Rozdział 34

229 8 5
                                    

-Wesołe miasteczko! Naprawdę!?

-Tak. I możemy iść na co tylko chcesz -powiedział Helen, pokazując dwa złote żetony. -To co pierwsze?

-Wata cukrowaaaaa! -Może i była to odpowiedź na pytanie, ale na pewno całkowicie przypadkowa. Rzuciłam się jak najszybciej do stoiska z watą, ciągnąc za sobą Bloody'iego.

-Dwie mega, poproszę.

-Dla panienki jaki smak?

Rozejrzałam się po pudełkach z cukrem i nie wiem jak oni to zrobili, ale na pewno wezmę:

-Gumę Balonową.

-A dla pana?

-To samo.

Gdy dostaliśmy swoje waty, po czym je zjedliśmy, zdecydowałam, że zaszaleję i pójdziemy na Rollercoaster. Gdy usiedliśmy na miejscach poczułam strach. Wiecie co? Hahaha.. Mam lęk wysokości. Jak faaajnieee. No ciekawie to nie będzie jak na niego zwymiotuje.

*Po przejażdżce*

-Następnym razem, błagam, nie piszcz mi tak do ucha. Co się z Tobą w ogóle działo?

-Eee..jaa... Widziałam kota! Tak widziałam kota. -Szybko coś zmyśliłam.

-Masz lęk wysokości zgadłem?

-Nieeeee, no coś ty, jaaa? -Spojrzał na mnie poważnie. -No dobra, masz rację.

-To po co chciałaś iść na Rollercoaster?

-Po prostu tak spróbować -wzruszyłam ramionami.

-Ehhh no dobra. Co teraz?

-Wygrasz mi tą dużą czarną panterę? Prooooszę. -Przeciągnęłam samogłoskę.

-Po co? -Zamiast odpowiedzieć zrobiłam moje specjalne oczka. -No dobrze dla Ciebie wszystko-pocałował mnie w czoło, po czym poprosił o piłki. Dwoma pierwszymi chybił, została mu jedna... Nie wiem jak on to zrobił, ale zbił wszystkie jedną piłeczką! Nawet ziomkowi opadła szczęka!

-Może sobie pan wybrać coś z nagród głównych.

-Poproszę tę dużą czarną panterę.

-Proszę bardzo. -Facet ze stoiska podał pluszaka Painterowi, a ten- mi.

-Gdzie teraz, Kociaku?

-Nie mów tak do mnie plis. -Na serio nie lubiłam, gdy ktoś tak na mnie mówił.

-Dobra, dobra Księżniczko -mrugnął i posłał mi buziaka. On jest jakimś demonem czy robi mi na złość? Logiczne, że ta druga opcja. Mój kochany idiota.

-Hmpfr, mam się fochnąć?

-Oj no żartowałem -odwróciłam się do niego plecami. -Kochanie -jeszcze chwila, a wybuchnę śmiechem. -Miisiuu...

-Hahahhaha przecież wiesz, że nie umiem być na Ciebie zła za długo. Wracając do tematu, może ty coś zapronujesz? Zaraz będzie zachód słońca... -Dodałam szeptem.

-Może do parku?

-Dobra.

Do parku było na prawdę blisko. Gdy byliśmy na miejscu, usiedliśmy na jedną z ławek i chwilę pogadaliśmy. Potem Bloody powiedział, żebym poczekała tam chwilę na niego bo musiał gdzieś iść. Pomijając to, że lekko się zaniepokoiłam, poczekałam, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Po chwili przyszedł z (na prawdę dużym) bukietem różowych róż, przewiązanych zieloną wstążką. Podszedł do mnie uklęknął, a ja usiadłam, bo nagle zrobiło mi się słabo, zaś słońce zaczęło zachodzić.

-Natalio, wiem, że nie jestem najlepszy w takich przemówieniach, ale chcę żebyś wiedziała, iż bardzo Cię kocham. Może i się kłócimy, ale zawsze się pogodzimy. Wiem o Tobie wiele rzeczy, ale nadal nie wszystko. Sprawiasz, że mogę być szczęśliwy i tylko dzięki Tobie- i z Tobą -jestem. Przepraszam, że nasze początki poznania nie były najlepsze, -ściszył głos -zwłaszcza wtedy, gdy walnąłem Cię patelnią, ekhem -odchrząknął. -Przepraszam również za te wszystkie żelki, które zjadłem bez twojego pozwolenia. Przechodząc do rzeczy...Kocham Cię Natalio i czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? -Wyciągnął do mnie pudełko z pierścionkiem.

-Ja... Helen... Ja...

**********

Opowie "tak"? A może "nie"? Z wielką przykrością stwierdzam, że to ostatni rozdział. W epilogu wszystko się okaże...


Moje życie i moi znajomi //Creepypasty 1&2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz