Rozdział drugi

792 57 2
                                    




Przyglądałam się zdjęciu rodzinnemu rodziny Malfoy'ów, na którym znajdował się mój kuzyn, ciotka i wuj. Wyglądali jak ważna arystokracka rodzina, którą tak naprawdę byli. Płeć męska przyglądała mi się z obrzydzeniem, jednakże oczy kobiety były jedynie obojętne, jakby nie zwracała na mnie większej uwagi.

Usłyszałam kroki, więc szybko się odwróciłam. Moim oczom ukazał się sześcioletni Draco Malfoy. Patrzył na mnie jak na jakiegoś nic nie wartego śmiecia.

- Co tu robisz? - zapytał oschle.

- Zmierzałam do biblioteki - odparłam.

- Znowu? - westchnął. - Jesteś taka nudna, Darcy - udał ziew.

- Może i jestem nudna - przybliżyłam się do niego. - Ale wiem jak się pozbyć wilkołaka na dobre - wyszeptałam. Na mojej twarzy pojawił się sadystyczny uśmiech. Chłopiec zbledła jeszcze bardziej niż zwykle, jego buzia stała się biała.

- MAMO! - Draco zaczął biec w stronę, z której przybył, a ja rzeczywiście udałam się do biblioteki.

Kiedy uchyliłam ciężkie wrota i prześlizgałam się przez nie poczułam zapach starego pergaminu, który złagodził moje okrutne myśli dotyczące pozbycia się kuzyna raz na zawsze.

Przechadzałam się między pułkami szukając książki zawierającej drzewo genealogiczne, na którym mogłabym odnaleźć swoich rodziców. Nie mogłam jej jednak znaleźć.

- Czego szukasz? - dotarł mnie głos Narcyzy Malfoy. Zatrzymałam się gwałtownie, nie odwróciłam się jednak w jej stronę.

- Książki - odparłam.

Mimo iż nie widziałam kobiety czułam jak przybliża się do mnie, wyczuwałam jej coraz bliższy oddech na karku.

- Jakiej? - zapytała stojąc już obok mnie.

- Takiej, która powie mi kim są moi rodzice - powiedziałam szczerze. Ciotka spojrzała na mnie najbardziej współczującym wzrokiem, na jaki było ją stać i położyła mi dłoń na ramieniu.

- Na pewno chcesz to wiedzieć?

- Tak - pokiwałam głową.

Pani domu machnęła różdżką i chwilę potem w jej dłoni pojawiła się opasła i rozpadająca się już książka.

- Chodź - ruszyła w stronę stołu na środku całego pomieszczenia, a następnie przy nim usiadła. Zajęłam miejsce obok niej.

Kobieta otworzyła księgę i zaczęła wertować praktycznie rozpadające się stronice. Wreszcie zatrzymała się w pewnym miejscu i podsunęła mi lekturę pod nos.

- To są twoi rodzice - wskazała palcem na dwójkę odrobinę przerażających na pierwszy rzut oka dorosłych. Po dłuższej chwili wydali mi się jednak przyjaźni. - Bellatrix i Rudolf Lastrange.

- Gdzie oni są? - zapytałam. Śmierciożerczyni westchnęła ciężko.

- W Azkabanie - odparła krótko.

- Azkabanie? - powtórzyłam.

- W więzieniu dla czarodziejów - wyjaśniła.

- Dlaczego tam są? - zdziwiłam się.

- Zrobili coś, co Ministerstwo uznało za złe - zamknęła nagle księgę, przez co w powietrzu zaczęły latać kłęby kurzu. Wstała od stołu. - Niedługo kolacja - ruszyła przez pomieszczenie. Stukot jej butów odbijał się w moich uszach. Kiedy zamknęła drzwi zostałam sama, sama z książką.

~*~

- Jesteś dzisiaj jakaś nieobecna - zwróciła się do mnie Pansy.

- Nie jest tak aby codziennie? - wtrącił Blaise, dziewczyna obrzuciła go morderczym spojrzeniem.

- Coś cię dręczy, Darcy? - brnęła dalej ślizgonka.

- Nic mi nie jest - odparłam chłodno.

Nie przepadałam za dziewczyną, ona jednak nie zwracała na to uwagi i za wszelka cenę chciała się ze mną zaprzyjaźnić, uczepiła się mnie jak Chochliki Kornwalijskie Neville'a w drugiej klasie. Problem był taki, że nie szukałam przyjaciółek, bo już je miałam.

Moimi najlepszymi przyjaciółkami była różdżka oraz księga z czarną magią. Koniec.

- Jesteś pewna?

- Tak - warknęłam. Dziewczyna zadrżała, przez chwile opanował ją strach, co nie uszło mojej uciesze.

- Musimy porozmawiać - Draco podszedł do mnie.

- My? - zapytała podekscytowana Pansy.

Od samego początku nauki w Hogwarcie ślizgonka wzdychała do Malfoy'a. Nie rozumiałam co podobało jej się w blondynie. Chłopak był mizerną postacią mężczyzny, o ile ktoś go tak nazywał. Przypominał raczej zlęknionego chłopca, którego straszyłam po nocach, chłopczyka wiecznie moczącego łóżko.

- Nie - odparł obojętnie.

Wzdychając ciężko wstałam. Zostawiłam ślizgońskie rodzeństwo przy stole bez słowa i ruszyłam za chłopakiem.

Jego postawa i chód stwarzały pozór pewnego siebie mężczyzny. W środku jednak był on zlęknionym, trzęsącym się ze strachu mięczakiem.

Bez słowa przeszliśmy cały zamek i zatrzymaliśmy się przed pokojem życzeń.

Wielkie dwudrzwiowe drzwi pojawiły się w ścianie. Przekroczyliśmy ich mosiężny próg. Moim oczom ukazała się graciarnia.

- Po co mnie tu przywlokłeś? - zapytałam idąc wzdłuż jednego z korytarzy usypanych śmieci.

- Chciałem ci przedstawić pierwszą część planu.

- Planu? Jest jakiś plan? - zaśmiałam się.

- Jest, znałabyś go gdybyś dała mi go chociaż raz przedstawić do końca - warknął.

- Twoje plany są beznadziejne - Draco odwrócił się szybko w moją stronę z podniesioną różdżką. Unieruchomiłam go nim zdążył powiedzieć cokolwiek. - Atakować kobietę? - podeszłam do niego. - Jak śmiesz? - warknęłam. Moje kolano znalazło się pomiędzy jego nogami sprawiając ból pewnym partiom jego ciała. Zaraz potem Malfoy zaczął się ruszać.

- Kurwa mać, Darcy - wysyczał.

- No więc co to za plan? - zapytałam. Słyszałam jęki bólu, karmiły moją duszę i ciało dając mi siłę na stawianie kolejnych kroków. Nie odpowiadał mi przez dłuższą chwilę, więc ponownie się odezwałam:

- Czyżbyś stwierdził, że nie ma sensu? - zaśmiałam się i odwróciłam w jego stronę. Chłopak opierał się o stos śmieci trzymając się jedną dłonią za swoje krocze. - Przejdzie ci, wilczku - uśmiechnęłam się. Chłopak automatycznie na mnie spojrzał.

- Miałaś tak do mnie nie mówić - oburzył się.

- Może miałam, może nie miałam, kto to wie?

Korciło mnie, aby zrobić coś złego ponownie, żeby jeszcze raz zadać ból. Jedyną dostępną ofiarą w tej chwili był dla mnie Draco, niestety nie mogłam się go pozbyć, jeszcze nie.

- Chodzi o szafkę zniknięć - powiedział i podszedł do mnie. - Tą, tu - wskazał.

Każdy jest potworem || Darcy LastrangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz