Rozdział #33

84 4 0
                                    

Otworzyłam drzwi balkonowe i wypuściłam psiaki. Odeszłam od uchylonych drzwiach i stanęłam w kuchni z dziewczynami. Jak zwykle szłyśmy do pracy na 5 i nikt nie zdąży się z nami pożegnać. Jest to trochę uciążliwe, bo ja i Natalie prawie w ogóle się nie widzimy. Czego kompletnie nienawidzę. Gdy ja idę do pracy Natalie śpi, a gdy wracam z pracy Natalie też śpi. Niby wracam po 20, ale nie zawsze. Czasami coś mi się tam przedłuży albo będę musiała przeprowadzić operacje. Najzabawniejsze jest to, że nasza klinika czynna jest 24/7. Czasami nawet i w sobotę i niedzielę pracuję. Gdy mieszkałam sama i nie miałam Natalie to było mi lepiej. Wiedziałam, że nikt na mnie nie czeka i nikt nie cierpi z powodu tego, że mnie nie widzi przez cały dzień i nie może ze mną porozmawiać ani się przytulić.

Till też ma problem. Doty ma problem. Lucy ma problem. Max ma problem. Taka praca jest na prawdę uciążliwa i czasami przeszkadza. Najgorsze jest to, że dzisiaj muszę się wyrwać z roboty, żeby pojechać na komisariat, gdy zadzwonią. Muszę powiedzieć i tyn szefowej i sekretarce, żeby wysłała do moich pacjentów do Doty i Lucy. Melissa jest w ciąży i nie chcę dokładać jej jeszcze moich pacjentów. I tak każda z nas ma sporo zajęć na głowie w pracy. A to operacja, a to wypełnić karty, a to pacjenci, a to jakieś interwencje, a to jakieś nagłe wypadki. Nikt nie mówił, że praca weterynarza w takiej klinice jest łatwa, no ale bez przesady z tym wszystkim. Człowiek haruje tam jak zwierze i nawet z rodziną się nie widzi. Jednak najgorzej to ma chyba szefowa. Ona to w ogóle prawie nie śpi, a z rodziną to nie wiem czy się widuję. Zawsze jak idę do pracy albo z niej wychodzę to szefowa jest w swoim gabinecie i papiery uzupełnia. Nie znudziło jej się to jeszcze?

Po wypiciu kawy i zjedzeniu śniadania razem z moimi przyjaciółkami pojechałyśmy do pracy jadąc tym razem autem Doty. Dziewczyna też miała terenowe auto, ale ona miała Forda Rangera. Muszę się przyznać, że to auto też mi się podoba.

Blondynka zaparkowała na swoim miejscu i we trzy wysiadłyśmy z auta. Weszłyśmy do kliniki i przywitałyśmy się z sekretarką. Każda z nas wzięła swoje papiery i rozdzieliłyśmy się do swoich gabinetów.

Zdjęłam bluzę, po czym założyłam fartuszek. Od razu wyszłam ze swojego gabinetu i poszłam do szefowej. Zapukałam do jej gabinetu i gdy mi powaliła weszłam do pomieszczenia.

-Co cię do mnie sprowadza Vitani? -zapytała z lekkim uśmiechem.

-Dzisiaj czekam na bardzo ważny telefon z komisariatu. Miałabym do pani taką prośbę, że jeżeli zadzwonią do mnie to musiałabym się zerwać z pracy. -powiedziałam szybko.

-A coś się stało? -zapytała i odłożyła papiery.

-Lucas. -westchnęłam.

-Oczywiście. -odchrząknęła nagle. -Gdy będziesz już wychodziła powiedz sekretarce, że o wszystkim wiem i powiedz, żeby przekierowała twoich najbliższych pacjentów do Doty i Lucy.

-Dziękuję pani. -uśmiechnęłam się.

-A mogłabyś jutro i w niedzielę przyjść do pracy na noc? -zapytała.

-Tak. -uśmiechnęłam się sztucznie.

-To świetnie. -powiedziała i wróciła do oglądania papierów. -Możesz już iść.

-Jeszcze raz dziękuję i do widzenia. -odezwałam się i wyszłam z jej gabinetu.

Wróciłam do swojego gabinetu i zaczęłam wypełniać różne karty i papiery. To wszystko zajęło mi kilka minut, bo do mojego gabinetu weszła Rose i powiedziała, że jestem potrzebna na bloku operacyjnym. Z cichym westchnięciem wstałam od biurka i poszłam za kobietą.

***

~Tak? -zapytałam.

~Pani Vitani Lindemann? -zapytał głos w telefonie.

~Tak. -odezwałam się.

~Jest pani proszona na komisariat w sprawie Lucasa Walkera. -powiedział mężczyzna po drugiej stronie.

~Oczywiście. -powiedziałam i zgarnęłam bluzę z wieszaka. ~Będę za niecałą godzinę.

~Oczywiście. -rozłączył się.

Wyszłam ze swojego gabinetu i zamknęłam go na klucz. Podeszłam do sekretarki i powiedziałam jej o tym o czym kazała mi powiedzieć szefowa. Kobieta pokiwała tylko głową i wpisała coś na komputerze. Pożegnałam się z nią i poszłam do gabinetu Doty.

***

Zapukałam do gabinetu, a gdy uzyskałam zgodę weszłam do środka. Usiadłam na krześle przed tym samym mężczyzną. Przywitałam się z nim i czekałam na wiadomości, które miał mi przekazać.

-Lucas Walker zostaje w psychiatryku do końca 2026 roku, a później trafia do więzienia na dożywocie tak jak postanowił sąd najwyższy. -powiedział, a ja wpatrywałam się w niego jak w wariata. -Ktoś z rodzina pana Walkera włamał się na jego telefon i powysyłał te wiadomości. Jeżeli chodzi o to jak do pani zadzwonił to ktoś po prostu podstawił głos pana Walkera. Staramy namierzyć się tego kogoś, ale to nie jest łatwe.

-Ten ktoś mi i mojej rodzinie grozi. -powiedziałam zrozpaczona. -Nie mogę pozwolić na to, żeby coś się komuś stało. -załkałam.

-Ja rozumiem panią. -odezwał się. -Robimy wszystko co w naszej mocy, żeby znaleźć tego kogoś.

-To proszę się pośpieszyć, bo nie chcę patrzeć na cierpienie moich bliskich. -powiedziałam, po czym wstałam i zdenerwowana wyszłam z jego gabinetu.

Wyszłam z budynku i wsiadłam do auta przyjaciółki. Odpaliłam je i z piskiem opon ruszyłam spod komisariatu.

Zaparkowałam na miejscu Doty, po czym wyszłam za auta i zamknęłam je, po czym wróciłam do pracy na początku oddając kluczyki mojej przyjaciółce.

Gdy zapytała jak przebiegła rozmowa powiedziałam to co przekazał mi policjant. Pominęłam oczywiście wzmiankę o mojej ostatniej wypowiedzi i wróciłam do swojego gabinetu.

Przyjęłam resztę swoich pacjentów i tak właśnie spędziłam resztę dnia w pracy. Zaglądałam też kilka razy do stada psów i doglądałam suk, które miały urodzić. Do tego odebrałam poród klaczy.

***

Wróciłam do domu na piechotę. Musiałam wszystko przemyśleć. Wiem, że nie powinnam wybierać się na spacery, gdy jest ciemno i, gdy policja nie namierzyła tego kogoś kto chce mnie i moją rodzinę skrzywdzić, ale nie mogłam się powstrzymać i nie pójść.

Do domu wróciłam około 21. Oczywiście mój brat i Richard o wszystkim już wiedzieli. Ochrzanili mnie, ale ja nic nie mówiąc po prostu poszłam do swojego pokoju.

Wzięłam prysznic i przebrałam się  w piżamę i wyciągnęłam z szafy poduszkę i koc. Zeszłam na dół i pościeliłam sobie kanapę.

-Co ty robisz? -zapytał zdziwiony Richard.

-Śpię na dole. -mruknęłam.

-No chyba żartujesz. -powiedział.

-Powiedziałam, że śpię na dole. -warknęłam.

Mój chłopak nie odezwał się już do mnie, po czym wszedł na górę. Moje zdenerwowanie powróciło z myślą, że coś komuś mogłoby się stać i to z mojej winy. Nienawidziłam uczucia bezsilności, które rozrywało moją klatkę piersiową. Niestety moje przeczucie dało o sobie znać i już wiedziałam, że stanie się coś złego.

Po chwilowym ochłonięciu położyłam się na kanapę. Przykryłam się kocem i zamknęłam oczy. Przez przypływ różnych emocji na raz usnęłam szybciej niż myślałam.

Siostra z przypadkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz