Rozdział 10

5.5K 287 15
                                    

Z nagła podbiegła jakaś dziewczyna i rzuciła się Johnowi na szyję wykrzykując jego imię. Po chwili zaczęła się z nim całować.
"Moje życie nie ma sensu" pomyślałam.
Kiedy dziewczyna odkleiła się od Johna wtedy coś sobie uświadomiłam. Nie dane jest mi żyć szczęśliwie. Jestem po prostu nikim.
-Ok. To pa. Ja wam nie będę przeszkadzać- odparłam z zamiarem najszybszego opuszczenia tej "słodkiej pary".
-Lydia to nie tak jak myś...
Nie dane było mu to dokończyć, ponieważ został pociągnięty za rękę.
-Misiek...- Kiedy dziewczyna to odparła próbowałam powstrzymywać łzy.
Serce mi się rozpadało na kawałki.
Chłopak zaczął się wyrywać i krzyczeć, ale ja już nic nie słyszałam.
Biegłam spóźniona do kawiarenki.
                      ***
-Pani chyba oszalała. Co pani robi?- krzyczał wkurzony klient.
-Tak bardzo przepraszam. To było niechcący- zaczęłam się tłumaczyć.
Od mojej ucieczki z parku minęło 5 h. Za 5 min kączy się moja zmiana. Ciągle nie mogę się skupić. 4 razy pomyliłam zamówienia. Do tego przed chwilą wylałam niechcący sok bananowy na jakiegoś faceta.
-Chcę rozmawiać z kierownikiem lokalu!
-Ale... ale...- popatrzyłam się na rowścieczonego mężczyznę- No dobrze.
Zaprowadziłam go do szefa.
Kiedy weszliśmy do gabinetu rozpoczęła się kłótnia. W końcu szef wynegociował, że klient będzie dostawał darmową kawę przez rok. Natomiast mnie poprosił o to abym z nim porozmawiała.
-Panno Case co się dzieje?
-Nic takiego. To tylko takie problemy prywatne- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Niestety muszę panią zwolnić.
-Ale czemu?
-Ostatnio słyszałem na pani temat wiele Nie dobrych rzeczy. Nie tylko od klientów. Niektórzy pracownicy też się skarżą. Przykro mi. Niech pani opróżni swoją szafkę. Dostanie pani jeszcze 500 dolarów wypłaty. Do widzenia
-Do widzenia.
                    ***
I co ja teraz zrobię? Ojciec na pewno mnie zabije. Kurwa. Czemu ja musze za to płacić?
Chodzę już tak od około 30 min. Może ucieknie jak tchórz, którym jestem? Nie. Nie mogę jest jeszcze Hazel.
Z nagla poczułam, że ktoś do mnie dzwoni.
-Halo? Z kim mam przyjemność rozmawiać?
-Dobry wieczór. Pani Lydia Case przy telefonie?
-Tak. Kim pani jest.
-Z tej strony Dalia Terry. Jestem pielęgniarką w szpitalu im. Harrisona Alena. Mam dla pani złą wiadomość.
-Co się stało?- zapytałam przestraszona.
-Pani siostra Hazel miała wypadek. Podobno kiedy szła uderzył ją tir jadący z prędkością 90 km na godzinę. Znajduje się w szpitalu i jest w stanie krytycznym. Dzwoniłam do pani ojca lecz nie odbiera, dlatego postanowiłam zadzwonić do pani. Przykro mi.
-Za 5 minut będę.
Chyba dziś na mnie spoczywa jakieś fatum. Najpierw John, potem utrata pracy i na koniec wypadek Hazel.
Nawet nie zauważyłam, a dotarłam do szpitala. Nie liczyło się to, że jestem cała zapłakana. Teraz liczyła się moja kochana siostrzyczka.
Po dotarciu do recepcji oraz dowiedzeniu się gdzie jest Hazel podbiegłam w danym kierunku.
Okazało się, że teraz ją operują.
                   ***
Czekam już pod salą godzinę i jak na razie nic.
-Co z nią?- pytam się wychodzącego lekarza z sali.
-Pani to kto?
-Siostra Hazel. Lydia Case. Co z nią?
- Mam dla pani przykre wieści. Z powodu licznych obrażeń zewnętrznych jak i wewnętrznych nie dało się jej uratować. Zmarła dokładnie o godzinie 23:27. Moje kondolencje.
I właśnie wtedy cały świat mi się zawalił. Wykończona wszystkim zapadłam w ciemność.

Hejka oto nowy rozdział. Ciekawe co się stanie z główną bohaterką? Chciałam podziękować za tyle wyświetleń oraz głosów.
Mile widziane są gwiazdki oraz komentarze.

Moja mała Wilczyca /ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz