Rozdział 27

8.4K 797 458
                                    


Louis

Gdy wyszliśmy na spacer bardzo się ucieszyłem. Kochałem małe dzieci a za Liv wręcz przepadałem. Była wspaniała. Nie przeszliśmy daleko, kiedy mała zaczęła głośno płakać. Zostawiła w salonie swoją przytulankę i nie chciała się uspokoić. Niall zaczął zawracać, lecz powiedziałem, że sam wrócę i przyniosę zabawkę dziewczynce, abyśmy mogli kontynuować spacer. Blondyn zgodził się i po chwili byłem już w budynku.

Słyszałem cichą rozmowę dwójki mężczyzna. Mieli poważny ton głosu i domyśliłem się, że rozmawiają o czymś ważnym. Nie chciałem podsłuchiwać, lecz usłyszałem małe fragmenty rozmowy.

- Nigdy nie będzie dzieci. - powiedział zielonooki. - My nie możemy... Żałowałem, że uczyniłem go swoją Omegą. - usłyszałem małe części ich rozmowy - ...się dla mnie liczy, wiesz? Tylko boję się, że Louis wcale... nie...byłby świetnym rodzicem. Kocha dzieci i jest mi przykro, że muszę patrzeć jak przez to cierpi.

- Rozmawiałeś... o tym? - zapytał mulat, a po chwili zapanowała cisza.

- Nie jestem Aaronem... złączyłem się z nim, aby dał mi szczeniaki. Omega... jest do rodzenia dzieci i zajmowania się domem. Ja... naprawdę... zrobię wszystko, aby w to uwierzył i zrozumiał.

Nie czekałem już chwili dłużej. Chciałem się wycofać, czując jak moje oczy zachodzą łzami. Nie chciałem być słaby. Niewiele podsłuchałem z ich cichej rozmowy, ale tyle wystarczyło. Wszystkie Alfy były takie same. Znów dałem się zwieść miłym słówkom i złudnym nadziejom. Byłem głupi.

Przez przypadek strąciłem mały wazon stojący na szafeczce tuż przy wyjściu. Alfy usłyszały to, bo spojrzały w moją stronę. Przez chwilę wpatrywałem się w zielone tęczówki po czym wybiegłem z budynku. Będąc na zewnątrz przemieniłem się w wilka i pobiegłem przed siebie. Nie zwracałem uwagi na mijane postacie a nawet na zaskoczonego Nialla. Słyszałem, jak Harry mnie woła, ale się nie zatrzymałem. Zrobiłem to dopiero w bezpiecznym miejscu. Nie chciałem, aby mnie znalazł. Potrzebowałem sobie to przemyśleć. Byłem już z nim połączony, co tylko komplikowało sprawę.

Po kilku minutach biegu wciśnięty między skały przemieniłem się w ludzką postać. Po moich policzkach spływały łzy, których w żaden sposób nie potrafiłem zatrzymać. Sięgnąłem ręką w miejsce, gdzie znajdował się znak przynależności. Zacząłem go drapać. Pod moimi paznokciami widziałem ślady krwi. Bolało mnie, ale nie tak bardzo jak złamane serce. Robiłem to mechanicznie. Chciałem pozbyć się tej pamiątki po zielonookim.

Po chwili znalazł mnie Styles. Złapał za dłoń i spojrzał w oczy. Był zdezorientowany. Spojrzał na ranę jaką sobie zrobiłem, ale nie nakrzyczał na mnie. Nie uderzył, ani nie wyśmiał.

- Och Lou... - westchnął i przyciągnął mnie do siebie w mocnym uścisku.  - Co się stało?

- Z-zostaw! - próbowałem się wyszarpać, lecz mocno mnie trzymał.

- O co chodzi, Lou? - próbował dalej. - Chodzi o moją rozmowę z Zaynem? Powiedziałem coś nie tak?

Wybuchnąłem histerycznym płaczem. Jak on mógł w ogóle o coś takiego pytać? Jak mógł tu przyjść i mnie dotykać?! Zapewniał mnie, że przy nim mogę być bezpieczny i mu uwierzyłem.

- Lou? - nie dawał za wygraną.

Wpatrywałem się w swoją rękę wokół której oplątana była dłoń Harry'ego. Powstrzymywał mnie przed kontynuowaniem swojego ,,dzieła''.  Poczułem jak jego długie palce zaciskają się na mojej szczęce. Uniósł mój podbródek.

Sweet Creature ~Larry A/B/O ❌Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz