Rozdział piąty

616 52 6
                                    




Powolnym, a wręcz mozolnym krokiem przemierzałam Zakazany Las. Zostawiałam ślady na ściółce pokrytej białym puchem. Płatki śniegu spadały z drzew tworząc wrażenie zatrzymania się czasu w miejscu.

Zdjęłam kurtkę i położyłam ją na jednym z przewróconych pni, a następnie na nim usiadłam. Podwinęłam rękawy mundurka i oparłam się o drzewo.

Zamknęłam oczy, moje ciało zaczęło powoli pochłaniać zimno. Do moich nozdrzy dostawał się zapach dębów, klonów, świerków i jodeł.

- Czy chcesz się do mnie przyłączyć, Darcy Lestrange? - zapytał przyglądając mi się dokładnie swoimi pozbawionymi uczuć oczami Voldemort.

Odtworzyłam wspomnienie, kiedy związałam się z tym czymś, czego nawet nie umiałam określić.

- W najbliższym roku szkolnym pozbędziecie się Albusa Dumbledora - usłyszałam jego cichy śmiech.

- Zabić, muszę zabić, wiem że muszę go zabić - mówiłam po cichu.

- To ty skończysz żywot Dumbledora - usłyszałam szept matki wprost do mojego ucha. - Prawda?

- Uśmiercić.

Otworzyłam oczy i znowu zobaczyłam las. Moje ciało było zimne jak lód, nie zważałam jednak na to.

Podniosłam swoją lewą rękę i zaczęłam przypatrywać się swojemu mrocznemu znakowi. Miałam wrażenie, że wąż się porusza, jakby chciał mi coś powiedzieć. Zaczęłam mu się przyglądać wnikliwiej i wtedy właśnie poruszył językiem. Chciałam go dotknąć, kusiło mnie to, ale nie mogłam, zawiadomiłabym wtedy śmierciożerców, a tego nie chciałam.

Obciągnęłam więc rękawy.

Usłyszałam cichy szelest. Skierowałam wzrok, z której wydobywał się dźwięk. Szmer powiększał się z każdą kolejną sekundą.

Wyjęłam różdżkę szybkim i zgrabnym ruchem. Odgłos kroków był coraz głośniejszy i gdy tajemnicza postać miała się ujawnić unieruchomiłam ją.

Podniosłam się i podeszłam do miejsca, gdzie stała. Odgarnęłam liście dłonią i ujrzałam Pansy Parkinson.

- Co ty tu robisz, Pansy?  - dziewczyna patrzyła oczami to w góra, to na dół, to na boki. Zdjęłam zaklęcie.

- Darcy! - westchnęła głośno i oparła się ręka o drzewo.

- Co tu robisz? - powtórzyłam.

- Ja tu tak ten... - zaczęła się jąkać.

Szybkim ruchem przyłożyłam jej różdżkę do gardła, na jej twarz pojawił się strach.

- Po co tu przyszłaś, PANSY?

- Draco cię szukał, widziałam, że tu zmierzasz, więc myślałam, że cię dogonię i cię o tym zawiadomię - mówiła na jednym wydechu.

- Co widziałaś? - zapytałam. Ślizgonka głośno przełknęła ślinę i zaczęła patrzeć się w bok. - PYTAM CO WIDZIAŁAŚ, PANSY?! - wrzasnęłam, a z końcówki mojej różdżki zaczęły uciekać iskry parząc jej skórę.

- Niewiele, naprawdę niewiele - mówiła piskliwym głosem.

- ILE?! - jej wzrok spoczął na mojej lewej ręce.

- Tam sobie coś szeptałaś o śmierci... - jej ciało drżało, a głos cały czas podwyższał się, jakby śpiewała w jakiejś operze.

- No to teraz tak - złapałam ją za prawą dłoń, trzęsła się jakby miała Parkinsona. - Jeśli piśniesz choć słówko komukolwiek o tym co widziałaś, bądź słyszałaś czeka cię los taki jak tego zająca.

Wycelowała różdżka w zwierze za nią i chwilę potem zielona błyskawica całkiem otuliła ciałko swą mocą, zdechł.

Pansy wydobyła z siebie cichy okrzyk przerażenia.

- Nic nie powiem! Będę milczeć! - obiecała. Była biała jak marmur, a mi dawało to ogromną satysfakcję.

- Wiesz co się stanie, kiedy złamiesz tą obietnicę - odparłam. - Zając.

~*~

Siedziałam w pokoju wspólnym ślizgonów wertując strony podręcznika od transmutacji, powtarzałam sobie materiał na jutrzejszy sprawdzian. Czułam na sobie wzrok czarnoskórego osobnika siedzącego naprzeciw mnie.

- Przestań - warknęłam nie odrywając wzroku od książki.

- Ale co mam przestać? - zdziwił się.

- Przestań się na mnie patrzeć - poprawiłam włosy, które wpadały mi na oczy.

- Ja przecież - podniosłam wzrok. - dopiero co...

- Nie pogrążaj się, Blaise, nie pogrążaj się - mruknęłam i wróciłam do lektury.

- Masz już sukienkę na przyjęcie? - zapytał nagle. Jego dłoń spoczęła na moim udzie. Nasze spojrzenia się spotkały.

- Aż tak cię to interesuje? - podniosłam swą lewą brew.

- No wiesz to już w tym tygodniu - tłumaczył się.

- Mam - utkwiłam wzrok w stronie książki, nie mogłam się jednak skupić na żadnym napisanym tam zdaniu, bo czułam jego dłoń na swoim ciele.

- Czemu mi jej jeszcze nie pokazałaś?! - żachnął się, jego palce zaczęły robić kółeczka, co przypomniało mi naszą ostatnią wspólna wizytę w pokoju życzeń.

- Przestań - uderzyłam go książka w dłoń.

Zabini przekręcił tylko oczami i wstał z kanapy. Przechodząc obok mnie szepnął cicho:

- Ostatnio ci to nie przeszkadzało, Nad - zaśmiała się i poszedł do swojego dormitorium.

- Ugh - warknęłam, byłam zła na samą siebie, że chłopak jako jedyny może mnie szantażować.

- Darcy! - usłyszałam krzyk Malfoy'a. Chłopak wszedł właśnie do pokoju wspólnego, był zziajany.

- Draco - zamknęłam książkę.

Chłopak chwycił mnie za rękę i szarpnął bym poszła za nim. Wyszliśmy z legowiska wszystkich węży, chłopak prowadził mnie do jakiegoś lochu.

- Gdzie ty mnie ciągniesz? - zapytałam zdenerwowana, on jednak milczał.

Otworzył drzwi do jednej z komnat i mnie tam wciągnął, była to męska łazienka.

- Mam pytanie - zaśmiał się nerwowo - CO TU ZROBIŁAŚ PANSY?! JEST BLADA ODKĄD WRÓCIŁYŚCIE RAZEM Z ZAKAZANEGO LASU! - wrzasnął.

- Naprawdę się nią przejmujesz?

- CO JEJ ZROBIŁAŚ?!

- Dowiedział się kilku rzeczy, których nie powinna była się dowiedzieć - podciągnęła lewy rękaw swetra. - więc pokazałam jej coś, co się stanie jak piśnie komuś słówko.

- Ona już wie o tym od dawna! - Malfoy wyglądał na naprawdę złego, nie ruszało mnie to jednak.

- A od kogo to wie, Wilkołaku? - zmarszczki na jego czole pogłębiły się, a białe jak śnieg policzki przyjęły barwę szkarłatu.

- DARCY!

- Czy to nie miała być czasem tajemnica, nie taki był plan? - mężczyzną targały emocje, miałam wrażenie, że zaraz coś rozwali. - Teraz Draco, jeżeli ktoś piśnie choć słówko z osób, którym opowiedziałeś o tym na prawo i lewo nie zdziw się, że zastaniesz ich martwych - powiedziałam i jak gdyby nigdy nic wyszłam z pomieszczenia zostawiając go samego.

Każdy jest potworem || Darcy LastrangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz