1.Cześć!

163 10 2
                                    

Cześć, jestem Dizzee. Jak można się domyślić to tylko głupia ksywka, ale jest ona na niezliczonej ilości ścian na Bronx'ie. Taa...jestem graficiarzem. A Nowy Jork, to moje płótno. Cały czas wolny, jeśli koledzy gdzieś mnie nie wyciągną, spędzam na projektowaniu nowych odjazdowych napisów i rysunków. Moi wcześniej wspomniani koledzy to Ezekiel, Ra Ra, Boo Boo i Shaolin Fantastic. Kolejne niezrozumiałe ksywki? Spoko, ja też ich nie czaję.

Żyjemy w tych powalonych, rasistowskich czasach gdy Nowy Jork jest pełen podziałów i zamachów na burmistrza. Ale nas to praktycznie nie dotyczy bo to Bronx. A jakby ktoś nie wiedział, bogatych białasów ta dzielnica i jej stan w całości wisi. 90 % mieszkańców to awanturniczy i głośni czarnoskórzy, a reszta stanowią jeszcze głośniejsi Portorykanie i Latynosi. Nie ma tu nawet normalnej policji.

Ezekiel to straszny kujon i ma głęboką nadzieję że wyjdzie z tego syfu na prostą. Shao nazywa go czasem Books i jak on to mówi "Zeke jest naszym mózgiem". Ale ja myślę realistycznie. Wszyscy się tu urodziliśmy i tu umrzemy. Jedni wcześniej, drudzy później. A moje graffiti zostanie.

Ludzie często mówią, że jestem dziwny, wytykają palcami i nie potrafią zrozumieć. Dlatego stworzyłem postać Rumiego. To kosmita, który chcę pójść do opery - jak ja chcę być sobą - ale boi się reakcji ludzi. Nawet w najlepszym kapeluszu - nawet jeśli bym się bardzo starał - ludzie i tak się go boją - bo mnie na prawdę nie znają - i mogą go zabić - znaczy się mnie. Trochę to pokręcone, ale to cały ja.

Poniedziałek. Jak zawsze beznadziejny. Wychodzę do szkoły, pomimo protestów matki, bez śniadania. Szanuję ją, żeby nie było, ale gotować nie potrafi. Wolę już zjeść coś ze szkolnej stołówki. Zbiegam po schodach z 3 piętra naszej starej kamienicy przeskakując po 4 schodki. Pod budynkiem chłopaki już na mnie czekają.

- Siemka Dizz - wita się Ezekiel i klepie mnie po plecach. Potem idziemy szybkim krokiem żeby się nie spóźnić.

Na przerwie lunchowej siedzimy w naszym ulubionym miejscu, czyli na Skałach. Nie są to raczej prawdziwe głazy narzutowe czy co tam, ale raczej zwalone ściany betonowego budynku, który pewnie kiedyś runął tu, po drugiej stronie ulicy na przeciw szkoły.

- Co tam u Mylene? - pytam

- Ciągle nawija o sponsorach. Ale jak dla mnie to sama by się świetnie wybiła.

- Po prostu boisz się, że będzie gotowa dać dupy temu gościowi z klub żeby u niego wystąpić - stwierdziłem mając nadzieję, że się wkurzy, i tak się stało. Jego stale zamyśloną kamienną twarz wykrzywił grymas.

- Okropny z ciebie przyjaciel, Dizz. - Uderzył mnie pięścią w ramię.

- Sorry, ale twoja panna to na prawdę desperatka.

Nie mógł się ze mną nie zgodzić. Dziewczyna była niezła, miła i w ogóle. Ale jeśli chodzi o priorytety, to ponad Ezekiela stawiała karierę.

- Ja przynajmniej jakąś mam.

Nie przejąłem się tym zbytnio. Jestem raczej typem introwertyka marzyciela. A tak w ogóle to dziewczyny mnie irytują. Są jeszcze bardziej pokręcone ode mnie.

- Idziesz dziś ze mną do Tunelu? Mam nowy wzór - spytałem z nadzieją.

- Nie mogę, jutro ważny test, zapomniałeś? Ty też mógłbyś się raz pouczyć. Gdyby ta szkoła, jeśli można ją tak nazwać, miała jakiekolwiek progi, to nie zdałbyś już rok temu.

Przewróciłem oczami i zaśmiałem pod nosem.

- Możliwe, ale ich nie ma. To buda, nie szkoła.

Wracaliśmy naszą grupką po szkole do domów. Byłem przygnębiony bo lekcje były potwornie nudne i długie. A do tego nikt z kolegów nie chciał iść ze mną nocą do Tunelu.

Tunel znajduje się przy starej stacji metra gdzie przychodzę robić graffiti. Kocham to, bo potem widzę swoje dzieło i jestem z siebie dumny. To w jakiś sposób podbudowuje wiarę w siebie, w to, że w czymś jestem dobry. To też pewien rodzaj buntu i wyrażania swoich poglądów. Jestem kolejnym anonimowym, zamaskowanym graficiarzem, którego buntowniczych napisów nikt nie bierze na poważnie. Ciut dołujące.

- Słyszeliście o białasach? - spytał Boo Boo przerywając ciszę. Z Ezekielem i Ra Ra spojrzeliśmy na siebie i pokręciliśmy głowami. - Pojawili się kilka dni temu w pobliżu magazynów. Podobno urządzają tam jakiś klub. Mają ze sobą podobno niezłych graczy - poinformował nas mały kolega.

Po chwili ciszy we trzech wybuchnęliśmy kpiącym śmiechem.

- Wyobrażacie sobie klub pełen białasów na Bronx'ie? W czym mogą być tymi "dobrymi graczami", o co ci chodzi Boo Boo? - spytał kpiąco Ra Ra.

- Jeden robi graffiti... - spojrzał na mnie - inny tańczy, a jeszcze inni rapują, śpiewają i nieźle kręcą płytami!

- Skąd ty masz tyle newsów co? - spytałem.

- A... nie ważne, i tak nie wytrwają tu długo - odparł wymijająco Boo Boo.

Westchnąłem z żalem.

Przez resztę drogi podśmiewywaliśmy się z naiwnych białoskórych, których musiało tu sprowadzić coś paskudnego. Gorzej trafić nie mogli. Biali to straszni rasiści, a my - czarnoskórzy, nauczyliśmy się traktować ich podobnie. Choć ja osobiście jestem bardzo tolerancyjny i pokojowo nastawiony do świata. Wyjątkami byli tylko niemieccy gliniarze. Ale o tym później.

Siedziałem w pokoju około 21 i rozważałem czy iść czy nie iść. Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami i pierwsze krzyki rodziców. Robili to codziennie. Tata wracał z pracy i się zaczynało. Ostatnio matka rozbiła mu na głowie wazon. Zastanawiam się czy to może nie jakiś fetysz, bo jeszcze ich coś przy sobie trzyma, a to na pewno nie ja. W tej minucie byłem już zdecydowany - Idę.

Alien in the operaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz