Rozdział dziesiąty

452 32 8
                                    




Jego wzrok doprowadzał mnie do szewskiej pasji, miałam wielką ochotę wydłubać mu oczy i dać wężom na pożarcie. Kiedy tylko pojawiał się w polu mojego widzenia szukałam drogi ucieczki, mimo to nie uciekałam. Nie mogłam pokazać mu, że wzbudza we mnie jakiekolwiek uczucia, a zwłaszcza takie, po których mam ochotę odlecieć na błyskawicy jak najdalej się da. Lecz z każdym dniem mur, który wznosiłam od lat pękał coraz bardziej dając się przebić Blaisowi i jego pustej głowie.

W nocy jego brązowe tęczówki dręczyły mnie w snach, więc spałam niewiele. W dzień czułam jak wodzi za mną wzrokiem, więc starałam się unikać jakichkolwiek ludzi bardziej niż wcześniej. Chwilami miałam wrażenie, że wariuje.

Nie rozumiałam tego. Od lat ludzie życzyli mi śmierci, czekali na każde moje potknięcie, obserwowali moje ruchy. Co innego było w tych samych rzeczach, które kierował do mnie Blaise Zabini?

Próbowałam w pełni skupić się na poszukiwaniu książki, która była mi potrzebna ze szkolnej biblioteki do napisania eseju, jednakże wzrok Ślizgona i jego ciche tupanie nogą rozpraszały mnie coraz bardziej z każdą mijającą chwilą.

Nie mogąc znieść tego dłużej odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego tak wściekle morderczym spojrzeniem, jak jeszcze nigdy.

- Przestań - warknęłam przez zaciśnięte zęby. Oczy Ślizgona ożywiły się, a na twarz wkradł mu się praktycznie niewidoczny uśmieszek. - Przestań - powtórzyłam, co kompletnie nie przyniosło żadnego efektu.

Podeszłam do niego szybkim krokiem z zamiarem wydłubania mu oczy gołymi rękami, kiedy nagle Blaise podniósł się. Patrzył na mnie z wyższością, co ułatwiał mu fakt, iż był ode mnie wyższy praktycznie o głowę. Mierzył mnie wzrokiem jak jakiegoś szkodnika, ku mojej uciesze musiałam przyznać, że nauczył się tego od najlepszych, ode mnie.

- Przestań - powtórzyłam po raz kolejny głosem, który wystraszyłby niejednego śmierciożercę.

- Byłem ciekaw kiedy przyznasz, że za mną tęsknisz - uśmiechnął się lekko, a następnie podał mi książkę, której szukałam przez całe popołudnie. - Trzymaj - westchnął, a zaraz potem wycofał się. Chłopak zaczął zmierzać do wyjścia swoim luzackim krokiem.

- O nie mój drogi, mamy do pogadania - warknęłam i chwyciłam go za rękę.

- Powiadasz? - jego lewa brew poszybowała do góry.

- Powiadam.

- Czemu robicie taki hałas?! Wynocha mi z biblioteki! Ale już! - przez to, że skupiłam swoją uwagę na tym kretynie nie zauważyłam pani Pince, która podpełzła tak szybko i niezauważalnie niczym wąż do zakłócających ciszę uczniów, którymi niestety byliśmy my.

Oboje pośpieszyliśmy więc do wyjścia, aby nie narażać się na gniew bibliotekarki Hogwartu, gdyż wredne babsko lubiło się mścić. Chwyciłam rękaw swetra Blaisa, aby mi nie uciekł i zaczęłam szukać jakiejś pustej sali. Chłopakowi chyba nie podobało się, że rozciągam mu ubranie, więc splótł swoje palce z moimi. Jego dotyk powodował ciarki na moim ciele. Ostatnie raz czułam to podczas naszej wspólnej jazdy powozem, w głębi nie chciałam przyznać, że brakowało mi tego uczucia.

Już chciałam wejść do wolnego pomieszczenia, którym najprawdopodobniej była jakaś sala lekcyjna, kiedy Blaise zatrzymał się ciągnąc mnie w tył.

- Idziemy tutaj - warknęłam wskazując na mosiężne drzwi.

- Tylko po co, Darcy? - zapytał i puścił moją dłoń, zabierając ze sobą przyjemne ciepło. - Odciąłem się, nie tego chciałaś?

- Oj nie żartuj sobie ze mnie Blaise, robisz wszytko by zwrócić moją uwagę - na mojej twarzy pojawił się każdemu dobrze znany wyraz pogardy.

- Nieprawda Lastrange, zachowuje się jak każdy uczeń w stosunku do ciebie - uśmiechnął się szyderczo.

- Ty nigdy nie zachowywałeś się w stosunku do mnie normalnie, Blaise! - warknęłam.

- I to ci się nie podobało - skwitował.

- Nigdy tego nie powiedziałam - mruknęłam pod nosem.

- Oj powiedziałaś i to nie raz - twarz stężała mu w ułamek sekundy ujawniając zdenerwowanie, które do tej pory starał się ukryć pod grubą skórą węża. Czułam wrogą aurę wokół nas, powietrze było tak gęste, że można by je było kroić nożem do masła, a potem rozprowadzić na ciepłej i chrupiącej grzance.

- Nie prawda - krew zaczęła we mnie buzować jak eliksiry w kociołkach na lekcjach eliksirów z Nietoperzem. Moja różdżka szybko jak nigdy wcześniej skierowała się w stronę Blaisa, a z moich ust wypłynęło cicho zaklęcie, które miałam ochotę rzucić już od dłuższego czasu. - Brachiabind!

Zabiniego splątały niewidzialne więzy unieruchomiając jego chude ciało, nie dając mu szansy na jakikolwiek ruch.

- Darcy, kurwa, pojebało cię? - warknął chłopak wiercąc się.

- Jeszcze raz i pożałujesz - zmarszczyłam brwi obserwując odrobinę spanikowanego Zabiniego.

- Co ty robisz idiotko?! - warknął przez zęby, na jego twarzy mogłam dostrzec kropelki potu.

Zacisnęłam pieść i z całej siły walnęłam Ślizgona prosto w brzuch, zachłysnął się próbując złapać wyrwany mu siłą oddech, po czym upadł na twardą posadzkę. Słyszałam ból wylewający się z jego ust, który dawał mi ogromną satysfakcję i ulgę. Karmiłam tą chwilą swoją czarną jak pocałunek dementora duszę.

Gdzieś po głowie chodziła mi myśl, by skrzywdzić go jeszcze bardziej, byłam skłonna posłuchać tego cichego głosiku wołającego o przemoc, tyle że to nie była jedyna myśl krążąca po mojej głowie. W głębi mej czarnej duszy pojawiło się małe światełko, przez które zaczęłam się zastanawiać, czy nie postąpiłam źle krzywdząc Blaisa i to niepokoiło mnie najbardziej.

- Emancipare - mruknęłam pod nosem rozwiązując niewidzialne więzy, które unieruchomiały Ślizgona.

Chłopak rozłożył się bardziej na podłodze niż wcześniej pojękując z bólu i najprawdopodobniej przeklinając mnie w duchu.

- Nie zbliżaj się do mnie palancie - burknęła pod nosem opuszczając towarzystwo Ślizgona, który niepokojąco pragnął mojej uwagi, niestety z wzajemnością.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 09, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Każdy jest potworem || Darcy LastrangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz