Rozdział ósmy

663 55 7
                                    




- Malfoy - usiadłam naprzeciw niego podczas podroży Orient Express Hogwart. Chłopak jedynie mruknął coś pod nosem i całkowicie zignorował moją osobę. - Malfoy - powtórzyłam ostro. Spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem.

- Co? - bąknął.

- Musimy porozmawiać - zarzuciłam nogę na nogę i oparłam się o siedzenie.

- O czym? - podniósł lewą brew do góry.

- O twoich planach - zaśmiałam się.

- O moich planach? Po co? Przecież ty masz swój wielki zajebisty plan, o którym nic mi nie mówisz, a wszystko co zrobię ja jest... jest złe?

- Czarny Pan wydał mi pozwolenie na zabicie cię, radziłabym ci zmienić ton - powiedziałam kręcąc jednego ze swoich loków na palcu wskazującym prawej dłoni.

- Co zrobił?! - otworzył usta i spojrzał na mnie tak jakbym była Snapem i powiedziała mu, że ma szlaban za gnębienie gryfonów.

- Słyszałeś - wzruszyłam ramionami.

- Dobrze, dobrze, wszystko ci powiem - podniósł ręce do góry, a następnie odchrząknął. - Już prawie naprawiłem szafkę zniknięć, tą która ci pokazywałem w pokoju życzeń.

- Tą, którą śmierciożercy mają wejść do szkoły, mów dalej - zacisnęłam pięść. Szafka zniknięć była jedynym dobrym pomysłem chłopaka.

- Myślałem o zatrutym...

- NIE! - warknęłam od razu i wyjęłam różdżkę celując w niego. - Żadnych trucizn, Malfoy!

- Dobra, więc...

- Więc reszta spoczywa na mojej głowie - mruknęłam i opuściłam przedział.

Droga była długo i nudna. Jednakże miałam na to swój sposób jakim były książki. Przerabiałam dokładnie lekturę bogatą w eliksiry, kiedy pociąg zatrzymał się. Spojrzałam przez okno i ujrzałam stację w Hogsmeade. Zarzuciłam na siebie szatę, która nie była odpowiednia na śnieżną pogodę, ale płaszcz miałam gdzieś w bagażu i nie chciało mi się go szukać.

Kiedy wyszłam z wagonu uderzyła we mnie fala zimna, płatki śniegu zaczęły przyczepiać mi się do włosów i ubrania. Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam przez zatłoczony peron, lubiłam zimno.

Szłam przez zaśnieżony peron z podręcznikiem w dłoni, kiedy na mojej talii znalazła się wielka męska dłoń. Nie minęła chwila, kiedy wyjęłam różdżkę z kieszeni i przecisnęłam jej koniec do policzka osobnika, który miał czelność mnie dotknąć.

- Też się cieszę, że cię widzę - powiedział Blaise i zacisnął dłoń na moim ciele.

- Nie rób tak nigdy więcej - warknęłam patrząc mu prostu w oczy, a z mojej różdżki wystrzeliła mała, elektryczna błyskawica, która jedynie nim odrobinę wzdrygnęła.

- Jak ci minęły święta? - zapytał. - Nie odpisywałaś - powiedział z wyrzutem. Schowałem różdżkę do kieszeni.

- A co miałam ci odpisać, kiedy pisałeś to wszytko jak byś był pijany lub naćpany?

- Nie byłem - zaprzeczył stanowczo.

- Daj spokój, Blaise - zrzuciłam jego dłoń z mojej talii.

- Tęskniło mi się - mruknął, a ja tylko przewróciłam oczami. - Czemu nie masz kurtki? - zapytał i narzucił na mnie swój płaszcz.

Nie chciałam wdawać się w większą dyskusje, więc ruszyłam w stronę powozów. Chłopak szedł za mną.

- Co powiesz na wypad do Hogsmeade zanim wrócimy do codzienności? Trzy miotły? - podbiegł i złapał mnie za rękę.

- Nie mam ochoty - wyrwałam dłoń i włożyłam ją do kieszeni szaty.

Płaszcz był przesiąknięty jego zapachem. Przypominał tytoń wymieszany z poranną kawą, jedną z moich ulubionych mieszanek. Wsiadłam do wolnego powozu i usiadłam na twardym siedzeniu. Chłopak przysiadł się do mnie. Zaraz potem ruszyliśmy w drogę.

- A na co masz ochotę? - zapytał. Jego dłoń znalazła się na moim udzie, a palce zaczęły kreślić niepowtarzalne wzory. Przeszedł mnie dreszcz.

- Blaise - powiedziałam zdenerwowanym głosem i już chciałam zepchnąć jego dłoń, kiedy złapał moją. - Co ty robisz? - spojrzałam na niego podenerwowana. Miałam ochotę mu coś zrobić.

- Dziwnie się zachowujesz - westchnął.

- Ja? - zaśmiałam się.

- Tak ty - odparł.

- Przepraszam bardzo, od kiedy mamy zachowywać się jak para?

- Od kiedy jesteśmy razem?

- Nie jesteśmy razem - na twarzy ślizgona pojawiło się zdziwienie.

W tym samym czasie powóz zatrzymał się, a ja wstałam by wyjść. Nie było mi to jednak dane, gdyż chłopak pociągnął mnie za rękę i znowu wylądowałam na twardym siedzeniu.

- Jak to? - zapytał.

- Nie byliśmy razem, nie jesteśmy i nie będziemy - powiedziałam stanowczo. Wyrwałam dłoń z jego uścisku i szybko wyszłam z powozu. Blaise został w środku, kiedy powóz ruszył w drogę powrotną.

Niewiele się tym przejmując ruszyłam do zamku, aby rozpakować się, następnie coś zjeść, a potem położyć się do ciepłego i wygodnego łóżka.

Każdy jest potworem || Darcy LastrangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz