Krzyk Harry'ego był tak głośny i przeszywający, że usłyszeli go pewnie wszyscy w kwaterze głównej. Szczególnie szybko dotarł do Raya, który właśnie kierował się w stronę sypialni chłopaka. Szukał go. Pobiegł w kierunku, z którego dochodził, z wyciągnięta różdżką, gotowy niemal na wszystko, ale na pewno nie na to, co zastał. Pierwszym, co zauważył, była krew. Wszędzie. Na podłodze, rozbryzgana na suficie, pokrywała Harry'ego i pochylająca się nad nim złowieszczo Bellatriks. Harry powtarzał coś cicho, w pierwszej chwili Ray nie zrozumiał, co dokładnie. Zbliżał się powoli, chcąc zajść czarownicę od tyłu.
- Moje kociątko! Moje kociątko! – To były słowa, które powtarzał Harry, obejmując swój brzuszek opiekuńczo. Chyba starał się rękami zatamować krwotok. Miał nadzieję, że jego kociątku nic nie jest.
- Harry! – Krzyknął Ray i podbiegł do chłopaka szybko, objął go lekko. Sam nie wiedział, co ma teraz zrobić. Niestety, dotykanie Harry'ego w tej chwili było złym pomysłem. Harry wysunął pazurki i błyskawicznie podrapał Raya, odsuwając się od niego z przerażeniem. Mężczyzna aż się zatoczył pod wpływem siły ciosu. Nigdy by nie sądził, ze Harry jest aż tak silny.
- Nie dotykaj mnie! – Warknął kociak, cofając się pod ścianę.
Ray zszokowany obserwował chłopaka. Jego twarz przybrała jakiś nieludzki, dziki grymas. Nie było śladu po zwyczajowym, sennym uśmiechu, który błąkał się po ustach chłopaka, zastąpiła go mieszanina bólu i złości. Źrenice miał zupełnie kocie, pionowe. Pazury wysunięte na pełną długość, ogon i włosy na karku nastroszone. Odsłonięte zęby zdawały się dłuższe, niż zazwyczaj. Nie było w nim nic z Harry'ego. Wyglądał jak karykatura kociego demona.
- Och... kicia ma pazurki! – Zapiszczała Bella, w sposób przywodzący na myśl małą, rozpieszczoną dziewczynkę. Harry momentalnie zwrócił swój wzrok na nią. Otoczył brzuch ramionami i zasyczał wściekle. Bella uśmiechnęła się szeroko. – Nie potrzebujemy cię tutaj! Zwłaszcza Czarny Pan ciebie nie potrzebuje! Rujnujesz wszystko! – Krzyknęła, tupiąc dodatkowo obcasem.
Harry nie poruszył się. Tylko skulił się bardziej, nadal obejmując brzuszek. Jego twarz była wilgotna od łez.
- Skrzywdziłaś moje kociątko! – Szepnął, patrząc na nią z nienawiścią.
- Nie bój się. Zrobię znacznie więcej. Zatłukę je, razem z tobą! – Warknęła triumfalnie. – Potem zaklęcie, które rzuciłeś na mojego pana przestanie działać i wszystko będzie dobre! Już nigdy więcej nie usłyszę...
- Bella przerwij to! - Krzyknął Ray, podnosząc się z podłogi. Powoli wchodząc pomiędzy szaloną kobietę, a Harry'ego. Nie podobał mu się wyraz twarzy chłopaka. Wyglądał, jakby gotował się do skoku. Był chyba gotów rozszarpać Bellatriks gołymi rękami. Ciągle powtarzał: – Moje kociątko. – Jak jakieś zaklęcie, które miałoby je ocalić.
- Nie! – Krzyknęła. – Odsuń się. Ta męska dziwka i ten mały bękart powoli niszczą czarnego pana! Czy ty tego nie widzisz? Czarny pan mnie wynagrodzi, kiedy tylko wróci do siebie!
- Czarny pan nie jest pod wpływem żadnego zaklęcia!
- Jest! Wszyscy to widzą!
- Nikt, poza tobą, nie widzi nic takiego! – Warknął. – Wszyscy, poza tobą są zadowoleni ze zmian! – Bella roześmiała się głośno.
- Jest nas kilkoro. Wszyscy sądzimy, że czarny pan jest pod wpływem jakiejś klątwy! Nie wiem, jak temu dzieciakowi udało się ją rzucić, ale zaraz to naprawię!
- Czarny Pan nie będzie już dłużej tolerował twojej obsesji!
- To nie jest ważne! Zrozumie! Teraz zrobię to, co powinnam zrobić już dawno temu! Rozumiesz!? – Harry już nawet nie zwracał na nią uwagi. Był bardzo osłabiony. Starał się jakoś zmniejszyć, albo powstrzymać krwotok. Kiedy jednak zwróciła się do niego, uniósł słabo głowę. – Zamierzam cię zabić, słyszysz!? Ale wcześniej pozbędę się tego małego bękarta! Wywlokę je z ciebie i każę ci patrzeć, jak zdycha! Zanim nawet...