Stał przy oknie, trzymając palce zaciśnięte na bordowych zasłonach, pokrytych kurzem i pajęczynami, których nie chciało mu się zetrzeć.
Mijał trzeci dzień, od kiedy zamknął się w domu na cztery spusty, wpuszczając do środka jedynie Coline i Katherine, które uparły się, by go pilnować w razie jego głupich pomysłów.
Na samym początku obiecał sobie, że będzie jeździł do pracy tak długo, jak będzie to możliwe, jednak kiedy dzień po zdobyciu Fernando usiłował wygrzebać się z łóżka, zemdliło go potężnie, w głowie zawirowało jak na karuzeli, a żołądek zawiązał się sam w ciasny supeł.
Postanowił sobie odpuścić, nawet jeśli do szpiku kości nienawidził przebywać w posiadłości całkiem sam, nawet jeśli ta cisza sprawiała, że wychodziła mu gęsia skórka, a myśli płatały figle.Westchnął, patrząc na spokojną okolicę, na błękitne niebo, na dzieci wracające ze szkoły i latające nad ulicą ptaki, widoczne jako czarne kształty.
Nikomu nie przeszkadzała jego absencja.
Nie żeby spodziewał się, że będzie inaczej. To było do przewidzenia, nie miał nikogo, komu mogłoby go brakować.
Zgarnął Fernando z parapetu i rzucając go na kanapę, zaciągnął zasłony sprowadzając na pokój głuchy mrok, przebijany muzyką wyciekającą z radia.
Zatęskniliby jednak wszyscy, gdyby tylko znali powód jego nieobecności, bo w spaczonym BringGalf każdy zadawał sobie jedno pytanie.
Co może czuć osoba umierająca na miłość?
Zawsze zaczyna się od naturalnego strachu, który w jego ciele płonął od pierwszych minut znajomości. Potem strach przechodzi w czystą panikę, która trzęsie ciałem. Myśl o bólu, który niedługo zacznie trawić ciało i umysł, odbierając zdrowy rozsądek.
Coś o tym wiedział.
Idąc modelowym krokiem przez przyciemniony salon, zgarnął ze stołu do połowy pusty kieliszek czerwonego wina, który opróżnił w mgnieniu oka.
Potem strach przeradza się w gniew, który pojawia się może trzeciego lub czwartego dnia - choć u Surre był to zazwyczaj dzień drugi - kiedy zaczynają się wymioty, a ból zdaje się rosnąć, sprawiając jednocześnie, że ciało robi się coraz to słabsze.
Bledsze, sine.
W gardle panuje suchota, kiedy na wargach zalega słodki nektar przypominający nieustannie o tym, co wyprawia się w trzewiach.Zakaszlał cicho, czując, jak kotłuje mu się w żołądku, jak gorycz pnie się wzdłuż gardła, chcąc wydostać się przez zaciśnięte zęby. Przełknął, odchylając głowę i wsuwając dłoń pod koszulę, uciskając na brzuch. Czekał aż przejdzie, bo do tej pory to działało.
Złość na siebie, na idiotę, który nie może odwzajemnić uczucia, na słabe serce, powtarzające się błędy.
Westchnął głęboko, kiedy mdłości odeszły pozostawiając po sobie jedynie cisnący ból w dole gardła i opadł na kanapę, by oddać się w ramiona grzanego wina i romantycznej muzyki.Dopóki nie zadzwonił telefon.
- Och, ja na miłość boską pierdolę - jęknął i zamykając oczy na amen czekał, aż natrętny telefon zostawi go w spokoju.
No i zostawił na jakieś trzydzieści sekund po tym, jak sygnał się urwał, bo po upływie tego czasu, salon ponownie eksplodował irytującym dzwonieniem.
Surre westchnął pierdolenie ciężko i w końcu sięgnął po zdobioną kwiatkami słuchawkę, przyciskając ją wściekle do ucha.
- No? - mruknął jak na dżentelmena przystało, a po drugiej stronie rozbrzmiał wesoły, przesiąknięty lukrem kobiecy głos.
- Czy dodzwoniłam się do pana Leona Surre?
- Ta, kto mówi?
- Alena Rogers, właścicielka naszego domu kultury, pamięta mnie pan, prawda? - Surre wziął głęboki wdech - właśnie skończyliśmy remont, chcielibyśmy urządzić z tej okazji jakieś większe przyjęcie i oczywiście uroczyste otwarcie. Pomyślałam, że skoro pańska kwiaciarnia jest taka ceniona, to może to pan zająłby się dekoracją wnętrza?
No wiedział, wiedział od samego początku, że zadzwonią, by truć mu dupę jak gdyby był dekoratorem wnętrz.
- Kurwa - szepnął w słuchawkę, jeszcze bardziej wtapiając się w kanapę, która ochoczo zassała jego tyłek w swoje wnętrzności pełne psiej sierści.
- Hm? Mówił pan coś?
- Nie - sapnął uciskając nasadę nosa - super, kiedy mogę przyjechać?
- Właściwie, to...teraz? Jest pan już po pracy, prawda?
- Och ja pierdolę...
- Słucham?
- Nic. Potrzebuję jakąś godzinę.
- Och... - kobieta brzmiała na zaskoczoną, jakby spodziewała się, że Surre pojawi się zwarty i gotowy, w przeciągu następnego kwadransa - dobrze, oczywiście, oczywiście.
CZYTASZ
Pan oszalał, panie Surre | bxb✓
Romance❝Sprawiłeś, że kwiaty wyrosły w moich płucach I chociaż są piękne Nie mogę oddychać ❞ A jego kochać się nie dało, kiedy na ironię losu, sam zakochiwał się łatwo. ℹ️#3 miejsce w zimowej edycji konkursu Splątane Nici, w kategorii romans.