1.

55 2 1
                                    

Slenderman 
Czy ona nie żyje? Jest strasznie blada i nieruchomo leży na ziemi. Wygląda jak kukiełka, którą ktoś upuścił. Wygląda no to, że zmarnowałem czas. Zaraz... Ona oddycha! Eh, właściwie nie ma się z czego cieszyć. Skoro żyje to mam kilka problemów więcej na głowie. Nie wiem czy mnie widziała, nie wiem co jej jest, nie wiem co w ogóle powinienem z nią zrobić. Nie mogę jej tak zostawić. Gdyby... nie, nawet gdyby zobaczyła macki to sama w to nie uwierzy i pomyśli, że jej się to przyśniło podczas omdlenia. Jeżeli jednak zostawię ją i ona umrze to po co w ogóle tu przyszedłem? Postanowiłem jej pomóc, więc muszę już doprowadzić to do końca. Żeby samemu móc się nią zająć i w razie czego wyleczyć musiałbym zabrać ją do willi. Jest to oczywiście niemożliwe. Po pierwsze nie mogę pokazać się tam jako człowiek, a ona nie może zobaczyć mojego prawdziwego oblicza. Po drugie ktoś mógłby ją tam zabić, choćby przypadkiem. Po trzecie i ostatnie, wszystkie creepypasty w domu podekscytowałby się pojawieniem się kogoś obcego, pytaliby kto to, dlaczego tu jest, czy zostanie, a uśmiechnięty pies lub uśmiechnięty debil narobiłby na dywan korzystając z zamieszania. Nie pozwolę by Jeff zapaskudził mój piękny dywan!
Niepotrzebne odbieganie od tematu zamiast działania chyba też jest ludzkie. Wcześniej mi się nie zdarzało, ale nie ważne. Mam tylko jedną opcję, o ile nie zmarła w trakcie mojego wewnętrznego monologu to muszę zabrać ją do szpitala.
Niestety. Nadal żyje. Uklęknąłem, aby ją podnieść. Jedna ręka pod głowę, druga trochę powyżej kolan i w górę. No, wygląda drobno, ale leciutka nie jest. Zamykam oczy, muszę się wyciszyć. Gdzie w tym mieście jest szpital, myśl, okey, teraz wizualizacja - tyły szpitala, trochę już ciemno o tej porze, ludzie jeżeli już mijają budynek to od frontu. Kiedy otwieram oczy jestem już na miejscu. Teraz na piechotę do wejścia. W szklanych drzwiach odbija się blask ostatnich promieni zachodzącego słońca. Podłoga w korytarzu wypucowana na błysk. Beżowe ściany. Ktoś coś mówi.
-Co?
-Pytam pana co się stało pańskiej dziewczynie.
- To nie jest moja dziewczyna. Znalazłem ją nieprzytomną.
-W takim wypadku powinien pan zadzwonić na pogotowie. Nie wiedząc co się stało mógł pan wywołać dodatkowe obrażenia.
-Nie mam telefonu, a nikogo nie było w pobliżu.
-Dobrze, lekarz się nią zajmie. Może pan już iść.
Zabrali ją.
-Ale...
-Do widzenia.
Właściwie zostałem wyrzucony za drzwi. Przez chwilę nie miałem pojęcia co robić, ale zaraz przyswoiłem sytuację. Wróciłem tam skąd przyszedłem, na tyły szpitala. Stamtąd teleportowałem się nad jezioro, gdzie zdjąłem ubrania Jeff'a i wróciłem do swojej prawdziwej formy. Miałem po tym zawroty głowy, więc chwilę odczekałem zanim wyciągnąłem z pod kamienia garnitur. Ubierając się zacząłem myśleć nad wydarzeniami dnia. Doszedłem do wniosku, że przyda mi się lepsze miejsce do przemieniania oraz własne ubrania, ale o tym wiedziałem już wcześniej, mam na to odłożone pieniądze, jako człowiek mogę zrobić zakupy. Kolejne nowe doświadczenie, pójdę do galerii, nie mogę się doczekać. To się chyba nazywa ekscytacja. Teraz jednak muszę wrócić do willi. Zrobiło się ciemno, a beze mnie zamiast kolacji będzie koniec świata.


Ciekawość podkusiła mnie by tam wrócić. Następnego dnia rano stałem pod salą, w której była. Nikogo nie pytałem czy mogę tu być. Nie trafiłbym tu, gdyby nie teleportacja. Mogę się jeszcze wycofać, ale nie, coś pcha mnie do przodu i naciskam klamkę.  

Laura

Był wieczór, właściwie późne popołudnie. Wracałam z pracy. Wybrałam drogę na skróty bocznymi uliczkami jak najszybciej do domu. Niestety na mojej drodze staną jakiś facet. Napakowany, ubrany na czarno i ten charakterystyczny znak wytatuowany na ramieniu. Nie miałam przy sobie broni, a wyminąć go już też nie mogłam, bo obok niego staną drugi. Próbowałam się jeszcze wycofać, ale za mną był trzeci. Będąc realistką nie mogłam powiedzieć, że mam szanse pokonać trzech mięśniaków w pojedynkę. Pozostało mi wołanie o pomoc, kiedy jeszcze mogę.
-POMOCY!
Cios w brzuch. Upadłam. Krzyknęłam jeszcze raz, wtedy ten z tyłu kopnął mnie w głowę i kazał się zamknąć. Łzy popłynęły mimowolnie, byłam taka słaba... zawiodłam. Zabiorą mnie do niego. Bezradność i ciemność otuliły mnie niczym poduszka przyciśnięta do twarzy w celu uduszenia. Zemdlałam z przeczuciem, że to koniec - moja ciągła ucieczka się skończyła. Dane mi jednak było się pomylić.

Obudziłam się, ale nie otworzyłam oczu. Ból z tyłu głowy szybko przypomniał mi ostatnie wydarzenia. Poruszyłam ręką, o dziwo nie była skrępowana. Druga także była wolna. Zaryzykowałam i sprawdziłam nogi, ale nimi też mogłam poruszać swobodnie, jedyne co stawiało lekki opór to miękki materiał, który mnie otaczał. Obróciłam się na drugi bok, zupełnie nic nie blokowało moich ruchów, co za lekceważenie mojej osoby. Oczywiście Fabio dba o to, żeby jego zabawki były w dobrym stanie, więc zapewnił mi wygodne łóżko i najprawdopodobniej ukarał podwładnych za uszkodzenie mnie. Tylko jedna rzecz nie pasuje - zapach. Typowa miejscówka Fabia jest pod ziemią, więc cuchnie stęchlizną i jego cygarami, a tutaj czuć było jakimś chemicznym środkiem. Nie pewnie otworzyłam oczy. Biel, biel i biel. Ściany, podłoga, szafka, pościel, rama łóżka i drzwi, które właśnie się otworzyły - wszystko białe. Do pomieszczenia, chyba będącego salą szpitalną, wszedł chłopak. Co prawda był ubrany na biało czarno, ale nigdzie nie miał symbolu, po za tym był raczej szczupły i co najwyżej lekko umięśniony, a oni wszyscy ostro pakują na siłowni. Mają wzbudzać strach, często mają więcej tatuaży niż ten oznaczający przynależność do Fabia, blizny oraz głupi wyraz twarzy. On wyglądał raczej chłopięco i uroczo, można nawet powiedzieć, że w moim typie. Blond włosy w nieładzie... aż chciałoby się je poczochrać. Buzia jak u dziecka, no mniej pyzata, ale taka gładka. Musi być ode mnie młodszy, inaczej będę miała kompleksy. I jeszcze te oczy. Zielone, mieszanka świeżych odcieni i tych ciemniejszych. Tajemnicze oczy, o pięknej barwie tęczówek odwzajemniły moje spojrzenie. Coś obcego się w nich kryło, jakiś mrok.
-Hej.
Jego głos był niepewny i w tym momencie zorientowałam się, że gapię się na niego od dłuższej chwili. Spaliłam buraka i spuściłam wzrok na pościel. Spokojnie Lauro, wygląd to nie wszystko, może się okazać, że zwiał z oddziału psychiatrycznego i chce cię udusić poduszką. Nie ma to jak pocieszenie od swojej własnej, chorej podświadomości, kiedy jest się w krępującej sytuacji.
-Hej, my się chyba nie znamy...
-O, no tak, em... Ja jestem Sss...Steve.
-Laura, miło Cię poznać Sssteve. Co cię do mnie sprowadza?
-Ja... Cóż, chciałem się dowiedzieć jak się czujesz.
-Już dobrze, chociaż trochę boli mnie jeszcze głowa. W ogóle, dlaczego się mną przejmujesz?
Slenderman (Steve)
-Kiedy Cię przyniosłem nic mi nie powiedzieli, tylko cię zabrali, nawet żadnego znaleźnego nie dostałem za taką perłę.

Co ja plotę. Zachichotała. Wygłupiłem się i teraz się ze mnie śmieje.

-Czyli to Ty mi pomogłeś, dziękuję.
-Nie masz za co, każdy powinien się tak postąpić w takiej sytuacji.
-Ale nie każdy by to zrobił. Na prawdę dziękuję.

Uh, nie mogę skupić myśli, kiedy tak na mnie patrzy. Jakby chciała mnie przejrzeć na wylot, ale ja mam za dużo do ukrycia, by jej na to pozwolić.

Black'n'White| SlendermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz