23. Peter

597 63 8
                                    

Nienawidzę wuefów na pierwszych lekcjach. Szczególnie gdy jest ich aż dwa. Po przebraniu się, z Maxem poszedłem na salę gimnastyczną. Zawsze tak robiliśmy. Trenerowi pasowało, że robiliśmy rozgrzewkę na przerwach, bo dłużej mogliśmy ćwiczyć lub grać. Chociaż nasz trener jest bardzo dużym miłośnikiem piłki nożnej i na każdym w-fie gramy w nogę, nie powiem żebym tego nie lubił, ale moglibyśmy zagrać też w coś innego niż tylko jeden sport. Przed salą, słyszałem już jak chłopaki śmieją się i krzyczą żeby im podać piłkę. Taa... Tak samo zagorzali fani piłki nożnej. Po wejściu na salę, przypomniałem sobie, że dziewczyny też dzisiaj mają na sali w-f i jak zawsze będą grały w siatkówkę. To znaczy, że będziemy mieć o jedną trzecią mniejsze boisko.
Dopiero gdy rozejrzałem się po sali, dostrzegłem tak dobrze znaną mi postać. Siedziała skulona na ławce i czytała książkę. Była bardzo skupiona, a między zębami trzymała paznokieć kciuka. Jak zawsze gdy czytała książkę, nie widziała świata poza nią, nic nie mogło ją rozproszyć. Tylko dlaczego jest tutaj, a nie w bibliotece? Jeszcze ani razu jej tutaj nie widziałem. Chciałem do niej podejść i zagadać, ale na salę wszedł trener i kazał nam się rozgrzewać.

Po długiej rozgrzewce, która trwała piętnaście minut i to prawie samego biegu, byłem padnięty tak jak wszyscy. Położyłem się na podłodze i zamknąłem oczy. Musiałem odpocząć.
Poczułem na sobie czyjś wzrok, rozglądałem się po sali, a mój wzrok od razu skrzyżował się ze wzrokiem Adeline. Jednak dziewczyna bardzo szybko odwróciła swój wzrok i powróciła do czytania książki. Uśmiechnąłem się lekko i znów położyłem się na podłodze.

- Dobra, wstawać! Koniec przerwy! Chris! Louis! Wybieracie drużyny!  - wykrzyczał trener. Stanąłem na białej lini jak inni chłopacy i czekałem aż ktoś wybierze mnie do swojej drużyny. Oczywiście musieliśmy chwilę poczekać, bo żaden z kapitanów, nie chciał ustąpić i każdy z nich chciał wybierać pierwszy. Moim zdaniem to było głupie. Oboje grali w reprezentacji szkoły i byli najlepsi z klasy, więc nie rozumiem dlaczego żaden z nich nie chciał ustąpić drugiemu. Szanse i tak będą wyrównane. Po tych kłótniach trener sam wybrał, który z nich miał pierwszy dobrać drużynę. Jako czwarty zostałem wybrany do drużyny Chrisa, co tak bardzo mnie nie ucieszyło.
Gdy już drużyny były wybrane, zaczęliśmy grać. Jak zawsze Chris i Louis chcieli wygrać i robili wszystko by tak się stało. Już po kilku minutach meczu, Louis sfaulował gracza, i co jest najśmieszniejsze, ze swojej drużyny. Tak, oni tak grają. Po trupach do celu. Nie mam zielonego pojęcia, jak można robić z siebie takiego pajaca? Ale próbowałem grać dalej.
Po dwudziestu minutach meczu, wynik był zaskakujący 6:3. Dla drużyny Lousia. Chris biegał, chodził i narzekał wściekły jak osa. Nie mógł zrozumieć dlaczego on nie wygrywa. Co mnie tak bardzo nie dziwiło. Chris próbował grać sam i nikomu nie miał zamiaru podawać. Teraz przytrafiła się dla mnie szansa. Max podał mi piłkę i byłem już naprawdę blisko bramki przeciwnika... Dopóki nie poczułem rozdzierającego bólu. Upadłem i pierwsze co zrobiłem to chwyciłem się za nogę. Po chwili zacząłem uświadamiać sobie co się przed chwilą wydarzyło. Louis chciał odebrać mi piłkę i zamiast w nią kopnąć, kopnął mnie w kość piszczelową

- Nic ci nie jest? - zapytał mnie trener. Obejrzał moją nogę i po chwili namysłu stwierdził - Na razie usiądź na ławce, jeśli noga zacznie ci puchnąć, pójdziesz do pielęgniarki

- No świetnie! - wykrzyczał Chris - Louis zrobił to specjalnie! Bym nie mógł wygrać! - kopnął piłkę w ścianę, tuż obok Deli, tak mocno, że tynk zleciał z sufitu. Dziewczyna zadrżała, ale nic nie powiedziała. Ja za to miałem ochotę wykrzyczeć mu w twarz, jakim jest kretynem.

- Uspokój się, bo zejdziesz z boiska! Max - zwrócił się do mojego przyjaciela - Pomóż mu dojść do ławki - Max pomógł mi wstać i z jego pomocą udało mi się przejść kilka kroków. Usiadłem blisko dziewczyny, a obolałą nogę wyprostowałem. Max wrócił na boisko i ponownie rozpoczęła się gra. Czasami zerkałem ukradkiem na Delę i nawet z ukosa bardzo dobrze widziałem jej wyraz twarzy. Co jakiś czas otwierała usta by coś powiedzieć, ale szybko je zamykała i robiła jeszcze minę jakby się nad czymś zastanawiała. Widziałem też, jak bawi się palcami i co jakiś czas nimi pstryka. Wiem, że chciała się odstresować. Można powiedzieć, że specjalnie się do niej nie odzywałem, chciałem zobaczyć co powie lub jak się zachowa i czy w ogóle się do mnie odezwie. Dopiero po dłuższym czasie zdecydowała się coś powiedzieć.

- Nic ci nie jest?

- Wiesz, nie marzyło mi się dostać z buta...

- Wiem, ale... - zatrzymała się i odwróciła głowę w drugą stronę. Westchnąłem. Znowu to samo. Chciałem jej powiedzieć żeby dokończyła, ale za bardzo się zdziwiłem, gdy Adeline wstała i podała mi rękę - Powinieneś iść z tym do pielęgniarki.

- Nie sądzę żebyś dała radę pomóc mi w chodzeniu - przewróciła oczami i odwróciła wzrok.

- To że jestem dziewczyną, nie znaczy, że jestem słaba.

- Nigdy tak nie twierdziłem. - i to była prawda. Co jak co, ale nigdy nie mógłbym powiedzieć, że Adeline jest słaba. Zawsze była silna psychicznie jak nikt inny, nigdy się nie poddawała, nie dawała się zastraszyć, nie przejmowała się plotkami, bo choć bolały ją słowa innych nie dała się zniszczyć. Jest silna, jak nikt inny.
Przyjąłem jej pomoc i powoli zaczęliśmy kierować się do gabinetu pielęgniarki. Czułem, że Dela jest spięta, choć nie wiedziałem dlaczego. Bała się o mnie? Nie, niby dlaczego? Jak znaleźliśmy się przed gabinetem, dziewczyna mnie puściła i odeszła kilka kroków dalej, dawała wrażenie jakby ta odległość przywróciła jej bezpieczeństwo.

- Mam tu na ciebie zaczekać, czy...

- To od ciebie zależy - wzruszyłem ramionami i wszedłem do środka.
Od jakiegoś czasu nie mogę jej ani trochę zrozumieć. Raz chce bym dał jej święty spokój, a po chwili widać, że wcale tego nie chce. Zachowuje się jakby chciała mi coś powiedzieć, wyrzucić z siebie, ale milczy i udaje, że wszystko jest w porządku, innym razem jeśli próbuje się dowiedzieć czegoś, odpycha mnie jakbym był jej wrogiem, a innym razem martwi się o mnie albo jest weselsza. Niczego z tego nie rozumiem. Nie mam pojęcia jak mam do niej dotrzeć czy z nią rozmawiać. Nie wiem kiedy mogę jej zadać jakieś trudniejsze pytanie żeby odpowiedziała na nie. Nie wiem czy posiadam jej zaufanie, bo jest z nią różnie, zależy od jej humoru. Niczego już nie wiem, ani niczego nie jestem już pewny. Została mi tylko gra w ciemno, a stawką jest to, czy pozwoli mi zostać w swoim świecie, czy będę musiał dać jej odejść.

Nie Zapomnij O MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz