Rozdział 8

46 5 0
                                    

Nawet  jeśli  spalony dom  był  niewiele  wart,  to  jednak  ziemia  kosztowała  niemało. Przypomniawszy  sobie  resztę  zniszczonych  pomieszczeń  na parterze,  Anie  zrobiło  się żal  mężczyzny.
-  Kuchnia  jest  wspaniała...-  oznajmiła. Z  haczyka  na  ścianie  zdjął  kubek.
-  Mam  tylko  rozpuszczalną. Ana  westchnęła.
-  Posłuchaj...-  Zamilkła,  czekając,  aż  gospodarz  odwróci  się  do  niej twarzą.-  Trochę  niefortunnie  zaczęła  się  nasza  znajomość. Naprawdę  nie  należę  do  tych  wścibskich  typów,  które  wtrącają  się  do życia  sąsiadów.  Ale...  po  prostu  byłam  ciekawa,  kim  jesteś  i  jak postępuje  remont.  Nie  chciałam  ci  przeszkadzać  ani  się naprzykrzać.  Odsunąwszy  krzesło,  wstała  od  stołu  i  skierowała  się do  wyjścia.  Zanim  wykonała  trzy  kroki,  mężczyzna  położył  rękę  na  jej ramieniu.
-  Usiądź,  Anna.  Proszę. Przez  moment  uważnie  mu  się  przypatrywała.  Nie  dostrzegła  w  jego twarzy  wrogości  czy  niechęci,  przeciwnie,  dojrzała  wrażliwość  i dobroć,  które  starał  się  przed  nią  ukryć.
-  Dobrze.  Ale  uprzedzam  cię,  że  kawę  pijam  z  mlekiem  i  z  3  pełnymi łyżeczkami  cukru.
Kąciki  ust  mu  zadrgały.
-  To  obrzydliwe.
-  Wiem. Masz  cukier?- Mnóstwo.
Zalał  rozpuszczalną  kawę  wodą, a po chwili wahania zdjął z haczyka drugi kubek.  Postawiwszy oba na stole,  wysunął krzesło i usiadł koło niej.
- Jaki piękny- powiedziała,  delikatnie gładząc ręką  drewniany  blat. Wlała  do  kubka  odrobinę  mleka  i  nie  zważając  na  skrzywioną  minę gospodarza,  wsypała  trzy  kopiaste  łyżeczki  cukru. 
-  Kiedy go odświeżysz, będziesz  miał  prawdziwe  dzieło  sztuki...  Znasz  się  na zabytkowych  meblach?
-  Nie  bardzo.- odpowiedział
-  Ja  je  uwielbiam.  Prawdę  mówiąc,  zamierzam  otworzyć  sklep  ze starociami.- Niedbałym  gestem  odgarnęła  włosy  z  czoła. 
-  Tak  się składa,  że  oboje  w  tym  samym  czasie  wprowadziliśmy  się  do naszych  domów. Ja  ostatnie  cztery  lata  spędziłam  w  Dressmore, ucząc  w  szkole  tańca.
-  I  co?  Zrezygnowałaś  z  nauczania?
-  Tak.  Niestety,  praca  w  szkole  wiąże  się  z  koniecznością przestrzegania  pewnych  reguł  i  przepisów.
-  A  ty  nie  lubisz  reguł  i  przepisów?
-  Lubię  tylko  te,  które  sama  ustalam-  przyznała  ze  śmiechem. 
Byłam  niezłą  nauczycielką.  Mój  problem polegał na  egzekwowaniu dyscypliny.-  Sięgnęła  po  kawę.-  Po  prostu  nie  umiem  tego  robić.
-  A  uczniowie  to  wykorzystywali?
-  Jeszcze  jak!
-  Mimo  to  wytrwałaś  cztery  lata...
-  Tak,  chciałam  spróbować.  Sprawdzić  się.  -  Podparła  brodę  dłonią.
-  Podobnie  jak  wielu  ludzi,  którzy  dorastają  na  prowincji,  kusiło  mnie życie  w  dużym  mieście.  Kawiarnie,  teatry,  ruch,  zgiełk,  tłumy... marzyłam  o  tym.  Po  czterech  latach  poczułam  przesyt.-  Podniosła kubek  do  ust. 
-  Z  kolei  wielu  mieszczuchów  marzy  o  przeprowadzce na  wieś.-  Roześmiała  się. 
-  Cudze  zwykle  lepiej  smakuje...
-  Tak  powiadają -  przyznał  Max. 
W  oczach  Anny  zauważył  maleńkie złote  punkciki.  Dlaczego  wcześniej  ich  nie  dostrzegł?
-  A  ty  ?  Dlaczego  akurat  wybrałeś  Roseburg?

Będziesz MójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz