Część dziewiąta

1.4K 117 10
                                    


Tak naprawdę to nikt się nie spodziewał, że Anne tak łatwo wniknie w ich życie. Wystarczyło, że pomachała Michaelowi przed twarzą z czułym uśmiechem matki, wyraziła skruchę i na spokojnie poprosiła syna o rozmowę. Blondyn dość długo bił się z myślami, od czasu, gdy Anne pojawiła się przy jego szkole. Zastanawiał się czy dać jej szansę, czy on sam chce usłyszeć to, co ona ma mu do powiedzenia, czy jest ciekawy dlaczego go porzuciła, czemu zniknęła na siedemnaście lat. I pomimo tego, że poza matką miał inny, również dość poważny problem, na który powinien przedyskutować sam ze sobą i może też z rodzicami, to zgodził się na tę krótką - jak sobie obiecał - rozmowę, bo tak, chciał znać odpowiedzi na swoje pytania, chciał wiedzieć na czym stoi, być pewnym czy ma dalej nienawidzić Anne, czy może jednak zacząć tolerować i jakoś się dogadać. W końcu była jego matką.

Wtedy nie chciał iść gdzieś daleko, tak jak ona tego chciała. Przystał na swoje i zostali w restauracji jego rodziców. Usiedli przy stoliku w kącie i dłuższą chwilę milczeli. Nagle im obojgu zabrakło słów, a jeszcze przed chwilą mieli sobie wiele do powiedzenia. Anne zaczesała swoje blond włosy za uszy i sięgnęła po kartę dań. Michael westchnął ciężko, chcąc jakoś zwrócić na siebie uwagę, co jednak nie poskutkowało. Odchylił się na miękkim krześle i splótł ramiona na piersi i czekał.

Nie miał pojęcia, że ojciec zszedł do kuchni i co jakiś czas zaglądał, by sprawdzić sytuację. Nie miał pojęcia, że jego matka miała raka, z którym ciężko i wytrwale walczyła. Nie wiedział, że dopiero dwa lata temu wróciła do Anglii i nieustannie szukała swojego syna. W tamtej chwili Mikie zaczął jej współczuć. Nie był już taki zły jak wcześniej i pomyślał, że fajnie by było, gdyby się jednak zaprzyjaźnił w jakiś sposób z Anne.

Sam nawet nie zauważył jak chętny był do tego. Następnego dnia jego matka znów pojawiła się w progu ich mieszkania i zaproponowała mu, że wyjdą gdzieś razem. Miał szczęście, takie w nieszczęściu, że tata był chory, niestety wciąż (żadne antybiotyki jakie przepisał mu lekarz po prostu nie działały, martwił się trochę) i ojciec się nim zajmował. Właśnie zrobił mu herbatę imbirową i zaniósł do sypialni, skąd nie wychodził od tygodnia. Wtedy zabrzmiał dzwonek do drzwi, więc Michael otworzył. Ucieszył się na widok matki, choć starał się tego nie pokazywać i zgodził się od razu, gdy spytała czy ma ochotę na ciastko. Zeszła do restauracji, by na niego zaczekać, a on szybko pognał na górę, by jakoś się ogarnąć: umyć włosy i przebrać się w coś, co nie było piżamą.

Harry wyszedł z sypialni i wpadł na niezwykle podekscytowanego syna. Chłopak uśmiechnął się do niego i zamknął w swoim pokoju. Harry nie mógł tak tego zostawić, słyszał dokładnie, że ktoś przyszedł i był wręcz przekonany, że nie była to ani Sally a już tym bardziej Calum, bo chłopaki ostatnio siebie unikali, co było dość przykre, a Louis się martwił.

Zapukał raz i wszedł do pokoju syna, nawet nie zauważając, że Matylda wyszła od siebie, jeszcze zaspana i roztrzepana i stanęła pomiędzy drzwiami a framugą.

- Gdzie się wybierasz? - spytał Harry, obserwując Michaela, jak ten bez koszulki zakłada na siebie jasne jeansy i skarpetki.

- Wychodzę z mamą – odparł, posyłając ojcu lekki uśmiech. Nie, Harry w ogóle nie był zadowolony. Przez cały ten czas Mikie powtarzał, że nie potrzebuje mamy, nie po tym, co mu zrobiła, i wystarczał mu sam ojciec. A potem ojciec i jego chłopak i teraz miał dwóch tatusiów i siostrę i przecież było dobrze. Nie narzekał, ani razu. Harry nigdy nie usłyszał, by jego syn mówił, że chciałby mieć mamę. Może właśnie dlatego teraz było mu przykro, że Michael tak się cieszył na spotkanie z Anne. Niestety nie mógł mu tego zabronić. Chłopak chciał poznać kobietę, która go urodziła. Nie ma w tym nic dziwnego. Tyle, że Harry po prostu jej nie lubił. Był na nią wściekły, bo zostawiła go samego z trzymiesięcznym chłopczykiem, kiedy on jeszcze sam był dzieckiem. I tak naprawdę gówno go obchodziło to, że miała raka i w ogóle jej nie współczuł.

- Może byś tak zjadł śniadanie? - westchnął Harry, starając się jakoś uspokoić. Nie mógł pozwolić sobie na nerwy. Teraz przede wszystkim powinien zachować zimną krew. Nie emocje, a rozsądek.

- Nie, bo właśnie wychodzimy gdzieś zjeść. - mruknął Michael, podchodząc do szafy i zaczął sobie wybierać koszulkę. Dziś nie było jakoś wspaniale ciepło, więc może coś z długim rękawkiem?

- Na dół? - spytał Harry z nadzieją. Wtedy miałby oko na syna. Tylko się martwił, nie wińcie go.

- Nie, gdzieś indziej. - Harry spojrzał na niego z wyrzutem, marszcząc przy tym brwi. Nie zwrócił uwagi na to, że Matylda delikatnie wsunęła swoją dłoń w tę jego. Automatycznie ścisnął ją lekko.

 - Potrzebujemy chwili prywatności - dodał blondyn, czując na sobie osądzający wzrok ojca.

- Prywatności? - prychnął Harry, odsuwając się razem z córką od drzwi i oboje wyszli na korytarz za Michaelem.

- O co ci chodzi? - westchnął ciężko Michael. Zatrzymał się przy łazience i chwycił klamkę. - To moja matka. Chcę z nią porozmawiać. Co w tym złego? W końcu sam się z nią przespałeś, dlatego tu jestem nie? Powinieneś się z tym pogodzić i ją polubić. - warknął patrząc groźnie na ojca, po czym otworzył drzwi, nie miał zamiaru czekać na jego odpowiedź, dobrze wiedział, że już go zdenerwował.

- Zmień ton - uniósł się Harry, jednak szybko zamknął usta, gdy chłopak zamknął się w łazience. Był wściekły na syna i miał wrażenie, że zaraz wybuchnie. Michael nie miał prawa w taki sposób się do niego odzywać. Nie byli kolegami. Był bliski wtargnięcia do łazienki, ale Matylda sprowadziła go na ziemię.

- Michael ma mamę? - spytała cicho a Harry spojrzał na nią zmartwiony. Ta rozmowa pomiędzy nim a Michaelem nie powinna się odbyć przy Matyldzie. - To znaczy.. wiem, że ma mamę, ale nie widziałam, że ona tu jest. Wróciła? Dlaczego nie ma tu mojej mamy?

Nie powinna o to pytać. Była zdecydowanie za mała, by zrozumieć, że jej mama miała piętnaście lat, gdy ja urodziła, dlatego oddała ją do adopcji. Harry i Louis wiedzieli tylko tyle, ale i tak nie potrzebowali więcej wiadomości. Nie powiedzieli o tym Anne czy Liamowi i Niallowi, a nawet Michaelowi, a co dopiero małej Matyldzie.

- Kochanie. - westchnął Harry, nachylając się do córki i zgarnął ją w ramiona od razu przechodząc do jej pokoju. Usiedli na jej łóżku - Co to za pytanie? Masz przecież mnie i tatę. Chcesz nowych rodziców? - spytał delikatnie, starając się nie zdenerwować córki, a tym samym odgonić jej myśli od matki.

- Nie! - pisnęła oburzona, obejmując go mocno za szyję. Harry zaśmiał się i przytulił ją do siebie. Była jeszcze taka malutka i drobna. Uśmiechnął się na myśl, że niedługo w ich rodzinie pojawi się jeszcze mniejsza osóbka. - Mam najlepszych rodziców. Nie chcę innych. - odsunęła się siadając wygodnie na jego kolanach, po czym splotła ramiona na piersi i spojrzała na ojca oskarżycielsko. Nie miał przecież prawa zarzucać jej, że nie lubi jego i drugiego tatusia. Są przecież najlepsi.

- A ja nie chcę innej córki - mruknął Harry, dłonią sięgając do jej długich falowanych włosków. Uwielbiał ich fakturę, do jak miękkie, delikatne i zdrowe były. Sam chciałby mieć takie. Jego już były zniszczone od ciągłego układania, czesania, związywania. W dodatku powoli zaczynały siwieć i trochę panikował.

- I dobrze. Jestem najwspanialsza - odparła dumnie i na potwierdzenie cmoknęła Harry'ego w policzek. - Zrób mi coś dobrego na śniadanie - zaświergotała i z tym zniknęła za drzwiami łazienki. Żadne z nich nawet nie zauważyło, że Michael zdążył się wymknąć.

Harry westchnął ciężko i opadł na miękkie łóżko córki. Był już wyczerpany. Wszystko powoli zaczynało go przerastać. Nie chciał tego do siebie dopuścić, ale ostatnio, już nawet pomijając Anne, Michael odsuwał się od nich i nie miał pojęcia dlaczego. Louis starał się do niego dotrzeć i kiedy wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku to nagle pojawiła się Anne, a Michael najwyraźniej chce spędzać z nią czas, mimo, że na początku był do niej wrogo nastawiony. Od wczoraj się polubili. Harry powoli zaczynał się bać, że po prostu straci syna. Teraz powinien przede wszystkim zająć się ciężarnym Lou, który potrzebował bardzo dużo opieki. Ciąża tego wymagała, ich mały dzidziuś. W ciele Louisa był bardzo delikatny i teraz był na pierwszym miejscu. I dzidziuś i Louis. Dlatego Harry nie chciał tym wszystkim martwić Louisa i zachować swoje przemyślenia dla siebie. No i, do cholery, mieli jeszcze córkę.

Z czymś ciężkim na żołądku wstał z małego różowego łóżka i mimo, że planował zajrzeć do Matyldy to wszedł do sypialni, by sprawdzić, co z Lou. Szatyn leżał na łóżku, wpół zakryty kołdrą i patrzył uważnie na Harry'ego, przy tym uśmiechał się słodko. Harry od razu to odwzajemnił. Jego mąż miał coś w sobie, co sprawiało, że wszystkie złe myśli znikały, że zapominał o problemach i skupiał się tylko na nim. Uśmiech szatyna powodował uśmiech u niego, wtedy przypominał sobie, że przecież ma wszystko, czego zawsze pragnął. Louis go kochał, mieli dzieci i powinien być szczęśliwy.

- Co? - burknął Louis, śmiejąc się z głupiego wyrazu twarzy swojego męża. Harry uśmiechał się do niego głupkowato, gdy usiadł na brzegu łóżka, przez on też się roześmiał. - Co tak patrzysz, głupku?

- Bo jesteś śliczny - westchnął Harry, a jego policzki zarumieniły się. Nie powinien był wstydzić się przed mężem mówić o takich rzeczach, ale jednak.

- Harry..

- I jeszcze bardziej z tym brzuszkiem - dodał brunet, wsuwając swoją dłoń pod kołdrę i ułożył ją na lekko wypukłym brzuchu Louisa. Tym razem to starszy się zaczerwienił, przy tym śmiejąc się głośno.

- Jeszcze nie mam brzuszka. Trochę daleko do tego.

- Ale sam fakt, Louis. Będziemy mieli dziecko. To cudowne. Nie mogę się doczekać - nachylił się do Louisa, po czym cmoknął go w czoło. Szatyn od razu przyciągnął go do siebie za szyję a następnie złączył razem ich usta. Był z nim w ciąży i miał wrażenie, że przez to kochał go jeszcze bardziej.

- Michael wyszedł? - spytał cicho Louis, tak nagle zmieniając temat. Po prostu usłyszał ich wymianę zdań i chciał się upewnić.

- Tak, wyszedł z Anne. - odparł Harry równie cichym tonem. Lekko też zawiedzionym, co starał się ukryć. Gdy Louis dostał potwierdzenie zauważył smutek i rozczarowanie nie tyle, co po wyrazie jego twarzy, a w samych oczach. On też miał świadomość tego, że Michael się odsuwa, a Anne wcale im tego nie ułatwia.

- Zrobię śniadanie dla Matyldy, a ty idź do pracy. Nie chcę, żebyśmy zbankrutowali.
Harry nie skomentował tego. Był pewien, że Louis przeżywa to wszystko o wiele mocniej, tym bardziej ze względu na dzidziusia w jego brzuchu.


Someone ElseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz