Obudziłam się. Wczoraj Ana opowiedziała nam o sytuacji Asbroka. Czasami zastanawiam się jak można być takim idiotą. Gdyby nie jego barbarzyńskie zapędy, nie musielibyśmy jutro płynąć na Szmaragdową Dolinę. I pomyśleć, że miałabym wolne.
Zamknęłam oczy. Przede mną stał wielki uniwersytet. Ten do, którego uczęszczałam. Pamiętam jak kłóciłam się z profesorami. Twierdziłam, że ich teorie są nieprawdziwe i bezsensu. A gdy kazałam im coś uzasadnić, wtedy to dostrzegłam. Ich wiedza ograniczała się tylko do książek. Byli puści i nie tak doskonali jak ja. Gdyż moja osoba urodziła się z tak potężną wiedzą. Jako pięciolatka płynnie pisałam , liczyłam nawet na największych liczbach oraz miałam informacje jakie posiadali uczeni. Moją rodzicielkę jednak to przerażało.
Postanowiła zostawić mnie w sierocińcu, pod pretekstem zbyt niskich funduszy. Lecz wystarczyła chwila po odejściu matki by nauczycielki dostrzegły prawdziwy problem. Wielce zainteresowane tą sprawą (licząc na kasę), zadzwoniły do Agencji Liberton. I tam zostałam przeniesiona i wychowana.
Do moich uszu dotarł alarm budzika. Wstałam powolnym krokiem w stronę łazienki. Umyłam się i ubrałam mój czarno-niebieski, obcisły oraz jednoczęściowy kombinezon. Wyczesałam włosy i założyłam okulary.
Wbiegłam na główny hol. Nie było jeszcze Asbroka i tej całej Zutrii. Wtedy podeszła do mnie Sarah:
- Jak tam ci się spało Claudia ?
Spojrzałam na nią zdegustowana i odpowiedziałam zniechęcona:
- Tak nawet.
Dziewczyna jednak liczyła, że ją również spytam. Cóż pomyliła się. Mój wzrok padł na osobę za nią. Jak zwykle stał niewzruszony, nienaganny, idealny. Paul.
Miał rozczochrane kruczo-czarne włosy i brązowe oczy. Był bardzo wysoki i szczupły. Miał w sobie coś co mnie przyciągało.
Lecz to nie była na pewno miłość.
Po chwili pojawili się Asbrok i jego towarzyszka. Ruszyliśmy. Podróż minęła szybko i niebiosom dzięki. Na wyspie panowała okropna sceneria. Wszystko było takie jaskrawe i kolorowe, aż do porzygu. Wokół tylko drzewa, jakieś krzaki i kolorowe kwiaty. O wiele bardziej wolę Lazurowe Misto, które jest bardziej stonowane.
Zaczęliśmy się rozglądać do lesie. Nikogo jednak nie mogliśmy dostrzec jednak nie za długo. Po chwili pojawili się ludzie. Marne, prymitywne istoty. Dla mnie ludzie nie powinni nawet żyć, ale cóż ich marność czasami się przydaje, gdy stają się sługusami lub niewolnikami.
- Nadnaturalni....czegóż tu szukacie? - odezwał się jeden z ludzi.
- Słyszeliśmy, że napadacie na magicznie istoty - odparła Ana.
Wtem wszyscy spojrzeli na siebie, a jedna z kobiet zaczęła mówić:
- My belzebuba szukamy. Demon jakiś zaczął nas napadać. Cwana bestia. Potrafi w człowieka się zmieniać. Raz zagryzł nam pół stada owiec i uciekł do lasu jak go z siekierami zaczęliśmy gonić. Postanowiliśmy dopaść każdą ludzko-podobną istotę i zniszczyć zanim one zniszczą nas.
- Głupcy! Nikt was nie skrzywdzi. Trzeba było odezwać się do nas! Jesteście gorszymi potworami, niż ten demon. On chociaż ludzi nie zabijał. Znajdziemy go i pozbędziemy się, a wy...-splunęłam- powinniście się wstydzić.
Ruszyłam w głąb lasu. Co cokolwiek to było nie przedostanie się przez moją tarczę.
W lesie robiło się coraz ciemniej. A w moim sercu kiełkowało coś przyjemnego. Jakieś poczucie, że robię coś dobrze i właściwie. Takie małe światełko w tunelu. A może w lesie?

CZYTASZ
Bogowie Czasu.
FantasiNa świecie panuje wojna, pomiędzy zwykłymi ludźmi, a nadnaturalnymi. Ci drudzy dążą jednak do pokoju, broniąc słabszych podczas Wielkich Wojen. Czy grupa przyjaciół pokona przeciwności losu i odnajdzie klejnot pokoju? Czy poradzą sobie z bólem, stra...