Louis
Patrzyłem na odbiegającego chłopaka. Chciałem się na coś przydać i pomóc. Odsunąłem się od chłopaków i zacząłem powoli biec w stronę watahy. Liam i Niall podążali za mną. Zanim zdążyliśmy dotrzeć na nasz teren na drodze stanęły nam dwie Bety. Chłopaki zasłonili mnie i sami zaczęli ostrzegawczo warczeć. Gdy to nie przyniosło rezultatu, Payne rzucił się na jednego i przygniótł do ziemi. Drugi wilk ocenił sytuację i zrezygnował z zaczepiania nas. Odbiegł, uciekając w krzewy. Liam puścił szarego wilka i kontynuowaliśmy bieg.
Chcieli, abym zatrzymał się przy swojej kryjówce w lesie. Tam byłbym bezpieczny. Oczywiście się nie zgodziłem. Ruszyłem w stronę domu. Największe zamieszanie panowało na placu przy budynkach. Wilki były wszędzie. Słychać było warczenie i wycie. Co jakiś czas ktoś piszczał. W powietrzu unosiły się nieznane zapachy. Alfy wraz z Betami broniły Omeg ze szczeniakami. Spojrzałem na Nialla, który rozglądał się wokół. Zostawił swoją córkę z Omegą, kiedy opuszczał watahę. Zapewne martwił się o swoje dziecko. Nie wiedział gdzie może się znajdować.
Chciałem poinformować chłopaków, że pójdę poszukać dzieci, lecz w naszą stronę pędziły dwie Alfy, przez które się rozproszyliśmy. Liam upadł na ziemię, a potężny brązowy wilk rozszarpał mu prawy bok swoimi pazurami. Zawył żałośnie, lecz nie miał siły się podnieść, ponieważ Alfa wciąż go przygniatała. Na ratunek przyszedł mu Niall, który uciekając od drugiego napastnika, próbował zrzucić brązowego wilka. Sam stałem w miejscu i próbowałem się uspokoić. Serce mocno mi waliło i nie potrafiłem rozeznać się w sytuacji. Bardzo się bałem, ale nie mogłem myśleć o sobie. Gdyby mnie tu nie było, w watasze Malika, na pewno ta cała sytuacja nie miałaby nigdy miejsca.
Gdy drugi wilk zaczął podchodzić do Nialla z obnażonymi zębami, ruszyłem za nim. Nie zdążył wbić zębów w ciało blondyna, ponieważ byłem szybszy. Ugryzłem go w ogon. Zacząłem ciągnąć go do tyłu, lecz ten spojrzał na mnie jak na natrętnego owada. Warknął głośno, przez co się skuliłem, lecz nie wypuściłem puchatego ogona.
Zauważyłem, że Liam i Niall przepędzili brązowego wilka i teraz pomogli mi z tą Alfą. Niall przemienił się w ludzką postać i spojrzał na mnie.
- Tu nie jest bezpiecznie, Lou. - powiedział. - Powinieneś schować się. Pomyśl teraz o dzieciach.
Omega miała rację, lecz nie mogłem siedzieć bezczynnie w jednym miejscu. Tu liczył się każdy wilkołak do pomocy. Wrogów było o wiele więcej. Chciałem odpowiedzieć blondynowi, lecz nie miałem czasu się przemieniać. Za Niallem stała Beta, która niosła w pysku czarnego szczeniaka. Nie była członkiem naszego stada. Przebiegłem obok chłopaka i znalazłem się przy wilku. Gdy mnie zobaczył, zacisnął mocniej szczęki a z pyska wilczka wydobył się pisk. Skoczyłem na niego, wgryzając w gardło. Dopiero wtedy wypuścił młodego wilka i odpychając mnie na bok, uciekł przed siebie.
Zmieniłem się w ludzką postać i wziąłem małego szczeniaka na ręce. Po chwili i on zmienił postać i rozpoznałem w nim Paula. Miał ślady kłów na plecach, lecz nic poważnego mu się nie stało. Spojrzał na mnie ze łzami w oczach i oplótł małe rączki wokół mojej szyj.
- T-tam były obce wilki. - powiedział wystraszony. - Sarah próbowała n-nas bronić, ale Alfy zaczęły ją atakować i wyszli na zewnątrz.
- Gdzie jest reszta dzieci? - zapytałem rozglądając się dookoła.
Wciąż nie byliśmy tu bezpieczni. Co chwila przebiegał jakiś wilkołak umazany krwią. Znajdowaliśmy się w centrum tego chaosu.
- U-ukryliśmy się w domu przywódcy. Tam znajdowała się druga grupa szczeniaków. Chciałem zamknąć drzwi i wyszedłem spod łóżka i znalazł mnie tamten wilk. - dodał, wycierając łzy.
- Spróbujemy się tam dostać.- powiedziałem. - Pilnuj się mnie.
Zmieniłem się w wilkołaka i obejrzałem się za siebie. Liama nigdzie nie widziałem. Niall razem z naszą Alfą atakował przeciwnika. Mały wilczek dreptał przede mną. Gdy na naszej drodze stawał wilk, chował się pode mną, między moimi nogami. Nie mogłem sobie pozwolić na atak, ponieważ to równałoby się z zostawieniem Paula. Podczas walki nie mógłbym go pilnować i chroni. Na całe szczęście ktoś z naszego stada zawsze zajmował się wrogiem i dotarliśmy do domu Malików w jednym kawałku. Przez ostatnie metry musiałem nieść czarnego wilczka, ponieważ jakiś rozpędzony wilk go staranował i uszkodził mu łapę. Przy drzwiach stała Beta i Omega. Przepuścili nas i weszliśmy do środka.
W sypialni Malików na piętrze siedziały małe dzieci. Wszystkie były wystraszone i trzęsły się ze strachu. Zmieniłem formę i położyłem Paula na łóżko. Obejrzałem jego nogę, lecz nie zauważyłem krwi ani złamania. Lekarzem nie byłem i niestety się na tym nie znałem. Prawdopodobnie było to skręcenie.
- Chcę do taty! - zawołała mała dziewczynka, podchodząc bliżej mnie.
Przytuliła się do mojej nogi i zaczęła płakać. Pozostałe dzieci poszły jej śladem. Płakały i robiło się coraz głośniej. Zacząłem je uspokajać. Przytuliłem najmłodsze dwa wilczki i cicho zacząłem śpiewać kołysankę jaką nauczyła mnie moja matka. Trochę pomogło, bo się wyciszyły i siedziały spokojnie, słuchając mnie uważnie. Niektóre nawet zasnęły, przytulone do siebie. Odłożyłem ostrożnie dwóch chłopców i podszedłem do okna. Na placu wciąż trwały walki. Słychać było wycie i piski.
Złapałem się za brzuch, kiedy poczułem ogromny ból. Skuliłem się i zacisnąłem powieki. Bardzo się bałem o swoje maleństwa. Nie chciałem ponownie stracić dziecka. Gdy dowiedziałem się o małych wilczkach byłem zachwycony. Zawsze chciałem je mieć. Z kimś takim jak Harry było to możliwe. On również je pokochał, tak samo jak mnie. Byłby świetnym ojcem, ale obawiałem się, że on tego nie doczeka. Ból ani na chwilę nie ustępował. Usiadłem na fotelu przy regale z książkami. Wiele bym oddał, aby Harry mógł być tutaj ze mną. Nie chciałem stracić dzieci. Nie mogłem ich stracić.
Starałem się oddychać głęboko i po chwili czułem się lepiej. Ból ustąpił, lecz wciąż obawiałem się o skarb, który nosiłem pod własnym sercem. Dlaczego wszystkie złe rzeczy musiały przytrafić się mi? Sprowadzałem tylko nieszczęście i ból na bliskich.
Starałem się nie myśleć o ostatnich wydarzeniach. Pamiętałem, że niewolno mi się denerwować, ale to nie było wcale takie łatwe. Co chwila słyszałem odgłosy wydobywające się z zewnątrz. Myślałem o wszystkich rannych i modliłem się, aby nikt nie zginął. Tego bym sobie nie wybaczył.
Usłyszałem głośny huk na dole. Podniosłem się z fotela i spojrzałem w stronę drzwi. Zamknąłem je na klucz i przystawiłem drugim fotelem. Zerknąłem na dzieci, które spoglądały w tym samym kierunku.
- Schowajcie się pod łóżko. - powiedziałem do nich.
Dzieci było dwanaścioro. Najstarsze z nich schowały się za oparciem fotela. Maluchy zaczęły znów płakać. Pozostałe uspokajały je i zapewniały, że wszystko będzie dobrze. Po chwili znów słychać było głośny huk i dźwięk rozbijanego szkła. Ktoś wbiegł po schodach i znalazł się pod drzwiami. Wstrzymałem oddech i czekałem. Był to wilkołak. Postać zaczęła odchodzić dalej. Odetchnąłem z ulgą, lecz po chwili ktoś z rozpędu naparł na drzwi, a drewno nie wytrzymało. Fotel odsunął się na kilka centymetrów, lecz intruz powtórzył czynność i wdarł się do środka.
- Tęskniłaś moja słodka Omego? - odezwał się męski głos i już wiedziałem do kogo on należał.
Przełknąłem ciężko ślinę i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Dzieci zamilkły i jedyne co słyszałem to bicie własnego serca. Zmieniłem się w wilkołaka z niemałym trudem. Byłem wykończony, a przemiana zabrała mi ostatki siły. Zawyłem głośno i cofnąłem się o parę kroków.
🐾🐾🐾🐾🐾
Witajcie kadeci/wilczki/wodorosty!
To już drugi rozdział na dziś. Udało się napisać i od razu wstawiam :D
Mam pomysł na nowy ff, który ukaże się zaraz po zakończeniu ,,Sweet Creature". Czekam tylko na okładkę ^.^
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Do następnego xx
Dobranoc!
CZYTASZ
Sweet Creature ~Larry A/B/O ❌
Fanfic#15 w ff || - Zrzekam się swojego stanowiska - oświadczyłem prosto z mostu. Nie siliłem się na żadne długie przemówienie. Nie chciałem przedłużać tego spotkania. Każdy miał swoje sprawy, którymi najchętniej by się teraz zajął niż stał tutaj. - Harry...