Rozdział 5 Asbrok

36 5 0
                                    

    Zapadł wieczór. Miałem spotkać się z Jessicą lecz ostatnimi czasy nie układa się między nami. Muszę z nią porozmawiać.
     Cieszy mnie jednak to, że wreszcie znaleźniśmy wspólną drogę razem z drużyną Any i możemy razem działać.
      Chwyciłem mój łuk i toporek. Tak jest idelna pogoda na łowy. Wybiegłem z agencji i popłynąłem statkiem do Szmaragdowej Doliny. Udałem się do lasu. I rozpaliłem ognisko.
      Uwielbiam Szmaragdową Dolinę. Pełno w niej roślin, zwierząt, lasów. Jest taka dzika. Wolna. W tej chwili siedziałem mniej więcej w środku ciemnego i gęstego lasu, a jedyne światło docierało z ogniska. Wziąłem ze sobą ciasteczka, które upiekła Ana dla nas wszystkich i położyłem je na kamieniu. Zacząłem ostrzyć toporek osełką, gdy nagle usłyszałem szelest. Odwróciłem głowę. Moje ciastka zniknęły.
    - Co jest?!
    Chwyciłem łuk i udałem się w głąb lasu. Usłyszałem trzask. Pobiegłem za dźwiękiem. Przed moimi oczami stała najpiękniejsza sarna jaką widziałem podniosłem łuk i wymierzyłem. Ta zdążyła jednak mnie zauważyć lecz nie na tyle szybko, gdyż moja strzała wbiła jej się w tylne udo.
     Zacząłem biec do mojej sarny. Jednak to co zobaczyłem po dotarciu zmroziło mi krew w żyłach. Na ziemiu nie leżała sarna, a dziewczyna.
     Dziewczyna była drobnej budowy, nie za wysoka, brunetka o falowanych włosach i miała długie rzęsy. Jej noga krwawiła.
      Wyrwałem strzałę i rozerwałem kawałek mojego ubrania by zrobić opaskę uciskową. Byłem w szoku, strzeliłem do sarny, nie dziewczyny. Mój wzrok przesunął się po jej ubraniu. Coś w rodzaju bluzeczki i spodenek, które były splecione z kwiatów, a dokładniej z wrzosu i bzu. We włosach miała chabry. Dopiero teraz to do mnie dotarło. To była jedna z rusałek na tej wyspie. To ona zwędziła mi ciastka, a przez zamianę w sarnę miała uciec nie spostrzeżona.
     Poczucie winy było ogromne. Podjąłem decyzję muszę zabrać ją do agencji. Oczyszczą ranę i po kłopocie.
     Wróciłem na statek. Przez całą drogę trzymałem dziewczynę w objęciach, ta jednak ani razu się nie przebudziła mam nadzieję, że nie jest za późno.
    Po dotarciu okazało się, że nie ma Any. Akurat wtedy gdy jest potrzebna. Jednak znalazłem Sarah ta pomogła mi bez niczego. Oczyściliśmy ranę i zaniosłem dziewczynę do mojego pokoju. Im dłużej się jej przyglądałem tym szybciej zauważałem iż jest ona niesamowicie ładna.
    Po nie całej godzinie dziewczyna przebudziła się. Jej zielone oczy spojrzały na mnie. Dlaczego się nie boi? Podeszłem do niej powoli. Uniosłem rękę i dotknąłem czoła. Miała gorączkę. Odwróciłem wzrok na nią i rzekłem:
  - Nie martw się, wyleczę Cię tylko jak  Ana się pojawi.
Spojrzała na mnie a z jej ust wypadły słowa w starym języku wikingów:
  - *Wybacz, nie rozumiem Cię*.
Moje oczy rozszerzyły się i nie wiedziałem jak zareagować. Odezwałem się do nie w tym samym języku powtarzając poprzednie słowa, jej reakcja mnie zaskoczyła:
    -*Nie winię Cię, sama jestem sobie winna*.
     - * A jak brzmi twoje imię dziewczyno z lasu?*
     - Zutria.

Bogowie Czasu.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz