- W jaki sposób mam się odegrać? - Spytałem zdezorientowany.
- Musimy go pobić. - Oznajmił rudowłosy, całkiem poważnie.
- Zwiariowałeś?! - Krzyknąłem, bo ja i pobicie kogokolwiek? To nie idzie ze sobą w parze.
- Może i tak, ale zważając na to, że doprowadza cię do takiego stanu i zastrasza, lepiej coś z tym zrobić zanim będzie za późno. Trwa to dwa lata, nie masz dosyć?
Nie mogłem zaprzeczyć w tej kwestii. Liceum zawsze będzie mi to przypominać o krzywdach wyrządzonych przez Quentina.
- Nie chcę się bić. Poza tym nie umiem. Załatwmy to inaczej, ja załatwie to inaczej.
- Jak niby? Słuchaj, nauczę cię, zrobię wszystko byle tylko poniósł konsekwencje. - Jak zwykle Archie był zdeterminowany, a ja przerażony tym pomysłem.
To nie pierwszy raz kiedy on chcę wziąć sprawy w swoje ręcę. Ale ja po prostu się boję, a on nie powinien robić czegoś za mnie.
- To nie jest najlepszy pomysł. - Powiedziałem cicho.
- Nie możemy tego tak zostawić, Jug . Już dość tego! Pomyśl, jeśli się nie nauczy, nie da ci spokoju. - Wziął głęboki oddech, ponieważ wszystko powiedział na jednym tchu, po czym dodał. - Dobra, zrobisz jak uważasz. Idę, cześć.- Gdy już się uspokoił ruszył w stronę swojego domu po przeciwnej stronie, co zrobiłem i ja. Miałem wrażenie, że mój przyjaciel jest zawiedziony tym, że nie chcę zmienić swojego zdania.
Ale co ja mogłem zrobić? Nie jestem taki.
Westchnąłem cicho i udałem się na swoją posiadłość. Odkluczyłem drzwi i wszedłem do środka.
Forsythe, mój ojciec, przebywał w biurze, dlatego w domu nikogo poza mną nie było.
Przyzwyczaiłem się do takich sytuacji, a z racji tego,że chcę pobyć sam to odpowiadało mi to.Dzisiejszy dzień był tym jednym z okropnych. Przez tą bójkę oraz rozmowę z Archiem zdałem sobie sprawę, że nadal nic się nie zmieniło.
Nie umiem zacząć żyć normalnie. Nie umiem radzić sobie z problemami. A już myślałem, że pomoc ze strony Samanthy coś dała, a tu okazuję się, że chyba się pomyliłem.Chociaż mój przyjaciel miał rację co do tej zemsty to ja za bardzo obawiałem się grożących skutków. Nie mamy szans z bandą najpopularniejszych osób, którzy z racji tego, że są w drużynie futbolowej mają pewne przywileje u dyrektora. Przynajmniej ja tak myślę.
Rozpłaszczyłem się w korytarzu i rzuciłem torbę w kąt.
Przez ten ból i emocję chciałem zrobić jedną rzecz, która oczywiście w moim przekonaniu miałaby mi pomóc. Tak więc udałem się do łazienki, a tam podwinąłem rękaw mojego swetra. Następnie wyjąłem żyletkę z szuflady, którą przystawiłem do nagiego nadgarstka. Odrobina bólu powinna mnie uspokoić po tych wszystkich zmartwieniach, ale i po całokształcie dnia. Gdy pojedyncze krople krwi zaczęły rozchodzić się po mojej ręcę, poczułem nieprzyjemny ucisk w sercu. Zdałem sobie sprawę, że przecież nie tego chciała Sam. Chciała mi pomóc, a co ja teraz robię?Rzuciłem ostrze, a to spadło na ziemie z cichym traskiem. Zacisnąłem oczy, opierając się o ściane, aby się uspokoić. Nie mogłem do tego dopuścić, miałem nie myśleć o takich rzeczach. Już nie.
Gdy już emocje trochę opadły, przemyłem ranę i owinąłem ją sobie bandażem.
Będę musiał i tak zakryć ją jakąś bandaną lub rękawem, aby nikt tego nie zauważył. I po co ja to zrobiłem?
Kiedyś zdarzało mi się zaciąć, ale teraz to było niedopuszczalne.Przed wyjściem odwinąłem bluzkę i zerknąłem ma mój brzuch. Siniaki nie były najgorsze, ale nadal bolały.
Wyszedłem z łazienki i udałem się do pokoju.
Musiałem odpocząć od tego wszystkiego, tak więc rzuciłem się na łóżko, i po jakimś czasie usnąłem.
CZYTASZ
(un)happy | Jughead Jones *KOREKTA*
FanfictionJughead Jones chcę odebrać swoje, w jego przekonaniu, nic niewarte życie. Jego problemy zaczęły go przytłaczać, a on sam nie umie sobie z nimi poradzić. W ostatniej chwili jednak ratuje go pewna studentka, która odradza mu ten czyn i oferuje pomoc...