7. Mój drugi stopień do opery

60 8 0
                                    


Kręciliśmy się około godziny po ciemnych ulicach, nie chcąc wracać do domów w takim stanie.

- Co myślicie o tym całym Flashu? - spytał ospale Ra Ra.

- Dziwny jakiś... - odparł ledwo żywy Boo.

- A ta jego kredka to jakaś lipa - dodałem.

Powieki ciążyły mi niemiłosiernie. Jedyną rzeczą powstrzymującą mnie przed zaśnięciem oparty o jakąś ścianę w bocznej uliczce, była wizja obudzenia się tam nad ranem.

- Dobra chłopaki, ja spadam - Boo objął nas ramionami, poklepał po plecach i oddalił się w stronę swojego mieszkania. Idąc ramię w ramię z Ra Ra zbliżaliśmy się powoli do mojej kamienicy. Tuż przed budynkiem odwróciłem się do kolegi.

- Co sobie myślisz? - spytałem.

- O czym, Dizzee? - Zmarszczył brwi nie rozumiejąc.

- O mnie - wytłumaczyłem rozkładając ręce, jakby to było oczywiste.

- Lubię cię. Jesteś cholernie utalentowany - odparł kolega szczerze. Z pewnością nie usłyszałbym tego od niego, gdybyśmy nie byli teraz na haju. - Robisz pięęękne graffiti, tylko ten białas... - chwycił mnie za ramiona, spojrzał głęboko w oczy i ściągnął brwi.

- Thor?

- Aha. Mam wrażenie, że wolisz go ode mnie. Od nas wszystkich. Niby jesteś z nami, ale jakiś taki nieobecny - wyznał ze smutkiem, patrząc mi w oczy.

Pokręciłem powoli na boki głową, która zdawała się być za ciężka by utrzymać ją w pionie.

- Przyznaj Dizz, lubisz go bardziej.

- Nie... To co jest między mną a nim, to coś, czego wy byście nigdy nie zrozumieli.

Ra Ra niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno.

- Wiem Dizzee, wiem - kolega pogłaskał mnie po plecach. - Ty zawsze byłeś inny.

Otworzyłem szerzej oczy. Dym powoli ulatniał mi się z głowy, ale koledze chyba ciut wolniej.

Czułem, że jeżeli przez jeszcze choćby chwilę tak sobie postoimy, to zaśniemy na stojąco. Poklepałem więc kolegę po plecach i wysunąłem się z jego objęć.

- Do jutra Ra Ra - pożegnałem się.

- Do zobaczenia Dizz - odpowiedział z uśmiechem i oddalił się powolnym krokiem, znikając w mroku ciemnej ulicy.

Po wejściu do mieszkania przeżyłem szok. Rodzice zamiast naskoczyć na mnie z krzykiem, a tego właśnie się po nich spodziewałem, przywitali mnie smaczną kolacją. Usiedliśmy razem do stołu i zjedliśmy ją wspólnie. I choć mama nie jest najlepszą kucharką, to tym razem się postarała. Zrobiła na prawdę przyzwoite naleśniki.

- Marcus, bardzo przepraszamy cię za nasze agresywne wobec ciebie zachowanie. Mieliśmy z mamą problemy i mocno się to na tobie odbiło - wyznał z żalem ojciec.

Pokiwałem głową przeżuwając nieco gumiaste ciasto naleśnika.

- Musisz nam jednak obiecać, że przestaniesz nocować poza domem. Nie masz jeszcze nawet 17 lat. Mama i ja zamartwiamy się na śmierć, gdy nie wiemy co się z tobą dzieje. Przecież dobrze wiesz, że ulice Bronxu nocą to nie jest odpowiednie miejsce dla dzieci.

Znów pokiwałem głową. Miał oczywiście rację.

- Dobrze, mogę wracać do domu przed 12. Zgoda?

Alien in the operaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz