Część siódma

1.5K 127 20
                                    


Kiedy dwa dni później mdłości Louisa nie minęły, gdyż jadł tylko suche płatki kukurydziane i może kilka czerstwych kromek chleba z serkiem śmietankowym, postanowił pójść do tego cholernego lekarza. Jakby jeszcze tego było mało, kiedy chciał trochę popracować z Harrym na kuchni, do jego nozdrzy doszedł tak okropny zapach, że zwymiotował. Od tamtej pory Harry nie wypuszczał Louisa z łóżka. Poprosił Michaela, by go przypilnował. Chłopakowi chyba się już polepszyło, bo nie narzekał na swój stan zdrowia. Jedyne, co martwiło jego rodziców to, iż był bardzo cichy, może też przygnębiony. Większość czasu spędzał w pokoju. Sally, gdy przyszła, okazało się, że nie do niego, a po to, by spytać jego rodziców jak on się czuje, bo nie odbiera jej telefonów ani nie odpisuje na wiadomości. To było zdecydowanie niepokojące, bo Michael nigdy nie zachowywał się w taki sposób wobec Sally. Ale nie pytali. Dali mu wolną przestrzeń, co najwyraźniej pocieszyło Michaela. Wczoraj dał się nakłonić tacie na obejrzenie z nim jednego filmu, kiedy Louis właśnie przeżywał kolejne mdłości i nawet rumianek i mięta nie pomagały. Przeleżał cały dzień w łóżku, a jego dzieci mu usługiwały, co było dość zawstydzające. Ale jednocześnie kochane, więc nie narzekał. Popołudniem Harry zadzwonił do przychodni i umówił Louisa na wizytę. Przy tym uparł się, że musi z nim jechać, bo nie daj Boże, coś przecież może się stać. Może nawet zasłabnąć za kierownicą. Do tego Harry nie chciał dopuścić.

Liam był przygotowany na brak szefa kuchni przez co najmniej dwie godziny, a Harry starał się nie martwić o restaurację. Louis był ważniejszy. Szatyn już od rana czuł się okropnie. Wydawało mu się, że chyba zbyt gwałtownie wstał z łóżka, bo zakręciło mu się w głowie. W jednym momencie miał czarno przed oczami, zrobiło mu się słabo i z powrotem opadł na poduszki. Następnie jego mdłości powróciły i szybko ułożył się na boku i podkulił nogi, pomimo okropnego uczucia w głowie. Cały świat wirował, a Louis był przekonany, że jeszcze chwila i zwymiotuje. Harry usiadł obok niego, trochę zaspany, i przesunął dłonią po jego ciepłym ramieniu, wiedząc, że taki gest lekko łaskotał jego męża i był przyjemny.

- Zrobię ci herbaty, dobrze? - zagadnął niskim, sennym głosem. Louis przymknął oczy, nie potrafiąc znieść wirującego widoku i mruknął cicho w odpowiedzi.

Harry zaproponował mu wczoraj herbatę imbirową wiedząc, że ma ona właściwości przeciwwymiotne i okazało się, że faktycznie - pomogła Louisowi i była całkiem smaczna. Teraz Louis marzył o niej, nie mogąc się doczekać aż wypije i zacznie działać, a on na spokojnie wstanie z łóżka i może coś zje, zanim wybiorą się do lekarza.

Uniósł się powoli na łokciach, pilnując, by nie były to gwałtowne ruchy, które mogą pobudzić jego zawroty głowy. Naciągnął kołdrę po samą szyję, nogi podciągnął do brzucha zginając je w kolanie i czekał cierpliwie na męża.

Harry martwił się o Louisa. W ostatnim czasie martwił się o wszystkich. Michael zdecydowanie bardzo go niepokoił swoim zachowaniem. Koniec roku szkolnego miał dwa dni temu i przez całe 48 godzin włącznie z wtorkiem chłopak nie wyszedł z domu. Z tego, co wiedział to Sally i Calum dzwonili do niego i pisali, ale on to ignorował. Harry pomyślał, że może się pokłócili. Nie mógł powiedzieć tego na pewno, jednak nie zamierzał wypytywać o to syna. Dostał mocno do zrozumienia, że rodzice się o niego martwią, ale on to ignorował. Harry postanowił zagrać w jego grę.

Louis natomiast martwił go swoim zdrowiem. Jego skóra była blada, jadł naprawdę mało przez jego mdłości, a to, co już zjadł od razu zwracał. Kręciło mu się w głowie i narzekał na wzdęty brzuch. Nie było opcji, by nie skonsultowali tego z lekarzem. Bał się, że mogło to być coś złego. Możliwym było, że chodzi tu o błędnik, lub może Louis miał niedotlenienie mózgu. Był przerażony, gdy o tym myślał. Nie chciał układać sobie w głowie tak złych scenariuszy, więc włączył radio, by skupić się na porannych wiadomościach.

Someone ElseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz