11. Dupek

57 7 0
                                    


Przez kolejne dni wszyscy byli w rozsypce. Ja, bo nie mogłem nigdzie znaleźć Thora. Shao, bo mu spłonął dom. Zeke, bo współczuł Shaolinowi. Boo, bo Carmelita odrzuciła jego zaloty. Oraz Ra Ra, gdyż premiera Mars Warsów została przesunięta na 1978.

W ostateczności udałem się nawet na ławeczkę grafficiarzy. To takie miejsce, gdzie przesiaduje elita malarzy Bronxu. Znam kilku z nich, ale wolę z nimi nie malować. Są strasznie napuszeni. No i mają świra na punkcie Herculoidów. Ugh.

- Siema Rumi! - przywitał się Crash, jeden z tych, których znałem.

- Siema Crash! - odparłem, podając mu rękę.

- Dawno cię tu nie było - biały koleżka przekręcił daszek czapki na bok i zeskoczył z ławki, podchodząc do mnie. Uścisnął moją rękę i uśmiechnął się szeroko.

- Widziałeś Thora? - spytałem, chcąc jak najszybciej stąd zniknąć.

- Nie, stary. Już od kilku dni tu nie zawitał. A przychodził, przychodził. Fajny z niego gość - wyznał kiwając głową.

- Okay. A nie masz pojęcia gdzie może być?

Kolega pokręcił głową ze skruszoną miną.

- Gdy raz znikniesz, znikasz już zawsze! - krzyknął z ławki Butch, w swoich śmiesznych okularach.

- Racja - odparłem smętnie. - No nic... Miło było, ale muszę spadać...

- Narka! - pożegnał się Crash.

- Pozdrów go, jak go znajdziesz! - dodał Butch.

- Tak zrobię.

Jakąś godzinkę później zawitałem do Ra Ra. Chciałem sprawdzić jeszcze jedno miejsce, ale nie miałem odwagi sam tam pójść. Miałem nadzieję, że kolega mnie wspomoże i pójdzie ze mną. Niestety był u niego Boo Boo.

- Co tam? - spytał Ra, podając mi oranżadę z półki sklepowej. Boo siedział na ladzie, wymachując swoimi krótkimi nogami i słuchając czegoś na słuchawkach, podłączonych do radia.

- Mam problem... - wyznałem.

- No widzę. Ale cóż to za problem?

Spojrzałem podejrzliwie na Boo, ale ten był zajęty mruczenie jakiejś piosenki. Podszedłem do Ra i mówiłem ściszonym głosem.

- Pójdziesz ze mną do magazynów?

- Odbiło ci?! Tam jest niebezpiecznie. Po co chcesz tam leźć?

- Od kilku dni nie mogę kogoś znaleźć, a on może być właśnie tam - wyznałem.

Kolega zmarszczył brwi i patrzył na mnie nie dowierzając.

- Nie będę narażał życia dla twojego białego kochasia - powiedział zezłoszczony.

- On nie jest moim...

- Przestań, Dizz. Po prostu przestań - przerwał mi i odsunął się, zaczynając układać na półce paczki ryżu.

- Proszę. Zrobię wszystko. Dam ci co zechcesz - próbowałem go przekonać.

- Wszystko? - odwrócił się zaciekawiony.

Pokiwałem energicznie głową.

- Okay - odparł bez namysłu i przeskoczył ladę. - Boo, siedź tu i pilnuj sklepu...

Boo zdjął słuchawki. Naburmuszył się i rzucił nimi o ziemię.

- Co ty odwalasz? To drogi sprzęt...

Alien in the operaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz