- Jestem pod wrażeniem, pierwszy raz punktualnie Jones. - Przywitał się, oczywiście po swojemu, Archie.
- No widzisz Andrews, tego się nie spodziewałeś. - Powiedziałem dumnie, gdy tym razem szliśmy na piechotę do szkoły.
W drodze zdałem mu relację z wczorajszego wieczoru u Samanthy i opowiedziałem, co powiedział mi tata, ale okazało się być to po prostu nieprawdą powiedzianą po alkoholu. Powinienem już wiedzieć, że to, co mój ojciec mówi będąc w stanie nietrzeźwości to tylko bzdury. Ale mimo wszystko nimi się przejmuje.
Czym ja się nie przejmuje na tym świecie?
- A jak myślisz, twoja mama mogłaby kiedyś wrócić? - Spytał, gdy skończyłem mu o wszystkim opowiadać. Ostatnio mówie mu już o wszystkim, a nie jak wcześniej, wymiajając wiele spraw. To nie było zbyt uczciwe, zważając na to, że przyjaźnimy się od dzieciństwa. Ale ostatni okres mojego życia z wiadomych przyczyn nie należał do najlepszych.
- Gdyby chciała, kto wie? Tylko tak jak mój tata powiedział, przyjechałaby tylko po to, aby się z nim rozwieźć. - Odpowiedziałem, wzdychając.
- Zdradził twoją mamę, dziwisz się?
- Wcale się nie dziwię.
Ale czemu mnie również nie zabrała z tego domu? Zostawiła z ojcem, który z początku w ogóle nie patrzył na mnie, na to jak się czuję. Nie rozmawialiśmy, gdy tego potrzebowałem. Czy teraz jest lepiej? Można tak powiedzieć, ale ile to jeszcze potrwa?
Te pytania zostawiłem oczywiście dla siebie. Nie chcę pokazać Archiemu, że nadal mam żal do mojej matki, do obojga rodziców.
- A z Samanthą to jak, jesteście razem czy nie? - Dopytywał, wyraźnie zaciekawiony.
- Nie jesteśmy, ale nie umiem nawet sprecyzować w jakim położeniu jesteśmy. To trudne. - Wyznałem, bo tak naprawdę to znamy się krótko i zbyt szybko zrobiłem ten pierwszy krok. Czasu nie cofnę, a gdybym mógł, to nie wiem czy bym chciał coś zmienić.
- Spytaj jej, ja bym tak zrobił. Spotkajcie się i pogadajcie. - Zaproponował i w sumie to nie był zły pomysł.
- Chyba tak będzie najlepiej. - Odpowiedziałem i razem weszliśmy na korytarz szkolny.
***
W szkole nie było najgorzej. Napisałem artykuł z pomocą Betty, kartkówkę z historii napisałem dość dobrze, a Monroe unikał mnie jak powietrza, co mi odpowiadało, więc nie narzekałem. Gdyby pozbycie się go było tak łatwe, to już na samym początku mogłem po prostu pobić. Ale nie, byłem bojącym się nastolatkiem, który pozwalał siebie zastraszać.
Wracając ze szkoły samotnie, bo Archie znowu miał próbę, przemyślałem sprawę i zdecydowałem spytać Samanthę o spotkanie. Wydaję mi się, że będzie miała czas, ponieważ wykłady ma w weekendy. Magia studiów zaocznych. Z tego, co mi mówiła, praktyki skończyła pare dni temu, więc nie będę widywać jej w szkole, co mnie trochę przygnębiło.
Wszedłem do otwartego domu(do czego się przyzwyczaiłem) i ściągnąłem kurtkę oraz buty, a następnie udałem się w stronę kuchni.
- Cześć synu, siadaj, zaraz nałożę ci obiad. - Powiedział stojąc przy kuchencę i uśmiechając się.
Nie żebym był zdziwiony obecnością taty w mieszkaniu, sam mówił, że robi sobie wolne, no ale żeby gotował? Tego to kompletnie się nie spodziewałem. Żyjąc przez parę miesięcy na fast foodach i swojej kuchni ten fakt jest trochę zadziwiający. A jeszcze bardziej zadziwia mnie fakt, że jest w domu od rana.
Zrobiłem to, o co prosił i po jakimś czasie razem siedzieliśmy, jedząc w ciszy naprzeciw siebie.
- Jak dzisiaj było w szkole, hm? - Spytał, wycierając sos z kącików ust. Dzisiaj rano też mnie o to zapytał, dziwne.
CZYTASZ
(un)happy | Jughead Jones *KOREKTA*
FanfictionJughead Jones chcę odebrać swoje, w jego przekonaniu, nic niewarte życie. Jego problemy zaczęły go przytłaczać, a on sam nie umie sobie z nimi poradzić. W ostatniej chwili jednak ratuje go pewna studentka, która odradza mu ten czyn i oferuje pomoc...