*Will*
Moment, kiedy twój chłopak przedstawia cię jego mamie jest naprawdę stresujący. Uwierzcie mi na słowo.
Anne była niską, pogodną blondynką o promiennych brązowych oczach, bardzo podobnych do Jace'a, mimo że nie łączyły ich więzy krwi. W pierwszym momencie, kiedy jace powiedział jej, że jestem jego chłopakiem i będę tutaj mieszkał była odrobinę zaskoczona.
Okazało się, że jace opowiadał jej o mnie, ale wiele faktów zostało pominiętych. Wiedziała tylko, że Jace jest we mnie zakochany na zabój i jestem miłością jego życia. Nie wiedziała jednak nic o moich problemach ani o tym, że Jace zaproponował mi zamieszkanie z nimi.
Kiedy Jace opowiedział jej o wszystkim przy kolacji, miała bardzo zamyśloną minę. Bardzo się bałem, że będzie kazała mi się stąd wynieść.
Ona jednak nie zamierzała mnie stąd wyrzucać.
- Bardzo mi przykro, że tyle złego spotkało cię w życiu, Will. Mam nadzieję, że dobrze się tutaj czujesz. Jestem dumna z Jace'a, że tak się tobą zaopiekował. No cóż, nie pozostaje mi chyba nic innego jak życzyć wam szczęścia.
- Dziękuję - byłem nieco zawstydzony i zaskoczony jej słowami. - Nie chcę być ciężarem, już zacząłem szukać jakiejś pracy...
- Och, tym się nawet nie martw. Zarabiam jeszcze na tyle dużo, że byłam w stanie utrzymać naszą trójkę, a biorąc pod uwagę zarobki Jace'a nie będzie żadnego problemu. Odpocznij i korzystaj z życia!
- Dziękuję, że jest pani taka wyrozumiała.
- Nie ma za co! Mam tylko jedną prośbę, Will - szepnęła, pochylając się do mnie. - jace może na takiego nie wygląda, ale to bardzo wrażliwy chłopak, który wiele przeszedł w życiu. Proszę, nie złam mu serca.
- Nie zamierzam - zapewniłem ją. - Gdybym złamał mu serce, moje roztrzaskałoby się na kawałki.
Anne uśmiechnęła się do mnie ciepło.
Ile bym dał, żeby mieć taką matkę. Sumienie zaczęło mnie gryźć. Chyba jednak odwiedzę mamę. Dzwoniła kilka razy, a ja nie odbierałem. Mimo tego, że ona przez całe moje życie nie była dla mnie oparciem, muszę wesprzeć ją w jej działaniach. W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.
Pomogłem posprzątać po kolacji. Anne spojrzała na nas z uśmiechem i powiedziała:
- Tylko pamiętajcie chłopcy, że te ściany są dosyć cienkie i dużo przez nie słychać.
Mrugnęła do nas i poszła do swojej sypialni, zostawiając nas samych. Nie wiem, kto bardziej zaczerwienił się po jej słowach. Znając życie, byłem to ja. Cholerna skłonność do rumienienia się.
- To... co teraz robimy?
- Na pewno nie nic głośnego - powiedziałem i zaczęliśmy się śmiać.
Poszliśmy do pokoju Jace'a. Zajęliśmy się czymś bardzo ciekawym. To znaczy całowaliśmy się. Było to zdecydowanie moje ulubione zajęcie.
Przerwałem na chwilę i wymruczałem mu do ucha:
- Muszę ci coś powiedzieć, Jace.
- Mam się bać?
- Nie - zaśmiałem się.
- To dobrze.
- Kiedy byłem w szkole zabrać swoje rzeczy z szafki...
- Coś ci zrobili?!
- Nie! Spotkałem Zaca. Po ostatnich wydarzeniach wszyscy myślą, że to przez jego kolegów trafiłem do szpitala. Zaczęli go traktować jak mnie kiedyś. Wytłumaczyłem im, że to nie o to chodzi, żeby zamienili mu życie w piekło. I... Zac powiedział mi coś bardzo ciekawego.
- Co takiego?
- Powiedział, że był we mnie zakochany, a ja nie zwracałem na niego uwagi. Że go ignorowałem, a jego to bolało...
- I niby dlatego cię bił?! Skurwysyn jeden...
- Jace! Daj mi skończyć. Przepraszał i błagał, żebym go nie nienawidził. I ja go nie nienawidzę, Jace. Chcę dać mu szansę na naprawę tego, co zrobił. Nie wiem czy mu wybaczę, ale przecież on też jest tylko człowiekiem. Nikt z nas nie wie, ile jeszcze czasu nam zostało, więc dlaczego mam wykorzystać ten czas na chowanie urazy?
- Nie podoba mi się to, że zamierzasz spędzać z nim czas, ale to piękne, co powiedziałeś. Kocham cię, Will.
- Ja ciebie też Jace. Ja ciebie też.
I tak resztę wieczoru spędziliśmy na pocałunkach i pieszczotach.
***
- Denerwujesz się? - Usłyszałem pytanie Jace'a.
- Trochę.
Posłał mi znaczące spojrzenie.
- No dobra. Bardzo. Wiesz, nie widziałem jej tak dawno. A trzeźwej już nawet nie pamiętam. Nie mam pojęcia, co powiedzieć, co zrobić...
- Hej. Will, jestem tutaj. Pamiętasz? Przy mnie nie musisz niczego się bać.
- Wiem. Wiem, Jace.
Po chwili przyszła po nas terapeutka mojej matki. mojej matki... tak dziwnie to brzmi po spotkaniu z mamą Jace'a. Moja w niczym nie przypomina Anne.
Jace szedł obok, a kiedy doszliśmy do drzwi z numerem 116 złapał mnie za rękę i wyszeptał do ucha:
- Jestem przy tobie.
***
Weszliśmy do środka. Pokój był bardzo skromnie urządzony. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to ramka z moim zdjęciem. Nie wiem czemu, ale ten widok sprawił, że w moim gardle utworzyło się coś, co nie pozwoliło mi się odezwać. Nie chciałem się teraz rozpłakać.
- Mamo? - zacząłem niepewnie, zauważając kobietę patrzącą w okno. Była wychudzona. Włosy, w takim samym kolorze jak moje, rozpuściła. Kiedy się odwróciła, zobaczyłem nawet odrobinę makijażu. Ciekawe, kto bardziej stresował się tym spotkaniem?
Spojrzała na moją dłoń splecioną z dłonią Jace'a.
- Mamo, to mój chłopak. Jace. Dzięki niemu jeszcze żyję.
Moja mama uśmiechnęła się delikatnie.
- Cieszę się, że ktoś się zaopiekował moim chłopcem, kiedy wszyscy inni zawiedli. - powiedziała, a głos jej zadrżał. To musiało się tak skończyć.
Moja mama się rozpłakała. Ja też.
- Tak bardzo cię przepraszam - załkała, przytulając mnie.
Jace chyba zaczął się wycofywać z pokoju, bo moja mama powiedziała:
- Zostań. Chodź tutaj.
I tak oto staliśmy w trójkę, przytuleni. Jace trochę niepewny, my zapłakani.
Może jeszcze uda się naprawić coś z naszej relacji. W każdym razie mama powiedziała, że robi to dla mnie. Dla mnie postanowiła to rzucić, bo nie mogła pogodzić się z tym, że prawie umarłem w szpitalu, a ona nawet o tym nie wiedziała, bo była zbyt zajęta narkotykami.
Może po bólu musi przyjść spokój?
![](https://img.wattpad.com/cover/116419816-288-k246461.jpg)
CZYTASZ
Our Demons/bxb
ContoWill Evans - szesnastoletni brunet o niesamowicie niebieskich oczach. Jest skryty, nie ma przyjaciół, skrywa tajemnice i ciągle nie może sobie poradzić z przeszłością. Pozornie bezuczuciowy nastolatek skrywa w sobie więcej uczuć niż myślą inni. J...