Chodziła w kółko po salonie, uprzednio zasłaniając każde okno firanką. Czuła się obserwowana. Dodatkowo Dymitr wcale nie przestawał uderzać w drzwi – przeciwnie – z każdą minutą walenie przybierało na sile. Z jednej strony Audrey cieszyła się, że mężczyzna wytrwale trwa przy wejściu – przynajmniej wiedziała gdzie się znajduje. Objąłby ją delikatny niepokój gdyby Dymitr nagle skończył swoje przedstawienie i poszedł niewiadomo gdzie.
Usiadła na kanapie, wpatrując się w kartonowe pudło. Jedyna pozostałość po przeprowadzce. Leżało tuż przy gołej ścianie, zawierając w swoim wnętrzu rodzinne zdjęcia Couldsonów. Skoro Suzie nie powiesiła ich wczoraj, z całą pewnością zrobi to zaraz po powrocie.
Audrey wyczekiwała odgłosu silnika, licząc że John szybko przegoni Dymitra. Może jej ojciec nie był typem postrachu osiedla, nie nosił schowanej broni za paskiem od jeansów, ale miał większe szansę w pertraktacjach z Dobrovym od niej. Niestety oprócz grzmotów i uderzających o szybę kropli deszczu, do jej uszu nie dochodził absolutnie żaden dźwięk.
Zmarszczyła brwi. Niepokojące. Nikt nie pukał.
Zdezorientowana odwróciła się twarzą do okna i klękając na kanapie, odchyliła dwoma palcami firankę.
Podjazd i ogródek był pusty. Oczywiście przez chwilę, bo zaraz przed jej oczami pojawiła się czyjaś twarz. Bynajmniej nie był to Dymitr, co wywołało u niej jeszcze większy szok. Wpatrywała się tępo w starszą kobietę o siwych włosach. Spojrzenie nieznajomej ociekało zdenerwowaniem i wydawało się lekko karcące. Audrey zacisnęła usta i ciągle trzymając firankę, przekrzywiła głowę.
Kobieta wyciągnęła lewą dłoń i wskazała na drzwi. W blasku błyskawicy wyglądała jak przerażający strach na wróble, który wywołuje palpitacje serca nie tylko u ptaków, ale i u ludzi. Audrey nie chciała mieć do czynienia ze zdenerwowanym straszydłem, dlatego zeszła z kanapy i wolnym krokiem podeszła do przedpokoju.
Babcia za szybą nie sprawiała wrażenia niebezpiecznej, choć sterczenie przed czyimś oknem w taką pogodę nie przemawiało za jej normalnością. Zanim Audrey przekręciła zamek, wzrokiem poszukała potencjalnej broni. Niestety, oprócz rzuconej w kąt lalki Chloe, nie było tu nic innego. Najwyżej nieznajoma dostanie nogą Barbie w oko.
— Dłużej się nie dało? — zapytała kobieta z wrogością, bez pardonu wkraczając do przedpokoju. Nie kwapiła się zdjąć ociekającego wodą płaszcza, tym bardziej przemoczonych pantofli. Oblizała wargi z resztek deszczu i ogarnęła wzrokiem wnętrze domu.
— Przepraszam — powiedziała mimowolnie Audrey, próbując uchować się przed gniewem nieznajomej. Przypominała jej babcię Couldson, a z takimi osobnikami się nie zaczyna. – Po prostu obawiałam się, że to ten cały Dymitr...
— Dymitr? — Wykrzywiła usta i prychnęła. — Bałaś się tego durnego pajaca?
Audrey jakby dopiero teraz dostrzegła bezsens swojego wcześniejszego zachowania. Nim otworzyła buzię, aby rzucić kolejne usprawiedliwienie, staruszka minęła komodę i skręciła do salonu. Gdyby babcia – odpukać – postanowiłaby gdzieś się schować, Audrey bez problemu znalazłaby ją po zostawionych przez nią śladach. Na podłodze kwitły małe kałuże z domieszką błota.
— Wstaw dziecko wodę na herbatę. Zmarzłam czekając aż łaskawie mi otworzysz.
Dziewczyna zacisnęła zęby, ale nic nie powiedziała. Przechodząc przez salon, zgarnęła z szafki opakowanie chusteczek higienicznych. Opatrzyła szczypiącą ranę materiałem w kwiatuszki
![](https://img.wattpad.com/cover/116151872-288-k205043.jpg)
CZYTASZ
Przekleństwo Millhaven
Детектив / ТриллерGdy Audrey Couldson opuszcza rodzinne Rochester, nie podejrzewa, że ekscentryczna przeprowadzka zainicjowana przez rodziców, skończy się czymś więcej niż codziennymi awanturami i przepychankami. Irytacja dziewczyny szybko zmienia się w strach, kied...