Rozdział pierwszy

924 74 8
                                    




Pierwsze dwa tygodnie jak zwykle ciągnęły się niewyobrażalnie długo. Niby tylko czternaście dni, a ma się wrażenie, że minęło już przynajmniej kilka miesięcy. Powroty do rzeczywistości zawsze były trudne i nikt ich nie lubił, nikt poza mną. Ja nigdy nie opuszczałam rzeczywistego świata, powiedzmy...

- Nienawidzę poniedziałków - narzekał Blaise podczas śniadania, kiedy ja obserwowałam o dziwo obecnego dyrektora, staruszek pojawił się na uczcie pierwszy raz od rozpoczęcia roku szkolnego.

- Ciesz się, że nie zaczynamy eliksirami - mruknęłam przypatrując się każdemu najmniejszemu ruchowi starca.

- Nie, ale transmutacją, to jeszcze gorsze niż eliksiry - zaczął coś sprawdzać w swoich notatkach.

W tej samej chwili spojrzał na mnie Sanpe. Jego lodowate spojrzenie nakazało mi odwrócić wzrok od Dumbledora i zacząć wpatrywać się w swój talerz. Kąciki moich ust podniosły się odrobinę do góry, zignorowałam profesora i przeniosłam wzrok na dyrektora, który właśnie podnosił się i zmierzał już najprawdopodobniej do swojego gabinetu. Mój uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił.

- O czym tam rozmyślasz? - zapytał podenerwowany Blaise i pomachał mi ręką przed twarzą.

- O czymś - burknęłam i spojrzałam na równie nieobecnego na uczcie Malfoy'a.

- Co z wami nie tak? - chłopak potrząsnął naszą dwójką, a siedzenie pomiędzy nami ułatwiało mu tylko tą czynność.

- Jest poniedziałek, matole - warknął Draco i podniósł się.

- Zabini ogarnij swoje czarne dupsko - Pansy zdzieliła go książką po głowie, a ja korzystając z okazji wyszłam z wielkiej sali za kuzynem. Nie miałam ochoty wysłuchiwać narzekań przyjaciela na wszystko co się rusza i to co zastygło w miejscu.

- Darcy Lastrange - usłyszałam czyjś głos za sobą.

- We własnej osobie - odwróciłam się i ujrzałam Harry'ego Pottera wraz z dwójką swoich przydupasów. - Potter, Weasley i oczywiście Grenger. W czym mogę pomóc naszym dzielnym gryfonom? - na mojej twarzy pojawi się sztuczny smutek. - O co chodzi?

- Nie myśl, że wszystko, co kombinujesz ujdzie ci płazem, Lastrange. Jesteś obserwowana - pogroził mi.

- Obserwowana? - udałam panikę. - Jak to możliwe? - zaczęłam się cicho śmiać, a twarze wszystkich przebywających na korytarzu zwróciły się na mnie. - Czyżby sam Harry Potter czuł się zagrożony? Zagrożony mną? - podniosłam lewa brew do góry i uśmiechnęłam się kpiąco.

- Nad - usłyszałam za sobą, po mojej prawej stronie stanął Draco. - Po co rozmawiasz z tym robactwem?

- Chcą się trochę dowartościować, pomagam im - przyjęłam grobowy wyraz twarzy, w moich oczach można jednak było dostrzec wiele emocji, takich jak na przykład pogardę czy wyższość.

- Nie warto się do nich choćby odzywać, zwłaszcza, że mamy tu szlamę - mruknął Malfoy, zrobiliśmy krok do przodu, kiedy Ron podniósł różdżkę. Od razu aktywowałam tarcze ochronną, nawet nie zdążył wymówić zaklęcia.

- Lumos Maxima - wycelowałam prosto w twarz gryfona. Chłopak upadł na podłogę i zaczął jęczeć z bólu.

Wokół rudego chłopaka zebrało się kółeczko przejętych uczniów. Po korytarzu niósł się pogłos butów na obcasie, był to bieg. 

- Kto to zrobił?! - usłyszałam krzyk McGonagall. - Co się tutaj dzieje?! - przepchała się przez uczniów i przykucnęła obok leżącego zdrajcy krwi, a potem spojrzała w naszą stronę. - Lastrange! Malfoy! Do mojego gabinetu, w tej chwili!

Chcąc nie chcąc ruszyliśmy do najbardziej znienawidzonego przez ślizgonów miejsca w szkole - gabinetu McGonagall. Wymieniliśmy typowe dla naszej rodziny uśmiechy i usadowiliśmy się w fotelach. Czekaliśmy aż czarownica się zjawi. Nie minęło pięć minut, kiedy z hukiem wpadła do pomieszczenia.

- Co zaszło na korytarzu? - zapytała oschle i usadowiła się naprzeciw nas.

- Na pewno nie to, co powiedziała tamta trójka - uśmiechnęłam się najszerzej jak mogłam.

- Zaczepili nas, to też ich zaczepiliśmy - burknął Malfoy. Musiałam mu przyznać, że mimo tej galarety w środku czasem potrafił zachować się jak twardziel.

- Weasley może stracić wzrok!

- Mógł wziąć to pod uwagę zanim się na nas rzucił - westchnęłam.

- Macie szlaban, będziecie czyścic puchary w Izbie Pamięci do końca tego tygodnia. O dziewiętnastej macie stawiać się pod składzikiem woźnego - warknęła i nakazała nam wyjście.

Po męczącym dniu jakim był poniedziałek i przebyciu szlabanu wróciłam do pokoju wspólnego Slytherinu po północy, pomieszczenie było opustoszałe.

- Kogo tu niesie tak późno? - usłyszałam głos Zabiniego. Podeszłam do odwróconej tyłem kanapy i zobaczyłam leżącego tam chłopaka.

- Mnie - uśmiechnęłam się i przeszłam przez oparcie siadając w nogach czarnoskórego. Chłopak podniósł się do siadu, a ja oparłam głowę na jego ramieniu.

- Idź spać, Nad - powiedział próbując wstać, przetrzymałam go jednak.

- Zostań, poduszko - mruknęłam i zamknęłam oczy, na co zaczął się cicho śmiać. Zabini był jedyną osobą, przy której zachowywałam się w miarę jak normalny człowiek, problem w tym wszystkim był taki, że ja nie byłam normalna.

- Nad - chłopak zaczął mną potrząsać, co mi się bardzo nie podobało.

- Odpuść - otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.

- Nie ma mowy, wstawaj - mówiąc to zrzucił mnie z sofy, przez co wylądowałam na twardej i zimnej podłodze.

- Zadarłeś z niewłaściwą osobą - fuknęłam.

- Oczywiście, Darcy - chłopak zaczął zmierzać w kierunku swojego dormitorium.

- Levicorpus - wycelowałam w idącego chłopaka, nie minęła chwila nim wzyleciał w powietrze.

Podeszłam do niego powolnym krokiem. Nasze twarzy były na tej samej wysokości, jednakże jego była do góry nogami. Chłopak patrzył na mnie z lekkim wyrzutem. Umieściłam swoją prawą dłoń na jego lewym policzku i przybliżyłam się swoją twarzą do jego najbliżej jak mogłam. Podczas gdy moje oczy wpatrywały się uważnie w jego, palce powędrowały po jego zimnej jak lód skórze do ust. Czułam jak drży.

- Ze mną się nie zadziera, Blaise - uśmiechnęłam się mówiąc powoli i dokładnie każde słowo. Następnie pstryknęłam palcami a chłopak upadł na podłogę. - Dobranoc - powiedziałam odchodząc do swojego dormitorium zostawiając potłuczonego ślizgona na zimnej posadzce.

W drodze do sypialni towarzyszyły mi jęki chłopaka karmiąc moje uszy swym soczystym brzmieniem, brzmieniem bólu.

Każdy jest potworem || Darcy LastrangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz