Oparłem czoło o ścianę, wydając głośne westchnięcie pełne irytacji. Czemu do tej cholernej kobiety nic nie docierało?- Chcecie mi powiedzieć, że ty - spojrzała na mnie spod grubych szkieł, mrużąc‚ groźnie' oczy - również wymykałeś się w nocy?
- Tak! - powiedziałem, może odrobinę za głośno, wyrzucając w górę ręce - Naprawdę tylko tyle udało się pani zrozumieć z tego, co mówiliśmy? Bo, cholera, to akurat najmniej istotne.
- Wyłapałam tylko to, co brzmi prawdziwie, Horan - jej głos był szorstki i stanowczy, ale dało się wychwycić cień zawahania. To dobrze. Liczę, że szybciej zrozumie, że to co jej mówimy, jest prawdą.
- Jeśli zejdzie tam pani razem z nami, to...
- To pomieszczenie od dawna jest zamknięte - przerwała mi.
- Niech mnie pani uważnie posłucha - zaczął Harry, który do tej pory siedział cicho. Usiadł na przeciwko Bruce, opierając łokcie na biurku, a brodę na dłoniach. - Czy pan Benson powiedział, że był z Sydney, dzień przed jej zaginięciem? Że, wręcz zaciągnął ją do tego pomieszczenia? Na Boga, nawet wcześniej nafaszerował ją tabletkami na oczach wszystkich! - Na twarzy kobiety malowało się zdziwienie i zdezorientowanie. Wyglądała, jakby toczyła ze sobą wewnętrzną walkę czy zaufać swoim czy naszym przekonaniom. - Rozumiem, że wiedziała pani to wszystko, tak?
- To niemożliwe - mruknęła, jakby do siebie.
- Sydney miała także inne obrażenia niż te z upadku, prawda?
- Nie mam pojęcia, skąd wy wiecie to wszystko. Nie jestem pewna, czy w ogóle chcę to wiedzieć - westchnęła, wstając. Okrążyła biurko i podeszła do drzwi. - Ale jeśli to prawda... To mamy naprawdę poważy problem.
- To prawda, jestem pewien. Dlatego musimy zejść tam jak najszybciej, a pani musi nam pomóc. Maddie jest w niebezpieczeństwie, a jeśli coś jej się stanie, to ja... - pokręciłem głową, chcąc odpędzić od siebie obrazy roztrzaskanego ciała Mads na miejscu Sydney.
- Pójdę tam z wami. Ale chcę, żebyście wiedzieli, że jeśli to wszystko okaże się kłamstwem, będziecie mieli naprawdę ogromne kłopoty.
- Oczywiście - przytaknąłem, choć wiedziałem, że takie coś nie będzie miało miejsca. To była prawda. Na pewno.
W trójkę wyszliśmy z gabinetu i szybkim krokiem skierowaliśmy się w stronę kuchni. Tak naprawdę, mogliśmy to zrobić na własną rękę, ale dobrze było mieć po swojej stronie kogoś z personelu, a Bruce wydawała się najbardziej odpowiednia i normalna z całego towarzystwa.
- Powiedziała pani, że jeśli to prawda to mamy poważny problem. Co to oznacza? - spytał Styles, starając się dotrzymać kroku, pędzącej psycholog.
- Jeśli Benson ma takie brudy na sumieniu, to gdy policja się o tym dowie, oskarżą pewnie cały personel. A większość z was - co akurat nie jest problemem - prawdopodobnie, wróci do domów. Tam, gdzie powinna być już dawno - ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem.
- Byłoby naprawdę super, gdyby mówiła pani nieco jaśniej. To policja mnie zgarnęła, myślałem, że z nimi współpracujecie.
- Bo tak jest - przyznała - lub było. Teraz sama już nie wiem. Zwykle ktoś nas nadzorował, ale dawno nikogo z zewnątrz tutaj nie było. - Jej wypowiedzi były tak chaotyczne, że niewiele z tego ogarniałem. - Przyznasz mi chyba, Horan, że większości z was już dawno nie powinno tu być. Nawet ja wiem, że wszystko z wami w porządku. Fakt, niektórzy mają problemy. Ale te problemy, powinny być leczone gdzieś indziej.
CZYTASZ
Periden House | Niall Horan ✓
FanfictionPeriden House to nie dom jak każdy inny. W jego zakamarkach kryją się ból i wspomnienia powracające każdego dnia. To miejsce dla osób niebezpiecznych dla otoczenia, przestępców ale też nastolatków, na których wydarzenia z przeszłości odbiły trwały...