10.

1.1K 80 14
                                    

- W jaki sposób mam się odegrać? - Spytałem zdezorientowany.

- Musimy go pobić. - Oznajmił rudowłosy, całkiem poważnie.

- Zwiariowałeś?! - Krzyknąłem, bo ja i pobicie kogokolwiek? To nie idzie ze sobą w parze.

- Może i tak, ale zważając na to, że doprowadza cię do takiego stanu i zastrasza, lepiej coś z tym zrobić zanim będzie za późno. Trwa to dwa lata, nie masz dosyć?

Nie mogłem zaprzeczyć w tej kwestii. Liceum zawsze będzie mi to przypominać o krzywdach wyrządzonych przez Quentina.

- Nie chcę się bić. Poza tym nie umiem. Załatwmy to inaczej, ja załatwie to inaczej.

- Jak niby? Słuchaj, nauczę cię, zrobię wszystko byle tylko poniósł konsekwencje. - Jak zwykle Archie był zdeterminowany, a ja przerażony tym pomysłem.

To nie pierwszy raz kiedy on chcę wziąć sprawy w swoje ręcę. Ale ja po prostu się boję, a on nie powinien robić czegoś za mnie.

- To nie jest najlepszy pomysł. - Powiedziałem cicho.

- Nie możemy tego tak zostawić, Jug . Już dość tego! Pomyśl, jeśli się nie nauczy, nie da ci spokoju. - Wziął głęboki oddech, ponieważ wszystko powiedział na jednym tchu, po czym dodał. - Dobra, zrobisz jak uważasz. Idę, cześć.- Gdy już się uspokoił ruszył w stronę swojego domu po przeciwnej stronie, co zrobiłem i ja. Miałem wrażenie, że mój przyjaciel jest zawiedziony tym, że nie chcę zmienić swojego zdania.

Ale co ja mogłem zrobić? Nie jestem taki.

Westchnąłem cicho i udałem się na swoją posiadłość. Odkluczyłem drzwi i wszedłem do środka.

Forsythe, mój ojciec, przebywał w biurze, dlatego w domu nikogo poza mną nie było.
Przyzwyczaiłem się do takich sytuacji, a z racji tego,że chcę pobyć sam to odpowiadało mi to.

Dzisiejszy dzień był tym jednym z okropnych. Przez tą bójkę oraz rozmowę z Archiem zdałem sobie sprawę, że nadal nic się nie zmieniło.
Nie umiem zacząć żyć normalnie. Nie umiem radzić sobie z problemami. A już myślałem, że pomoc ze strony Samanthy coś dała, a tu okazuję się, że chyba się pomyliłem.

Chociaż mój przyjaciel miał rację co do tej zemsty to ja za bardzo obawiałem się grożących skutków. Nie mamy szans z bandą najpopularniejszych osób, którzy z racji tego, że są w drużynie futbolowej mają pewne przywileje u dyrektora. Przynajmniej ja tak myślę.

Rozpłaszczyłem się w korytarzu i rzuciłem torbę w kąt.
Przez ten ból i emocję chciałem zrobić jedną rzecz, która oczywiście w moim przekonaniu miałaby mi pomóc. Tak więc udałem się do łazienki, a tam podwinąłem rękaw mojego swetra. Następnie wyjąłem żyletkę z szuflady, którą przystawiłem do nagiego nadgarstka. Odrobina bólu powinna mnie uspokoić po tych wszystkich zmartwieniach, ale i po całokształcie dnia. Gdy pojedyncze krople krwi zaczęły rozchodzić się po mojej ręcę, poczułem nieprzyjemny ucisk w sercu. Zdałem sobie sprawę, że przecież nie tego chciała Sam. Chciała mi pomóc, a co ja teraz robię?

Rzuciłem ostrze, a to spadło na ziemie z cichym traskiem. Zacisnąłem oczy, opierając się o ściane, aby się uspokoić. Nie mogłem do tego dopuścić, miałem nie myśleć o takich rzeczach. Już nie.

Gdy już emocje trochę opadły, przemyłem ranę i owinąłem ją sobie bandażem.
Będę musiał i tak zakryć ją jakąś bandaną lub rękawem, aby nikt tego nie zauważył. I po co ja to zrobiłem?
Kiedyś zdarzało mi się zaciąć, ale teraz to było niedopuszczalne.

Przed wyjściem odwinąłem bluzkę i zerknąłem ma mój brzuch. Siniaki nie były najgorsze, ale nadal bolały.
Wyszedłem z łazienki i udałem się do pokoju.
Musiałem odpocząć od tego wszystkiego, tak więc rzuciłem się na łóżko, i po jakimś czasie usnąłem.

(un)happy | Jughead Jones *KOREKTA*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz