Część piąta

1.6K 121 12
                                    

Karton nie potrafił zmieścić wszystkiego, co Louis w niego pakował. Tektura delikatnie rozrywała się u góry, a klapy nie były w stanie zakryć zawartości. Mimo to wkładał kolejne stare grzechotki, gryzaki i smoczki do kartonu z załzawionymi oczami. Zdawał sobie sprawę, że to bez sensu płakać nad takimi rzeczami, podczas takiej czynności, i może też było to trochę babskie, ale nie mógł nic na to poradzić. Jego córka potrzebowała tego ostatnim razem jakieś pięć lat temu. To dość długi czas. Wszystkie śpioszki i butelki wepchnął na tył swojej szafy dawno, dawno temu, teraz przypomniało mu się, że przecież miał coś z tym zrobić, więc w dzisiejszą niedzielę, po śniadaniu i rodzinnym spacerze (Harry ciągle się czepiał, że to tradycja, więc ughh) usiadł tutaj razem z kartonem i zaczął wszystko wyciągać, przeglądać i pakować.

W jego dłonie trafiły białe spodenki w pomarańczowe goździki, a łza skapnęła na drobniutką stopkę. To właśnie w tych spodenkach odebrali Matyldę ze szpitala. Mama Harry'ego je kupiła i nalegała, aby czteromiesięczna dziewczynka miała je ubrane, gdy po raz pierwszy pojawi się w ich domu. Do tego włożyli jej kremową koszuleczkę, bo tamten lipiec był naprawdę ciepły. Uśmiechała się tak ślicznie w jego ramionach i wtedy był najszczęśliwszym tatą na świecie. Jednak nikt nie był tak zachwycony malutką Matyldą jak jej starszy braciszek. Nie potrafił oderwać od niej wzroku i Louis dokładnie pamiętał jak pierwszego dnia większość czasu spędził przy jej łóżeczku i po prostu patrzył, kilka razy odważając się dotknąć jej pulchnego policzka. Okryta była tęczowym kocykiem, który Louis właśnie wydostał z głębin swojej szafy. Uśmiechnął się i przytulił miękki materiał do piersi. Jeszcze pachniał proszkiem do prania i nadal był puchaty i Louis nie miał serca go chować a co dopiero komuś oddać. Matylda go uwielbiała i ciągała się z nim prawie wszędzie, zawsze, gdy gdzieś wyjeżdżali brała go ze sobą, odkąd go dostała. Kochała go, byli nierozłączni i Louis naprawdę nie chciał się go pozbywać. Był częścią jej dzieciństwa. Zresztą jak wszystkie te rzeczy, które właśnie spakował. Po czasie jednak zapomniała, rzuciła go w kąt, gdzie się zakurzył, więc Louis go wyprał, ale nie chciała już go z powrotem.

Wstał i spojrzał na rzeczy w kartonie, zastanawiając się przez chwilę czy faktycznie było dobre to, co chciał zrobić. Na samą górę, stertę ubranek i czapeczek położył grzechotki i inne stare zabawki córki. Wszystkie się nie mieściły, więc poprawił swoją grzywkę, wsunął stopy w kapcie i ruszył do drzwi, by zejść do piwnicy i przynieść kolejny karton. Otworzył drzwi i niespodziewanie wpadł na swojego męża. Harry ubrany był w swój czarny szlafrok i Louis wiedział, że przed chwilą brał poranny prysznic, co było dość dziwne, bo zawsze mył się przed śniadaniem a nie przed obiadem. Właśnie. Miał pilnować gotującego się ryżu.

- A ty, co? Obiad ci się spali - sapnął, kiedy brunet objął jego ramiona i wepchnął z powrotem do sypialni.

- Już dawno jest gotowy - odparł Harry z delikatnym uśmiechem, w jego lewym policzku ukazał się dołeczek, a Louis nie mógł w to uwierzyć, że po tylu latach nadal jest okropnie pociągający i ma ten swój urok dwudziestolatka. Położył dłonie na jego nagiej piersi szczęśliwy, że zgolił to ohydne futro. To nie było ani estetyczne, ani seksowne, a już tym bardziej nie jest miło, kiedy się do niego tulił w nocy, a te kłaki wchodziły mu w uszy. Po prostu nie, dlatego jęczał mu od jakiegoś czasu, by się tego pozbył; co za ogromne szczęście, że to zrobił. Ten fakt nieco poprawił humor Louisowi. - Gdzie idziesz?

- Po jeszcze jeden karton. Rzeczy się nie mieszczą. Może najlepiej wezmę dwa. – odparł, wymijając Harry'ego. Chwycił za klamkę i spojrzał na męża.

- Ale na co ci to? - Harry zmarszczył brwi i rozejrzał się po pokoju. Nie pozwolił Louisowi odpowiedzieć. - Dlaczego to chowasz? - podszedł do szatyna i chwycił jego dłoń w swoją. Mężczyzna spuścił wzrok i uśmiechnął się lekko, jakby zawstydził się tym, co robił. - Lou?

Someone ElseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz