1 | Vesper

2.1K 97 88
                                    


Otwieram oczy. Czuję, jak serce wali mi w piersi. Ten koszmar wciąż do mnie wraca. Czasami znika na jakiś czas, ale prędzej czy później znowu sprawia, że budzę się zlana potem, drżąca, ze łzami w oczach. Tak przerażona, że potrzebuję godziny na uspokojenie się.

Nie wiem, ile czasu mija, ale tym razem szybciej udaje mi się opanować, z uwagi na to, że obudziłam się w połowie sennej mary. Dodatkowo motywuje mnie obecność mężczyzny śpiącego obok mnie. Czuję się nieco bezpieczniej, ale jednocześnie oddycham z ulgą, że go nie obudziłam. Rzadko pozwalam mu u siebie nocować właśnie ze względu na powracające koszmary.

Moje usta same rozciągają się w uśmiechu, widząc znajome rysy twarzy, rozchylone usta, czoło, które nie marszczy się tak, jak zwykle. Kiedy chrapie, uśmiecham się jeszcze szerzej.

Całuję Simona delikatnie w policzek i z lekkim żalem opuszczam jego objęcia. Jednocześnie jest to ucieczka przed myśleniem o rzeczach, których nie powinnam wspominać.

Idąc do kuchni zdejmuję z nadgarstka gumkę i wiążę szybko włosy. Już po chwili przyzwyczajam się do delikatnego chłodu panującego w mieszkaniu. Grzeję w czajniku wodę i zajmuję się wyciąganiem potrzebnych produktów.

Do jednego z większych kubków wrzucam torebkę z malinową herbatą, a do drugiego wsypuję rozpuszczalną kawę. Zabieram się za robienie śniadania, podczas którego co chwilę upijam łyk herbaty, jednak moje spokojne przygotowania nie trwają długo.

— Hej, kochanie. — Słyszę cichy głos przy uchu, a silne ramiona obejmują mnie od tyłu w pasie.

— Hej. — Uśmiecham się i odkładam nóż, którym smarowałam kanapki.

Simon całuje mnie w szyję, przenosi ręce na moje biodra i zaczyna sunąć nimi wolno w dół. Wstrzymuję oddech, powstrzymując się od zachęcenia go do dalszych pieszczot.

Nie teraz.

— Robię śniadanie! — protestuję słabo, odsuwając się.

— Trzeba nie kręcić się przy mnie na pół nago — rzuca i klepie mnie w tyłek, na co podskakuję zaskoczona.

— Ja przynajmniej zajmuję się czymś pożytecznym.  Idź się ubierz! — Z rozbawieniem daję mu kuksańca w bok.

— Dobra, dobra. Już idę, marudo.

Po chwili słyszę oddalające się kroki.

Kiedy kończę robić śniadanie idę do pokoju i ubieram spodenki, by nie paradować w samej koszulce i majtkach. Rozczesuję moje lekko falowane włosy, które często sprawiają problemy i nie układają się tak, jak powinny, dlatego nie pozwalam im rosnąć dalej niż do ramion.

— Naprawdę nie rozumiem, dlaczego zrobiłaś sobie rok przerwy — odzywa się Simon przy stole.

Ostatnio często to powtarza, jakby miało to coś zmienić. Nie może się pogodzić z faktem, że nie poszłam na studia. Zresztą nie tylko on, ale też moja matka. Zwłaszcza ona.

Stwierdziłam, że tak będzie lepiej, ale nikt nie pochwalił mojej decyzji, kiedy potrzebowałam wsparcia. Nikt nie powiedział "To twoja decyzja i tak będę cię wspierać ", w zamian za to usłyszałam  "Oszalałaś?! Pewnie już nigdy nie pójdziesz na studia" i „Jeszcze będziesz tego żałować".

Moja matka pragnęła, żebym się kształciła i została prawnikiem albo lekarzem — kimś, kto budzi respekt i zarabia dużo pieniędzy. Chciałam iść w kierunku fotografii, ale wszyscy by mnie wyśmiali. Kiedy komuś o tym mówiłam, spotykałam się jedynie z pobłażliwym spojrzeniem i komentarzem, że to pewnie chwilowe widzimisię. Nawet Simon, na którego wsparcie najbardziej liczyłam, stwierdził, że to wymysł. Dlatego przestałam komukolwiek mówić o tym, co chciałabym robić w życiu. Bo... może mają rację. Może rzeczywiście to minie i sama będę się śmiać z własnej głupoty.

Skarbie, nie potrafię inaczej | gxg ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz