Rozdział 15 - Our Demons - Epilog

397 28 9
                                    

*Will*

- Zamknij oczy.

- Dlaczego?

- Po prostu zamknij.

- No dobra - mruknąłem niechętnie.

Jace i tak zakrył mi oczy dłońmi i zaczął prowadzić w to tajemnicze miejsce, którego nie mogłem zobaczyć.

Po chwili weszliśmy do jakiegoś budynku, a ja usłyszałem entuzjastyczne: Sto lat, sto lat... 

Jace odsłonił mi oczy, a ja zobaczyłem śpiewających. Była tam Feyra i jej chłopak, Tommy, był też Zac ze swoim chłopakiem - Ethanem, którego poznał, kiedy przyszedł odwiedzić mnie w nowej szkole. 

Dostałem mnóstwo prezentów, co było dla mnie całkowita nowością. Pierwszy raz w życiu obchodziłem urodziny. Zawsze był to dla mnie zwyczajny dzień. Dzisiaj było to święto.

Jace, przy wręczaniu mi prezentu obdarował mnie też czułym, długim pocałunkiem. 

Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszych urodzin. Siedemnastych urodzin. 

Mimo że jestem na tym świecie siedemnaście lat, dopiero niedawno poczułem, że żyję. 

Zjedliśmy pizzę i lody, a potem poszliśmy do kina. Kupiliśmy bilety na jakąś świąteczną komedię romantyczną i usiedliśmy  w sali w najwyższym rzędzie. 

Jace siedział obok mnie. Kiedy film się zaczął, położył rękę na moim kolanie, a ja splotłem nasze dłonie.

Jace pochylił się i wyszeptał mi do ucha:

- Wiesz, siedemnasty grudzień to mój ulubiony dzień roku.

- Dlaczego? - zapytałem, nie do końca wiedząc, co ma na myśli.

- W końcu w tym dniu pojawiłeś się na świecie. I mimo, że twój ojciec był potworem, a matka nie spełniała swojej roli, to za jedną rzecz jestem im wdzięczny. Za ciebie. Bo jesteś najcenniejszym skarbem, jaki mam. - Powiedział i pocałował mnie czule, a ja zarumieniłem się.

- Kocham cię, Jace.

- Ja ciebie też, Will.

***

O dziewiętnastej w końcu pożegnaliśmy się z wszystkimi i wróciliśmy do mieszkania Jace'a. To znaczy do naszego mieszkania. Nadal się nie przyzwyczaiłem do mówienia, że jest moje. A Jace ciągle mi powtarzał, że wszystko, co jego jest też moje.

Weszliśmy do środka, a mnie zamurowało. Wszędzie rozstawione były świeczki, a na podłodze rozsypane były płatki róż, prowadzące do sypialni Jace'a.

- Feyra śpi u Tommy'ego, a mama pojechała odwiedzić twoją. Wrócą jutro po południu, więc... jesteśmy sami. Wszystkiego najlepszego, Will.

Odwróciłem się do niego ze łzami w oczach. Był taki kochany... Bałem się, że kiedyś go stracę. Ale szybko przypomniałem sobie nasze wspólne słowa. Liczy się to co tu i teraz.

Pocałowałem go namiętnie i zarzuciłem mu ręce na szyję. Jace wsunął ręce pod  moje uda i wziął mnie na ręce. Zaniósł mnie do pokoju, nie przerywając pocałunku. 

Położył mnie na łóżku i zawisł nade mną, patrząc mi głęboko w oczy. 

- Kocham cię. Tak bardzo cię kocham.

- Ja ciebie też kocham, Jace. Bardzo cię kocham.

- Obiecaj mi, że zawsze będziemy razem.

- Obiecuję. Nie zostawisz mnie?

- Nigdy.

Pocałował mnie, a potem zaczął schodzić ustami niżej, zostawiając na mojej skórze malinki i powoli pozbawiając mnie kolejnych części garderoby. 

A potem były już tylko jęki rozkoszy, rozpalone pocałunki i miłość. 

Zasnęliśmy, ciasno do siebie przytuleni, a za oknem już świtało.

***

Patrzyłem na piękną twarz mojego chłopaka i zatopiłem się w myślach.

Całe moje życie było pasmem bólu. Nie widziałem w tym żadnego sensu i marzyłem o końcu. Ciągle nowe rany, ciągły ból, ciągłe cierpienie.

Do czasu aż spotkałem Jace'a. Gdyby nie on, już dawno byłbym martwy. Jace jest jedynym sensem mojego życia, jest tym, co trzyma mnie po tej stronie. Nie mógłbym pokochać nikogo innego tak, jak kocham jego. MOJEGO chłopaka. I wiem, że jakimś cudem ten idealny chłopak kocha też mnie. 

To wygląda jak bajka. Boje się, że nagle obudzę się i to wszystko okaże się tylko snem. Boję się, że to szczęście pryśnie jak mydlana bańka, że wydarzy się coś, co pozbawi mnie tego uczucia. Ale przecież najważniejszy jest Jace. Kochamy się i jesteśmy szczęśliwi i wiem, że jutro, za miesiąc, rok, za dziesięć lat to uczucie nie wygaśnie. Bo to on dotarł do mojego serca i je poskładał. To on posklejał moją duszę. To on wyciągnął mnie ze szponów śmierci. To dzięki niemu jestem żywy.

I wiem, że ja też jestem dla niego kimś, kto dotarł do jego serca zamkniętego na obce osoby. Że skruszyłem mury, które rozstawił w obawie przed zranieniem związanym ze śmiercią. Wiem, że nigdy by mnie nie zostawił.

Tak, to prawda. Życie nie jest piękne. Ale w życiu piękne są chwile. A dla mnie każda sekunda z Jace'em u boku jest najpiękniejsza. 

I myślę, że po każdym cierpieniu nadchodzi ulga, wynagrodzenie.

W każdej ciemności znajduje się światło.

Tym moim światłem jest Jace.

Który właśnie wpatruje się we mnie tymi swoimi pięknymi, czekoladowymi oczami.

- Kocham cię.

- Ja ciebie też - odpowiadam i nasze usta spotykają się w pocałunku pełnym miłości.

 _____________________________

I tak oto po raz pierwszy w życiu doprowadziłam opowiadanie do końca. Myślę, że nie pozostawiłam żadnych wątków do rozwinięcia. 

Wiem, że to zakończenie jest trochę przesłodzone. Długo myślałam, czy zakończyć to happy endem. Miałam zamiar w ramach tego ciągłego powtarzania "nikt nie wie ile jeszcze czasu mu zostało" zakończyć to śmiercią obojga bohaterów w wypadku. 

Jednak za bardzo ich pokochałam, żeby zrobić coś takiego. No i chciałam pokazać, że w życiu Willa po paśmie bólu pojawiło się wreszcie szczęście.

Dziękuję wszystkim, którzy poświęcili chwile na przeczytanie, skomentowanie, zostawienie gwiazdki. Gdyby nie to, nie byłoby tego epilogu. 

Już niedługo nowe opowiadanie z homoseksualistami w rolach głównych. Zainteresowanych zapraszam do opowiadania Perfect/ bxb. Pierwszy rozdział już jest opublikowany.

Mimo że to już epilog, na pewno wstawię jeszcze jakiś bonus albo dwa. Możecie spodziewać się czegoś na święta.

Our Demons/bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz