Rozdział #25

117 9 0
                                    

Zeszliśmy na śniadanie i usiedliśmy przy stole. Tym razem mężczyźni poszli z dziećmi, a kobiety siedziały przy stole pilnując miejsca. Gdy chłopaki wrócili, my poszłyśmy nałożyć sobie posiłek. Postawiłam na ubogie śniadanie. Do miski nasypałam sobie płatków kukurydzianych, które zalałam mlekiem. Zrobiłam sobie kawę i do wysokiej szklanki nalałam sok pomarańczowy. Wróciłam do stołu i zaczęłam powoli jeść.

-Co ty tak biedne masz te śniadanie? -zapytał Oliver.

-Nie jestem za bardzo głodna, ale śniadanie jakieś trzeba zjeść. -uśmiechnęłam się i wzięłam do ust łyżkę z płatkami.

-To prawda. -odezwał się Christoph. -Śniadanie trzeba zjeść.

-Kiedy gracie koncert? -zapytała Doty siadając do stołu z talerzem parówek.

-Dzisiaj. Jutro dzień wolny, a po pojutrze wyjazd do kolejnego miasta. -westchnął Christian.

-Tak to my jeszcze Polski nie zwiedzaliśmy. -zaśmiał się Paul.

Uśmiechnęłam się na wypowiedź mojego przyjaciela i pokręciłam rozbawiona głową. Chłopaki kończyli już jeść, a dzieci były w połowie. Wszystkie kobiety miały jeszcze pełne talerze lub miski.

Po zjedzonym śniadaniu wróciliśmy do pokoju i spakowaliśmy ostatnie rzeczy do walizek. Razem z Richard'em i Natalie sprawdziłam wszystkie szafki, szuflady i szafy. Poprawiłam łóżka i w miarę po nas ogarnęłam. Niby nie nabrudziliśmy, ale przetrzeć tu i tam by się przydało.

Cała nasza trójka wzięła walizki i wyszliśmy z pokoju. Zeszliśmy do recepcji, po czym wymeldowaliśmy się i oddaliśmy klucze. Wyszliśmy z hotelu i podeszliśmy do auta. Zapakowaliśmy walizki i czekaliśmy przy aucie na reszt naszej paczki.

Gdy wszyscy staliśmy już przy autach Till nastawił nawigację i mogliśmy już jechać. Ja jechałam z Richard'em, Doty z Till'em, Christian z Jenny, Christoph z Ulrike, Oliver z Marią, a Lucy, jej synek, moja córka i córka mojej przyjaciółki jechali z Paulem. Muszę przyznać, że mój przyjaciel będzie miał wesoło podczas jazdy. Niby to tylko godzina jazdy, ale z tymi dziećmi nigdy nic nie wiadomo.

Zapięłam pasy, a Richard ruszył z hotelowego parkingu. Włączyliśmy się do ruchu i ruszyliśmy do hotelu w Sopocie. Gdynia jest bardzo ładnym miastem. Co prawda nie byliśmy nad polskim morzem, ale i jestem zadowolona z tego, że tu byłam. Świeże powietrze. Morska bryza, pyszne jedzenie, dobra czekolada, kawa i mili ludzie.

-Znowu zamyślona? -usłyszałam głos mojego chłopaka.

-Tak. -zaśmiałam się. -Myślałam o pobycie w Gdyni.

-I jak? -zapytał i zerknął na mnie na ułamek sekundy.

-Cudowne miasto. Kiedyś wybiorę się tu jeszcze. -powiedziałam z uśmiechem patrząc przez przednią szybę.

-Z chęcią znowu cię tu zabiorę. -uśmiechnął się.

-Pojadę bez twojej wiedzy. -pokazałam mu język lekko rozbawiona.

-Szalona z ciebie kobieta. -uśmiechnął się i lekko pokręcił głową rozbawiony.

-Jedź nie gadaj. -zaśmiałam się i oparłam głowę o szybę.

Richie parsknął śmiechem, ale już się nie odezwał. Jechaliśmy spokojnie za Till'em na drugim miejscu w naszej koncertowej kolumnie.

***

-Piękny pokój. -powiedziałam z uśmiechem rozglądając się po pokoju.

-Mamuś. -usłyszałam Natalie. -Dlaczego Jackob nie pojechał ze swoim tatą na koncert?

Siostra z przypadkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz