*Will*
Obudziłem się i znowu nie wiedziałem, gdzie jestem. Dopiero po chwili wpadłem na to, że śpię na kanapie w mieszkaniu Jace'a. Z kuchni słyszałem odgłosy towarzyszące porankowi w normalnej rodzinie: gwizd czajnika z gotującą się wodą, szelest papieru śniadaniowego, dźwięk tostów wyskakujących z tostera, szczęk talerzy.
Czułem się tutaj tak dobrze. Mógłbym zostać tu na zawsze... ale nie mogę. Bo przecież nie mogę, prawda? Jestem tu obcy, nie ma żadnych pieniędzy i nie ma żadnego sposobu, w jaki mógłbym się odwdzięczyć.
Po chwili do salonu wszedł Jace z tacą ze śniadaniem.
- Dzień dobry, Will - uśmiechnął się do mnie promiennie. - Zrobiłem ci śniadanie, dzieciaku.
- Nie nazywaj mnie tak. - Mruknąłem.
- Dlaczego?
- Czuję się głupio. Zresztą na pewno nie jesteś aż tak stary, żeby mnie tak nazywać.
Jace zaśmiał się i pokręcił głową.
- Stary... A mama ciągle mi powtarza, że jestem jeszcze taki młody...
- To ile właściwie masz lat? - Zapytałem z ciekawością.
- Dziewiętnaście. A ty?
- Szesnaście. To znaczy prawie siedemnaście. I... co robisz?
- W sensie?
- W życiu. Uczysz się, pracujesz, jedno i drugie?
- Jestem studentem medycyny. I tak, pracuję.
- O. Co takiego robisz?
- No cóż... Robię zdjęcia. Nic wielkiego, czasami coś do jakiejś gazety, czasami trafi się współpraca z jakimś blogerem albo innym fotografem. Ostatnio to głównie zdjęcia na konkursy.
- Wow. Pokażesz mi potem swoje zdjęcia?
- Jasne, jeśli cię tym nie znudzę.
- Uwierz, kiedy mnie poznasz to dopiero się dowiesz co to znaczy być nudnym.
- Nie sądzę.
- Czyli to dlatego potrafiłeś zrobić mi te opatrunki... Dziękuję.
- Nie ma za co, to naprawdę nic wielkiego, lubię pomagać innym.
- Ale... Jace?
- Tak?
- Nie mogę... nie mogę tak po prostu się tutaj wprowadzić.
- Przykro mi, że nie chcesz, ale...
- Nie chcę?! Ja nie chcę zamieszkać w domu, w którym jest wszystko, czego mi brakuje i czuję się kochany?! Chyba sobie żartujesz, oczywiście, że chcę, ja tylko... Nie mam pieniędzy, żadnego sposobu, żeby ci to wynagrodzić, ja... byłbym tylko ciężarem.
Jace nagle pochylił się i przyłożył mi palec do ust.
- Nie jesteś dla nikogo ciężarem, Will. Po prostu daj sobie pomóc i...
- I?
- Nieważne. Muszę już iść, spóźnię się na wykład.
Wstał i podszedł do drzwi.
- Jace?
- Tak, Will? - Cofnął się i spojrzał na mnie z ciepłym uśmiechem.
- Trochę się zapędziłem z tym kochanym...
- Nie ma sprawy. Ja też tak myślę.
Założył kurtkę i wypadł z domu.
Czy on właśnie powiedział... Czy on... Kochany?
***
*Jace*
Tak. Właśnie zrobiłem z siebie kompletnego idiotę. Co on sobie o mnie pomyśli?
Czy można zakochać się w kimś, kogo zna się tylko kilka dni, o kim tak mało się wie?
Czy można czuć tak ogromne ciepło na sercu, kiedy jest bezpieczny, obok?
Czy można tak po prostu mu powiedzieć, że jest piękny, że coś do niego czuję?
Czy powinienem się przyznać, że chcę, żeby ze mną zamieszkał, bo chcę być blisko niego, bo liczę, że może on też coś do mnie poczuje?
Czy to aż tak samolubne? On myśli, że będzie dla mnie ciężarem, a ja proponuje mu to, bo się w nim ZAKOCHAŁEM.
Ktoś, kogo się kocha nie może być ciężarem.
A może jednak taka miłość może być zła?
W końcu to dlatego straciłem wujka. Mój wujek był gejem.
Zakochał się w synu sąsiadów.
A potem grupa homofobów pobiła tamtego na śmierć.
A mój wujek nie wytrzymał.
Zabił się.
Z rozpaczy i tęsknoty.
Miłość jest straszna.
Miłość rani.
Boli.
Rozdziera serce.
Wiem.
Ale go kocham.
I nie mogę uwierzyć, że tak może wyglądać miłość.
Bo ja go kocham i jedyne co teraz czuję, to ciepło i radość z jego obecności.
Jedyne co czuje to, że nienawidzę wszystkich, którzy go zranili.
Boję się, że mnie odepchnie, odrzuci. Boje się, że nie czuje tego co ja.
Boję się, bo słowa "kocham cię" mają wielką moc.
CZYTASZ
Our Demons/bxb
ContoWill Evans - szesnastoletni brunet o niesamowicie niebieskich oczach. Jest skryty, nie ma przyjaciół, skrywa tajemnice i ciągle nie może sobie poradzić z przeszłością. Pozornie bezuczuciowy nastolatek skrywa w sobie więcej uczuć niż myślą inni. J...