10

2.8K 153 2
                                    

Kiedy tylko weszłam do pokoju zrzuciłam z siebie ubrania, zostając w majtkach i koszulce położyłam się na łóżku. Miałam tylko trzy godziny. Trzy godziny i znów musiałam być na nogach. Nie wierzę. Będę jutro potrzebować dużej ilości słodyczy, żeby funkcjonować.
Obudził mnie śpiew ptaków. Nie powinno się to zdarzyć. Od razu wiedziałam, że nie jestem u siebie. Otworzyłam oczy. Miałam na sobie tą samą sukienkę co na pierwszym spotkaniu z Khalidą. Wokół był las, na jednym z drzew dostrzegłam ptasie gniazdo. Matka właśnie uczyła latać swoje pisklęta.
- Tu jestem - usłyszałam, podniosłam się z klęczek i ruszyłam w stronę znanej mi polany. Tak jak wtedy stała tam Khalida. Tak samo piękna. Tak samo magiczna.
- Ymm, cześć?- pomachałam jej lekko niepewna co powiedzieć.
- Witaj - uśmiechnęła się do mnie.
Przez chwilę stałyśmy w niesamowicie niezręcznej (przynajmniej dla mnie) ciszy.
- Dlaczego mnie tu sprowadziłaś?- spytałam w końcu. Kobieta pstryknęła palcami i po chwili zamiast w lesie znalazłyśmy się w pięknej bibliotece. Rozejrzałam się. Z każdej strony otaczały nas regały pełne grubych książek. Raj dla czytelników
- Gdzie my..- zaczęłam ale przerwała mi unosząc rękę.
- To moja pałacowa biblioteka. Trzymam tu wszystkie książki jakie widział świat i takie, których nie widział - przejechała palcem po jednym z tomów o eliksirach.
- Po co?- nie mogłam zrozumieć.
- Kocham naukę i wiedzę, a jak wiesz wiedza to potęga.
Skinęłam głową chodź nie miałam o tym pojęcia. Muszę się chyba trochę dokształcić.
- Tutaj mogę odetchnąć od codziennych obowiązków strażniczki i królowej...
- Zaraz, zaraz jesteś królową?- spojrzałam na kobietę z niedowierzaniem.
- Nie wspominałam?- uśmiechnęła się lekko. Potrząsnęłam głową.- nie? Cóż teraz już wiesz. Wracając, przyprowadziłam cię tu ponieważ chcę ci coś podarować.
Weszła między regały. Podążyłam za nią, starając się nie zabić o długą suknie. Zatrzymałyśmy się przed regałem. Zwykłym, kolejnym regałem z książkami. Poczułam maciupeńkie rozczarowanie ale wtedy Khalida położyła rękę na drewnianym fragmencie i półka odsunęła się na bok. Moje oczy pewnie przypominały spodki, bo kobieta zaśmiała się cicho.
Naszym oczom ukazały się schody. W dół. Merlinowi niech będą dzięki. Zaczęłyśmy schodzić. Po kilku krokach mogłam śmiało stwierdzić, że schodzenie w dół jest gorsze od wchodzenia. Podczas naszej dwu minutowej wycieczki zdążyłam potknąć niezliczoną ilość razy. Miałam jednak szczęście, że nie szłam pierwsza. Prawdopodobnie już przy pierwszym potknięciu spadłabym na sam dół.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos strażniczki.
- Jesteśmy na miejscu.

Zbliżałyśmy się do ogromnych drewnianych drzwi. Po ich obu stronach stały ogromne kamienne figury. Przypominały lwy, mieniły się w świetle pochodni. Emanowały potęgą i siłą. Dopiero podchodząc bliżej zauważyłam, że ich oczy uważnie śledzą mój każdy ruch. Przełknęłam ślinę.
Kobieta otworzyła drewniane drzwi, które zaskrzypiały niemiłosiernie. 
- Wypadałoby je naoliwić - rzuciłam, mając nadzieję, że lwy nie zaatakują jak tylko się odwrócę.
Moim oczom ukazała się duża ceglana sala. Tu też były regały ale w znacznie mniejszej ilości. Na środku stał sześciokątny stół. Zobaczyłam na nim świece i wielką księgę. Ale nie to przykuło tak bardzo moją uwagę. Obok stołu znajdował się mały kwadratowy stoliczek z kloszem. Pod nim lewitował naszyjnik. Składał się z ciemnego rzemyka, na którym wisiał srebrny księżyc z malutkimi fioletowymi kamyczkami na całej jego powierzchni. Podeszłam bliżej. Od wisiorka pulsowała magia. Przynajmniej tak mi się wydawało. Nigdy nie czułam czegoś takiego.
- To wisiorek mojej matki. Była potężną kobietą. Powiedziała żebym oddała go komuś o wielkim sercu, odwadze i magi. Wybrałam ciebie.
- Mnie..? Nie rozumiem. Nie jestem pewna czy to dobry pomysł - zaprzeczyłam cofając się kilka kroków.- nie jestem odważna ani dobra. Popełniłam dużo błędów.
- Przeszłość nas nie definiuje Bianco. Wybrałam właśnie ciebie, ponieważ..
Nagle wszystko zaczęło się rozmazywać. Rozbolała mnie głowa. Zamachałam rękoma. Musiałam znać odpowiedź.
- Nie, nie teraz!
Wróciłam do siebie byłam tego pewna, kiedy pod plecami poczułam miękki materac. Jak się okazało moje spotkanie przerwały kłócące się Meadows i Mcdonald. Otworzyłam jedno oko żeby na nie spojrzeć. Wyrywały sobie jakiś przedmiot.
- Co wy wyrabiacie?- warknęłam podnosząc się do pozycji siedzącej i starając się opanować gniew. Przez nie nie wiedziałam co robić. Pozbawiły mnie odpowiedzi.
- Ta wiedźma nie chce mi oddać naszyjnika - krzyknęła Meadows.
- Nie jest twój - odkrzyknęła Anna.
- Ani twój.
- Ja go pierwsza znalazłam.
Wysiliłam wzrok żeby dojrzeć obiekt. Zatkało mnie. To był naszyjnik Khalidi. Wstałam gwałtownie unosząc różdżkę leżącą na szafce nocnej. Wycelowałam w biżuterię.
- Accio naszyjnik - po chwili przedmiot znalazł się w moich rękach.
- Tak się składa, że jest mój - oznajmiłam i biorąc świeże ubrania zamknęłam się w łazience.
Kiedy tylko to zrobiłam założyłam wisiorek na szyję. Po głowie latała mi jedna myśl.
Dlaczego?
I albo mi się wydawało albo w moich oczach błysnął fiolet.

Na śniadaniu, przy stole czekała już na mnie Lily. Była rozdrażniona. Wiedziałam co, a raczej kto doprowadził ją do tego stanu.
- Czyżby Potter znowu proponował ci randkę?- uśmiechnęłam się do niej złośliwie i usiadłam obok.
- Mam go dość. Myśli, że może mieć każdą - prychnęła rudowłosa wbijając widelec w naleśnik.
- Ej, ej, on nie jest niczemu winny- odsunęłam sztuciec i zjadłam znajdującą się na nim porcję.- dlaczego uśmiercasz tak pysznego naleśnika?
Dziewczyna zaśmiała się. Usatysfakcjonowana, że udało mi się ją rozbawić chwyciłam jabłko.
- Zamierzasz żyć na samych jabłkach?- Evans zmarszczyła brwii.
- Doble som - odparłam z pełnymi ustami.
- Nie mówi się z jedzeniem w buzi - pouczyła mnie z uśmiechem.
- Znowu włączył ci się tryb Encyklopedii?- zerknęłam na nią cmokając.
- Nieprawda - oburzona założyła ręce na piersi.- aż tak słychać?
Nie mogąc się powstrzymać wybuchłam głośnym śmiechem.
- Przestań inaczej będę cię brać za bardziej walniętą niż jesteś - powiedziała do mnie teatralnym szeptem Lily.
- Ej - uderzyłam ją lekko w ramię i po chwili już obie się śmiałyśmy.
Zaraz po obiedzie wraz z Jamesem i Syriuszem poszliśmy odwiedzić Remusa. Peter'a zostawiliśmy sam na sam z jedzeniem. Randka idealna. Przynajmniej dla niego.
- Hej Lunio, jak się czujesz?- spytałam siadając w nogach jego łóżka. Chłopcy usadowili się na krzesłach.
- Dobrze, wychodzę pod koniec dnia - odparł chłopak zabierając się za jedzenie czekolady, którą mu przyniosłam.,
- I fajnie - skwitował James.
Posiedzieliśmy aż do lekcji bo kiedy tylko się zaczęły pani Pomfrey wyrzuciła nas za drzwi. Dosłownie.
Nie mogłam już doczekać się wieczoru, bardzo chciałam zobaczyć Remusa wśród żywych. Przez to całe zamieszanie nie zapisałam połowy notatek, ale wiedziałam kto mi ich użyczy w razie potrzeby. Nie martwiłam się więc o to. Zgodnie z planem o osiemnastej Remik wrócił do siebie. Poszłam do niego zajrzeć. Stał na środku pokoju i przyglądał się swojemu łóżku, które było zasypane stertą papierków. Chyba chłopcy zrobili sobie śmietnik z jego posłania. Podeszłam do niego i mocno przytuliłam się do jego pleców. Chłopak podskoczył wystraszony.
- Ej, przecież nic mi nie jest- oznajmił rozbawiony zauważając kto go trzyma.
- No i? To już się do przyjaciel nie można przytulić?- moje słowa zagłuszyły jego plecy.
- Można ale znając ciebie czegoś chcesz.
- To prawie pewne - dorzucił James wychodząc z łazienki
- Znam cię Bianca to pewne - odezwał się Syriusz leżący na łóżku z ramionami pod głową.
- No dobra - odsunęłam się z uśmiechem.- chcę lizaczka.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- No co? Dobre są.

Bianca Black i HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz