ROZDZIAŁ 1

15.6K 568 132
                                    

Pierwszy dzień w nowej szkole..... yey, jak ja się cieszę! Czujecie ten sarkazm? Nienawidzę liceum, przynajmniej moje poprzednie było okropne. Nauczycielami byli zniesmaczeni debile.... eh...najgorszy był nauczyciel matematyki Pan Brown, kartkówka na każdej lekcji, co równało się jedynce za jedynką. Między innymi dlatego się przeprowadziłam, a raczej moi rodzice wraz ze mną. Dlaczego nie jestem pełnoletnia? Czyż nie byłoby łatwiej dla mnie jak i moich opiekunów? Ja mówię za siebie a oni za siebie.

Dobra koniec tych rozmyślań....

Z głośnym jękiem przekręciłam się na drugi bok na łóżku, a że źle wymierzyłam odległość, w akompaniamencie głuchego rumotu spadam na podłogę.

- Makabra -jęknełam, ale podniosłam się w końcu z ziemi zmierzając do toalety, by załatwić wszystkie potrzeby fizjologiczne.

Usiadłam przy toaletce i zrobiłam lekki makijaż. Uważam, że nie potrzebuję mocnych make-upów, stawiam raczej na naturalność.

Weszłam do garderoby i wtedy pojawił się problem, problem, który mnie przytłaczał, a mianowicie w co się dzisiaj ubiorę. Westchnęłam po pięciominutowym szperaniu w szafie, aż wybrałam czarne rurki, biały crop top i czarne big stary. Przebrałam się w moją kreacje i przejrzałam w lustrze wiszącym nieopodal szafy. Byłam wysoką szatynką o dziwnym kolorze oczu, którego nie potrafię jednoznacznie określić, gdyż było to połączenie zieleni, brązu, szarości i błękitu, przeplatały się one tworząc gamę barw niczym na palecie malarza. Miałam dość bladą cerę, ładnie zarysowane malinowe usta, prosty, mały nos, oczy ciut skośne na końcach, co dodawało mi uroku. Stwierdziłam, że wyglądam nie najgorzej, poprawiłam jeszcze usta błyszczykiem i zeszłam na parter.

Moi rodzice siedzieli w kuchni popijając parujący napar i czytając przy tym gazety.

-Hej - powiedziałam podchodząc do lodówki i wyciągając kanapkę, którą zrobiłam wczorajszego wieczoru.

-Cześć skarbie - powiedziała mama nawet nie podnosząc na mnie wzroku znad gazety. Westchnęłam poirytowana.

-Cześć, podwieźć Cię do szkoły? - spytał ojciec. Brawo, chociaż na mnie spojrzał zakpiłam w myślach.

-Nie dziękuję, przejdę się - z podkreśleniem na przejdę.

-Jak chcesz, ale jeśli masz zdążyć to musisz już wyjść -stwierdził, a ja przewróciłam oczami. Na szczęście, dzięki tej uroczej gazecie, nie zauważył mojego zachowania i Bogu dzięki, bo dostałabym ochrzan, a mi się przecież śpieszy.

Włożyłam drugie śniadanie do plecaka z książkami, pożegnałam się i wyszłam.

Dotarłam do lasu, tak bardzo chciałam się przemienić w wilka o białym futrze z rudym pyszczkiem, końcówkami uszu, ogona i łap. To była mordęga, być w lesie, a nie móc poczuć sciółki pod łapami i wiatru smagającego twój pysk. Ale nie mogłam się przenienić, ponieważ przemienie równa się ze strzępkami ubrań, a tego bym nie chciała. Na szczęście szybko wyszłam na ulicę i moim oczom ukazał się budynek mojego nowego więzienia.... jupi jak się cieszę. Westchnęłam, chyba po raz setny tego poranka i przekroczyłam furtkę szkoły. Weszłam do budynku, a moim oczom ukazał się korytarz pełen ludzi, szczerze nienawidzę stłoczonych korytarzy, a jeszcze bardziej od stłoczonych korytarzy, nienawidzę pomieszczeń pełnych ludzi próbujących się przekrzyczeć. Moje uszy wtedy więdną, a wszystko przez wrażliwy słuch wilka. Ta szkoła to było dwa w jednym. Po pierwsze ludzie, dużo ludzi, a po drugie krzyki, głośne krzyki. Skierowałam się załamana do sekretariatu, zapukałam, a po usłyszeniu cichego proszę weszłam.

-Dzień dobry - powiedziałam, za biurkiem siedziała kobieta około czterdziestki i uśmiechała się pogodnie.

-Dzień dobry - odpowiedziała - W czym mogę Ci pomóc? - zapytała uprzejmie.

-Jestem tu nowa i przyszłam po plan lekcji. - stwierdziłam.

-Ah tak, tak poczekaj chwile gdzieś tu powi... Jest!!! - wykrzyknęła kobieta tryumfalnie. Już ją lubię!! -Oto on
- powiedziała podając mi go- Sala 208, w której będziesz miała teraz lekcje, jest na końcu tego korytarza.

-Dziękuję -powiedziałam - I do widzenia - wyszłam.

Jak powiedziała kobieta, tak było. W trakcie drogi pod sale pozwoliłam sobie poprzyglądać uczniom. Ten to kujon stwierdziłam, o a tu gotka, ten to rasowy bad boy, laluś, narkoman, gej.... "Kolorowo tu" pomyślałam... Ej, to są wilkołaki..... Weszłam po kolei do ich umysłów. Wysoki brunet o szarych oczach to Lucas Hampton, niska blondynka o błękitnych oczach to Abby Grey, a wysoki chłopak o kruczoczarnych włosach i..... no odwróć się, pokaż oczka no.... W tym momencie chłopak, jakby przyciągany przeze mnie, obrócił się w moją stronę i spojrzał w moje oczy. Jego złote tęczówki przeszywały mnie na wylot, przynajmniej wiem teraz jak się nazywa- Blake Johnson, ale jego spojrzenie nie podobało mi się. Niespodziewanie jego oczy zmieniły kolor ze złotych na czerwone, przeczuwam, że z moimi stało się tak samo.

-Moja -warknął Johnson i zaczął iść w moją stronę....

- Kurwa - powiedziałam cicho sama do siebie i zaczęłam się cofać....

Cholera, to mój MATE.....!

____^________^_______^________^______^

Hej! Już po raz drugi publikuję tę książkę. Szczerze...jest ona raczej bez sensu, ale niektórym może się spodobać. Poprawiłam niektóre błędy, więc teraz ortografia i interpunkcja powinny być na dopuszczalnym poziomie...heh
[Jeśli zauważysz jakiś błąd, napisz proszę]

BAKA ALFA (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz