Rozdział 6

56 4 0
                                    

Słysząc szelest liści, odwrócił głowę. Na widok podążającej ścieżką Anny zaklnął pod nosem
i  teatralnym  gestem  człowieka zniecierpliwionego  tym,  że  ktoś  mu  nieustannie  przeszkadza, odłożył  młotek  i  się  wyprostował.
-  O co  chodzi?-  Mierząc  dziewczynę  lodowatym  spojrzeniem, czekał  na  odpowiedź.
Zatrzymała  się  dopiero  przy  pierwszym  stopniu prowadzącym  na ganek.  Nie  da  się  zastraszyć  temu  gburowi!
-  Zdaję  sobie  sprawę,  że  jesteś  człowiekiem  niezwykle  zajętym  rzekła  chłodnym  tonem-  ale  może  cię  zainteresuje,  że  tuż  przy ścieżce,  na  terenie  twojej  posiadłości,  wypatrzyłam  gniazdo jadowitych  węży.
Max  zmrużył  oczy,  jakby  się  zastanawiał,  czy  dziewczyna  nie wymyśliła  tych  węży  tylko  po  to,  żeby  mu  znów  przeszkodzić  w pracy.  Nie  drgnęła  pod  jego  natarczywym  spojrzeniem.
Odczekawszy  chwilę,  odwróciła  się  i  ruszyła  tam,  skąd  nadeszła. Zdążyła  ujść  trzy  metry,  kiedy  westchnąwszy  ciężko,  zawołał  za  nią:
-  Poczekaj.  Musisz  mi  pokazać  gdzie.- zawołał
-  Nic  nie  muszę...-  odparła  gniewnie,  po  czym  umilkła,  zobaczyła bowiem,  że  przemawia  do  powietrza.
Przez  moment  żałowała,  że  dostrzegła  te  węże.  Może  powinna  była je  zignorować  i  udać  się  do  siebie?  Ale  gdyby  Max  niechcący  je nadepnął  i  został  ukąszony,  to  oczywiście  do  końca  życia  miałaby wyrzuty  sumienia. W porządku,  po  prostu  spełnisz  swój  obywatelski  obowiązek.  Dobry uczynek  nikomu  jeszcze  nie  zaszkodził.  Kopnęła  nogą  sterczący  z ziemi  głaz. 
Po  jakie  licho  wychodziła  rano  z  domu? Siatkowe  drzwi  zamknęły  się  z  głośnym  trzaskiem.  Podniósłszy wzrok,  Anna  zobaczyła,  jak  mężczyzna  schodzi  po  schodach, trzymając  w  ręku  strzelbę.
-  Idziemy-  warknął. Ruszył  przodem.  Zgrzytając  zębami,  dziewczyna  podążyła  za  nim. Kiedy  znaleźli  się  na  ścieżce  prowadzącej  przez  las,  Anna  wysunęła się  na  prowadzenie.  Kilkanaście  metrów  dalej  zwolniła  i  wskazała palcem  na  stos  kamieni  oraz  starych  wyschniętych  liści.
-  Tu.- pokazała palcem w miejce gdzie się znajdowały gady. Podszedłszy  bliżej,  Max  dojrzał  charakterystyczne  miedziane zygzaki.  Gdyby  go  ona  tu  nie  przyprowadziła,  sam  nigdy  by  nie znalazł  tego  gniazda.  No,  chyba  że  niechcący  by  w  nie  wdepnął. Koszmar,  pomyślał.  Tym  bardziej  że  znajduje  się  niemal  przy  samej ścieżce.  Chwycił  z  ziemi  długi,  gruby  kij  i  przesunął  kamień. Natychmiast  rozległo  się  syczenie. 
Anna  obserwowała  go  w milczeniu.  Stojąc  ze  wzrokiem  wbitym  w  gniewne  kłębowisko,  nie zauważyła,  jak  mężczyzna  podnosi  strzelbę.  Podskoczyła  na  odgłos pierwszego  strzału.  Podczas  następnych  czterech  serce  waliło  jej jak  młotem.  Nie  potrafiła  oderwać  oczu  od  gniazda  węży.
-  Powinno  wystarczyć -  mruknął  mężczyzna, zabezpieczając  broń. Popatrzył  na  Anę,  której  twarz  przybrała  zielonkawy  odcień. 
-  Co  ci jest?- spytał
-  Mogłeś  mnie  uprzedzić -  powiedziała  drżącym  głosem.  Odwróciłabym  głowę.

Będziesz MójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz