Prolog

628 44 10
                                    

Kolejne uderzenie błyskawicy, zatrzęsłam się i wyrwałam czym prędzej z objęć matki, by następnie na oślep wpaść do domu i, pokonawszy labirynt korytarzy prosto do swojego pokoju, pod łóżko. Znów wszystko się zatrzęsło gdy kolejny piorun uderzył gdzieś niedaleko, zakryłam dłońmi uszy i zaczęłam płakać mając nadzieję, że wstrętna chmura pójdzie sobie tak szybko, jak to możliwe.

Czym ci dorośli się tak zachwycali, czemu mama nie chciała mnie puścić? Przecież ja jestem grzeczna, czemu trzymali mnie tam na zewnątrz jak nie chciałam? Pewnie zaraz wpadnie taka i zacznie krzyczeć i w ogóle, że znowu przyniosłam wstyd rodzinie uciekając jak tchórz i, że przeżyłam przypadkiem a nie przez to, że byłam silniejsza niż moja siostra i, jeszcze, że wolałby syna...

Ale ja też wolałabym być chłopcem, naprawdę! Biegać z kataną i walczyć i skakać po drzewach i robić to wszystko, co mi nie było wolno, jak inni chłopcy z klanu... Bardzo chciałam, przysięgam, tato, gdybym mogła, to bym nim była i byłbyś może w końcu dumny...

A tak, to siedzę pod kocem, wszyscy obcy ludzie, których pierwszy raz na oczy widzę siedzą sobie w naszym ogrodzie i się popisują takimi strasznymi cudami i dziwami jak ten od błyskawic i nic nie mogę. To znaczy...

Babcia Nami proponowała, żebym pokazała, co potrafię, bo ponoć coś potrafię ale tata się wtedy tak strasznie zezłościł, że aż cały dom drżał. Prawie jak teraz... Ale teraz tata się nie złościł, bo widziałam błysk rozlegający się w pokoju. Brr, czemu oni tak muszą... najpierw jakaś dziewczyna o ślicznym, brzoskwiniowym futerku prawie tańczyła z kataną, tylko jej ogonek błyszczał w słońcu i nawet nie było straszne, jak zaczęła pachnieć ciemnością, potem były jakieś bliźniaki z zielonoczarnym futerkiem i aż pięcioma ogonami, zrobiły tak, że mój krzew błękitnych róż zrobił się wielki i zaczął pięknie kwitnąć w parę sekund, potem jakiś chłopak, który w gruncie rzeczy był wieeelki i miał trzy jasne ogonki i błyszczał i tak ładnie się prawie świecił w słonku, które jakby zaczęło jaśniej świecić dla niego, i jeszcze jacyś inni, a potem przyszedł ten blond z czterema srebrnymi ogonami pokrytymi białym połyskiem. Byłam zachwycona jak zobaczyłam go, bo skojarzył mi się ze śniegiem, ale jak nagle zaczął błyskać jak piorun i nimi miotać...

Przestał mi się podobać od razu. Był straszny. A ciocia Agnes jeszcze się śmiała, że od zakochania do strachu i nienawiści granica cienka, cieniutka, a ja się tylko zastanawiałam o czym ona w ogóle gada i kto się zakochał. Ale zanim spytałam, on zaczął miotać jeszcze bardziej błyskawicami i...

No, i cześć, Miiko ucieka.

Szybciutko wciągnęłam pod kocyk klatkę z płomykiem, który właściwie jako jedyny ze mną zawsze był, żeby dodać sobie otuchy i w jego świetle spojrzałam na swoje łapki.

Czemu oni wszyscy potrafią robić takie ładne rzeczy, a ja nie umiem nic? To znaczy, no, babcia Nami mówi, że umiem, ale jak próbuję się skupić jak każe i zrobić coś magicznego to zawsze dzieje się jakaś katastrofa, nawet, jak tylko leciutko się skupiam! Raz niechcący rozbiłam wszystkie kryształowe wazy w całym domu, innym razem ogień w kominku buchnął dziko i zaczął szaleć a raz nawet, jak chciałam pomóc przy rannym i użyć zaklęcia leczącego to zegarek spadł ze ściany a rana zrobiła się jeszcze gorsza, jakby cofnęła się w czasie ale nie całkiem i znów go bolała. Tata zabronił mi wtedy się skupiać i przestali mnie uczyć. Westchnęłam smutno a mój własny ogon zaczął mnie łaskotać po nosie i brzuchu, zachichotałam i złapałam go mocno tuląc do siebie.

-Ty też nie jesteś łady, wiesz? - powiedziałam do niego na co oklapł, jak gdyby rozumiał moją mowę. -Prawie czarny. Inne liski mają ładne jasne futerko, takie śliczne i lśniące a ja mam takie nudne, granatowe... takie mroczne – podrapałam się po nosie. -A może mnie sobie pomylili? Może ja jestem z jakiegoś innego strasznego klanu... co o tym myślisz? Może powinnam być nie Miiko tylko... um... Night! O tak! - zawiązałam sobie koc niczym pelerynę wokół szyi. -Może powinnam żyć tylko nocą, w sumie, to nawet w ciemności mi się oczy świecą. To by pasowało – stwierdziłam spoglądając w lustro, a w mroku pokoju rzeczywiście widać było tylko parę świecących na niebiesko oczu. Po chwili mój nastrój przygasł, wraz z uderzeniem kolejnego pioruna. -A może byłam kimś innym, z innego klanu, ale mnie wyrzucili bo tam też się nie nadawałam...? - spytałam granatową kitę z białą końcówką a potem znów się zatrzęsłam cicho płacząc. Niech on już przestanie piorunić i grzmić, ja już nie chcę...! Niech to coś co się w nim zakochało, jak to powiedziała ciocia Agnes, weźmie sobie go i niech piorunują sobie gdzieś indziej!

Kiedy Kryształ ZgaśnieWhere stories live. Discover now