Shizuo
Obudziłem się dość wcześnie. Dziś nie zastanawiałem się nad tym co mogę odkryć za drzwiami, więc od razu przeszedłem do salonu. I tak że tym razem zobaczyłem śpiącego Izayę, jednak tym razem wszystko wyglądało inaczej. Zasnął na wpół leżąc, na wpół siedząc na kanapie z laptopem na nogach. Wokół wszędzie walały się jakieś papiery.
'Musiał nad tym ślęczeć całą noc' – stwierdziłem.
Zaciekawiony ruszyłem w stronę stolika. Wziąłem w ręce pierwszą lepszą kartkę. Było na niej pełno nazwisk i miejsc, jakieś strzałki niektóre po przekreślane inne pogrubione. W ogóle nie mogłem się w tym połapać, więc odłożyłem ją na miejsce. Już miałem się odwrócić i iść do łazienki, gdy na jednej z zapisanych stron dostrzegłem znajome imiona. Wyciągnąłem ją i przyjrzałem się zawartości. Marszcząc brwi przejechałem wzrokiem po kolejnych kartkach i znalazłem kilka podobnych. Wziąłem je wszystkie i usiadłem w fotelu. Przeglądałem je powoli każdą z osobna nie będąc pewnym, czy dobrze widzę. Na każdej stronie znajdowały się imiona i nazwiska osób, które znałem lub o nich słyszałem, ale wszystkie miały jeden wspólny mianownik. Wszyscy w większym lub mniejszym stopniu byli powiązani z Izayą. Były na ich osoby takie jak Kadota, Simon, Walker, Karisawa, bliźniaczki, Ryuugamine, Namiei wiele innych. Ale nie nazwiska były w tym najdziwniejsze. Przy każdej osobie był dokładny opis co obecnie robią i rozpisany szczegółowy plan jak w niewzbudzający podejrzeń sposób skłonić ich do wyjazdu z miasta. Każdy plan wyjazdu był specjalnie dopasowany do konkretnej osoby.
'...'
Byłem zdezorientowany.
Wstałem i odłożyłem wszystko na miejsce. Popatrzyłem na śpiącego Informatora. Teraz widziałem więcej niż podłą Mendę społeczną,która zatruwa ten świat i która wkurwia mnie jak mało kto (to naprawdę delikatny opis). Zobaczyłem ciężko pracującą osobę,która próbuje ochronić osoby, które uważa za sobie bliskie. Nie spodziewałem się tego. Zawsze myślałem, że ludzie są dla niego jedynie nic nie znaczącymi marionetkami, którymi może się bawić do woli. Uważałem, że na nikim mu szczególnie nie zależy, nawet na własnych siostrach. A jednak martwił się, że może stać się im krzywda i wymyślił misterny plan, żeby wszyscy bezpiecznie zniknęli na kilka dni z miasta.
'A może on zawsze o nich dbał tylko ja tego nie dostrzegałem?'
Podszedłem do niego, ściągnąłem mu laptopa z kolan i odłożyłem go na stolik. Odwróciłem się w jego stronę i patrząc krytycznie w jakiej pozycji zasnął złapałem jego za nogi i ułożyłem go wygodniej. Złapałem koc z końca kanapy i przykryłem tego Pchlarza. Popatrzyłem ostatni raz na "jego kącik do pracy"i poszedłem zrobić śniadanie.
***
Kolejne dni wyglądały niemal identycznie. Kiedy ja wstawałem Izaya spał,kiedy robiłem śniadanie Izaya spał, kiedy wychodziłem na miasto dalej smacznie spał, a gdy wracałem on na nowo zasiadał do komputera i całkowicie mnie ignorował.
Nie zamierzałem pytać jak mu idzie, bo wiedziałem, że i tak nie otrzymam jasnej odpowiedzi, więc codziennie rano zaglądałem w jego papiery. Z każdym dniem widziałem kolejno skreślone nazwiska znanych mi osób. Na mieście dowiadywałem się, że każda z wykreślanych osób wyjeżdżała bądź po prostu zapadała się pod ziemię. Nie powiem trochę mnie to niepokoiło, (no bo jak on to robi nie ruszając się z mojego mieszkania?) ale czułem też ulgę wiedząc, że są bezpieczni.
***
Dziś wstałem dość późno. Powoli zwlokłem się z łóżka i przeciągnąłem się ziewając. Powoli wyszedłem z pokoju i od razu skierowałem się do kuchni. Wstawiłem wodę i choć byłem ledwo przytomny stwierdziłem, że zrobię naleśniki. Ślęczałem nad kuchenką dobre pół godziny, żeby wysmażyć wystarczającą ilość. Zjadłem swoją porcję błyskawicznie, a porcję dla Mendy zaniosłem do salonu. Jak zwykle położyłem śniadanie na stoliku przy laptopie. Zerknąłem na Pchlarza. Spał spokojnie. Koc prawie zsunął się na podłogę, więc podniosłem go i przykryłem go nim.
CZYTASZ
Nie ma tego złego co by nie wyszło na jeszcze gorsze... (Durarara, Shizaya)
FanficTo nie był zwykły pościg. Wszystko zaczęło i potoczyło się inaczej. Nikt nie spodziewał się, że tak to się skończy. Nikt, a w szczególności Shizuo, którego z dnia na dzień, kawałek po kawału zjada czarna otchłań poczucia winy i żalu.