nie tylko moje odczucia :D
Do następnego!
CZYTASZ
Wings of love
FanfictionNowy rozdział w każdą sobotę! I proszę mi Nie Grozić z powodu wydarzeń w tym opowiadaniu. Jeszcze jedna taka sytuacja i cofnę publikację bo nawet nie chce mi się tym denerwować. "Steve Rogers nigdy nie uwierzył, że Bucky odszedł na zawsze" I faktycz...