-- strata -- 5 --

89 7 0
                                    

      Zbliżał się wieczór . Agentka Hill czytała książkę, a Ashley usiadła przy komputerze. Miała dzisiaj porozmawiać z rodzicami. Co jakiś czas kontaktuje się z nimi przez komunikator. Dziewczynka włączyła kamerę i zaczęła dzwonić. Zazwyczaj odbierała mama, ale dzisiaj na ekranie komputera pojawił się ojciec. Chwilę rozmawiali. Po chwili Jessica dołączyła się do rozmowy. Trwało to jakieś dziesięć minut, kiedy z głośników zabrzmiał dźwięk strzałów. Kilka agentów wybiegło z namiotu, w którym przebywali rodzice Ashley. Chociaż jakość obrazu była całkiem niezła to dziewczynka nie widziała co się dzieje poza namiotem.

- Mamo co się tam dzieje? - zapytała przestraszona Ashley.
- Szybko, do broni, atakują nas. - z zewnątrz dało się usłyszeć krzyki innych agentów.
- Są wszędzie. Otoczyli nas.
- Uciekać. Zaraz tu będą .

      Agentka Hill wstała i podeszła do komputera, szybko zorientowała się co się dzieje. Wyciągnęła telefon, zaczęła pospiesznie gdzieś dzwonić i wyszła z pokoju. Jedyne co Ashley słyszał z za ściany to : Zostali zaatakowani... , wezwij wsparcie... , odwołaj akcje... , zrób coś oni zaraz tam zginą.

      Strzały było słychać coraz głośniej. Rodzice Ashley ruszyli w stronę wyjścia. Nagle na ścianach namiotu zaczęły pojawiać się dziury. Coraz więcej. Jessica i Raphael stanęli, tylko że w tak dziwnych pozach. Jakby nagle czas się zatrzymał. Na ich ciałach zaczęła pojawiać się czerwona substancja, a po chwili upadli na ziemię...

- Nieeee...
Do pokoju wbiegła Maria. Zapłakana Ashley wpatrywała się w monitor na którym działy się straszne, jak dla jedenastoletniego dziecka, rzeczy. Połączenie wideo urwało się. Kobieta już miała coś powiedzieć, kiedy dziewczynka odskoczyła do krzesła i wybiegła na dwór.
Było już ciemno, a niebo rozświetlał księżyc. Można było zauważyć kilka chmur, ale deszcz nie padał. Była to jesień dlatego wieczorem robiło się chłodno, a do tego wiatr sprawiał, że odczuwało się jeszcze niższą temperaturę.

Agentka pobiegła za Ashley, ale ta zdążyła już uciec gdzieś do lasu. Mogła się tylko domyślać w która stronę dziewczynka pobiegła. Ruszyła w najbardziej prawdopodobnym kierunku.

      Mała biegła już tak z dwie minuty. Zapłakana i zmęczona usiadła pod drzewem i zaczęła płakać jeszcze bardziej. Miała na sobie cienką bluzę dlatego chłód zaczął jej doskwierać. Trwało to chwilę kiedy nagle zauważyła że coś ją oświetla. Popatrzyła w niebo i zobaczyła spadajacą gwiazdę.  A przynajmniej tak jej się wydawało. Paląca się skała wielkości dwóch piłek do nogi spadła z hukiem na pobliską polanę. Dziewczynka wstała, otarła oczy i ruszyła w kierunku dziwnego zjawiska. Skała rozbiła się o ziemię i zatrzymała kilka metrów dalej zostawiając za sobą długi , palący się ślad. Kilka kawałków skały poodpadało na różne odległości, ale najbardziej zaciekawił Ashley jeden odłamek. Skała połyskiwała zieloną poświatą. Dziewczynka podeszła bliżej i zauważyła w skalę niewielki kryształ, który był źródłem światła.

- Nie dotykaj... - Za późno.
Kryształ znajdował się już w ręku dziewczynki. Jego światło zaczęło coraz bardziej świecić. Mała poczuła jak nagle wszystkie kości i mięśnie zaczynają rozpierać skórę. Krew jakby ją paliła, a to co miała w środku miało zaraz wystrzelić na zewnątrz. Ból był już nie do zniesienia. Wyrzuciła kryształ ale to nic nie pomogło. Skulona z bólu czuła, że dzieje się z nią coś dziwnego. W jednej chwili straciła kontakt z rzeczywistością. Nic nie słyszała, nic nie widziała aż w końcu całkowicie odpłynęła.

Druga osobowość.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz