Rozdział 4

108 25 16
                                    

- Jesteś pewna skarbie, że w niczym nie potrzebujesz pomocy?- ojciec biegał między kuchenką, a blatem, starając się pomóc. Był tak zdenerwowany dzisiejszą kolacją, że nawet nie zauważył, że obierki po warzywach, wylądowały w zmywarce, zamiast śmietniku. Trzy razy musiałam go zapewniać, że dam sobie radę. Dopiero wtedy odpuścił i poszedł do siebie, aby przygotować się na przyjście gościa.

Z tego co zdążył mi powiedzieć, to umówił się z jakąś koleżanką z pracy, z którą mają omówić szczegóły przed służbowym wyjazdem do Hiszpanii. Tata wspominał, że ma być to duże przedsięwzięcia, dlatego klient chciał, aby oni jako wykonawcy projektu jego domu, byli na miejscu i nadzorowali czy wszystko idzie zgodnie z planem.

Spojrzałam na zegarek, który pokazywał, że zostało jeszcze dwadzieścia minut. Szybko sprawdziłam indyka, który dochodził w piekarniku, dorobiłam sos do sałatki i zadbałam o napoje. Następnie rozłożyłam talerze i sztućce na stole, nie zapominając oczywiście o serwetkach.

- Co ja bym bez ciebie zrobił córciu- zawołał tata, który pojawił się już na dole w pełnej okazałości. Miał na sobie czarne eleganckie spodnie, które skompletował z białą galową koszulką, której rękawy podwinął do łokci. Dodatkowo postanowił nieco przyciąć swoją brodę, a włosy zaczesać do tyłu. Musiałam przyznać, że wyglądał całkiem nieźle.

-Wydaje mi się, że nic- uśmiechnęłam się, odwzajemniając uścisk jakim obdarzył mnie w podzięce za pomoc przy kolacji.

Nie było to dla mnie nic wielkiego, zwłaszcza, że bardzo lubiłam gotować. Dlatego od razu zgodziłam się, kiedy kilka dni temu tata mnie o to poprosił. Sam pewnie też by dał radę, ale bądźmy szczerzy. Jednak damska ręka w kuchni, to coś bez czego nie można się obejść. A niestety w rodzinie tylko ja taką posiadałam.

Po skończonej pracy, pobiegłam szybko do siebie, przebrać się w coś bardziej odpowiedniego niż dresy. Ostatecznie po przekopaniu całej szafy, stwierdziłam, że czarne jeansy i granatowo- biała koszula w kratkę będzie ok. Teoretycznie, nie uczestniczyłam w tym spotkaniu, ale mimowolnie, gdybym weszła do kuchni czy salonu, wolałam wyglądać w miarę schludnie.

Na szczęście klony poszły do swojego kolegi i miałam ich odebrać dopiero po dziewiątej, więc nie będą przeszkadzać. Jakoś woleliśmy z tatą nie ryzykować, że jego gość wyjdzie od nas z butami pełnymi bitej śmietany, bądź gumowym wężem w torebce. W takiej sytuacji nie sądzę, aby ta kobieta cieszyła się z nowego zwierzątka. No chyba, że jest miłośniczką gadów. Mniejsza z tym.

Słysząc dzwonek do drzwi, postanowiłam zbiec na dół, przywitać się. W progu stała niezbyt wysoka kobieta o kruczo czarnych włosach i dość jasnej cerze. Ubrana była w elegancką koszule w grochy, wiązaną na kokardę przy szyi i ołówkową spódnicę w granatowym kolorze.

-Dobry wieczór- przywitałam się, podając rękę.

Nieznajoma odwzajemniła uścisk, przedstawiając się jako Margaret Collins. Wydawała się być naprawdę bardzo miła. Zapytała jak tam u mnie w szkole, czym się interesuję i takie tam. Dzięki tej krótkiej wymianie zdań, dowiedziałam się także, że mieszka niedaleko, jakieś pięć przecznic stąd, ma syna w podobnym wieku, a także jest miłośniczką zwierząt. Hmm czyli może ten wąż w torebce to nie był taki zły pomysł.

Jeszcze przez chwilę pobyłam z nimi na dole, pomagając tacie z indykiem, po czym zawinęłam się do siebie. Szybko jednak zorientowałam się, że tak naprawdę nie mam co robić. Lekcje odrobiłam wcześniej, nie zapominając oczywiście o nadrobieniu tego, co mnie ominęło przez dzisiejsze wagary. Z braku pomysłu na zajęcie sobie wolnego czasu, trochę ogarnęłam pokój, napisałam wypracowanie z angielskiego na przyszły tydzień i gdy już nie mogłam znaleźć sobie nic do roboty, walnęłam się plackiem na łóżko. Leżałam tak chyba dobre dziesięć minut, kiedy stwierdziłam, że jednak bym coś zjadła.

Nie chcąc przeszkadzać, po cichu zeszłam na dół, kierując się do kuchni. Zarówno tata jak i pani Collins siedzieli przy swoich laptopach, omawiając jakieś dane liczbowe. Tata napomknął coś o jakiś dokumentach, na co kobieta od razu zajrzała do swojej torebki.

-Tylko nie to- zdenerwowana, nerwowo przeszukiwała swoją torebkę, sprawdzając ją chyba z każdej możliwej strony.- Niestety Patricku, ale zapomniałam tej teczki.

-Bez niej nie ruszymy dalej.

- W takim razie poczekaj, napiszę do mojego syna, aby podrzucił mi te papiery- wciągnęła telefon i zaczęła pisać wiadomość.- Nie będzie to kłopot?

-Nie, oczywiście, że nie.

W oczekiwaniu na syna Margaret postanowili zrobić sobie małą przerwę od pracy. Stwierdzili, że dobrym pomysłem byłoby trochę rozprostować nogi, dlatego tata zaprosił czarnowłosą kobietę na taras, prosząc, abym dała znać jeśli tylko pojawią się dokumenty. Pokazałam kciuka w górę, po czym oboje zniknęli za szklanymi drzwiami, pogrążeni w rozmowie.

Ja natomiast stałam prawdopodobnie przed najcięższą decyzją tego wieczoru. Trzymałam w ręku dwie torebki z herbatą, jedną o smaku owocowym, a drugą karmelową. Długo się wahałam jednak z racji tego, że uwielbiam słodycze i wszystko co słodkie, ostatecznie wybrałam tą drugą. Dodatkowo zrobiłam sobie kanapkę z pomidorem i już miałam wracać na górę, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.

-Tato, dokumenty!- krzyknęłam, kierując się w stronę wejścia.

Chwyciłam za klamkę i zamarłam. O cholera! To Noah! Stał w moich drzwiach jak gdyby nigdy nic, szczerząc się jak głupi do sera. W dłoni trzymał czarną teczkę, najprawdopodobniej z dokumentami, więc pewnie nie był tu przez pomyłkę. Chodź w duchu modliłam się aby było inaczej. Kto wiem, może zabłądził w drodze do psychiatryka?

-No cześć kochaniutka- zadowolony, wszedł do środka, podczas gdy ja zrozumiałam, że wybór herbaty jednak nie był moim największym problemem.

*******

Hej kochani! 😘

Jak widać staram się nie obijać i dość regularnie wstawiać rozdziały. Co prawda za chwilę zaczyna się szkoła, wiec będę miała strasznie mało wolnego czasu, ale miejmy nadzieję, że nie wpłynie to negatywnie na wattpada. Cieszę się, że podoba wam się ,,You belong to me" i wiele z moich czytelników zostawia po sobie miłe komentarze. Jest mi naprawdę bardzo miło, że jednak ktoś to czyta, bo musze się wam przyznać, że mi naprawdę świetnie się to pisze. Co prawda, na początku myślałam, aby była to dość krótkie opowiadanie, gdyż przewidywałam może z dwadzieścia, trzydzieści rozdziałów? Teraz jednak zastanawiam się czy nie pociągnąć tego dłużej.

Wiem, że jest jeszcze wcześnie i dopiero kończy się sierpień, ale stwierdziłam, że mogę zapytać się was o to już teraz. Zwłaszcza, że będę musiała przy tym trochę posiedzieć. Ale co myślicie o tym, aby w grudniu, kiedy jest ten świąteczny czas, nie napisać takiego krótkiego opowiadania właśnie w tym klimacie? Pomysł na taką książkę chodził już za mną dość długo, jednak dopiero teraz zdecydowałam się nad tym pomyśleć. Jednak decyzje pozostawiam w waszych rękach. Chciałabym usłyszeć waszą opinię, dlatego proszę was o komentarze na ten temat, czy chcieli byście przeczytać taką książkę, czy może jednak nie. 

You Belong To MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz