Rozdział 10

51 7 0
                                    

Wzruszył  ramionami.  Wolał  jak  najmniej  mówić  na  swój  temat.
-  Kiedyś  pracowałem  w  Gardenstown.  Spodobała  mi  się  okolica.
-  Dom  położony  tak  daleko  od  głównej  szosy  ma  swoje  minusy,
zwłaszcza  zimą.  Kiedyś  nie  było  prądu  przez  trzydzieści  dwie godziny.  Paliłyśmy  z  ciocią  w  piecu,  na  zmianę  pilnowałyśmy,  żeby ogień  nie  zgasł,  gotowałyśmy  sobie  zupę... 
W  dodatku  telefon  nie działał.  Miałam  wtedy  wrażenie,  jakbyśmy  były  jedynymi  osobami  na świecie.
-  Nie  bałaś  się?
-  Pewnie  zaczęłabym,  gdyby  to  trwało  dłużej.-  Błysnęła  zębami  w uśmiechu.-  Nie  mam  natury  pustelnika. Poczuła,  jak  przeskakuje  między  nimi  iskra.  Speszyła  się. Potrzebowała  czasu,  żeby  się  zastanowić,  co  ma  zrobić,  jak  się zachować.  Wstawszy  od  stołu,  podeszła  do  zlewu  i  umyła  kubek.
-  Jesteś  bardzo  atrakcyjną  dziewczyną -  powiedział  do  niej.  Ciekaw był  jej  reakcji.
-  Nie  żartuj!  Z  taką  twarzą  mogłabym  co  najwyżej  reklamować batoniki.  -  Posłała  mu  promienny  uśmiech.-  Wolałabym  porażać seksapilem,  ale  co  to  za  femme  fatale  z  zadartym  nosem  i dołeczkami  w  policzkach? Wróciła  do  stołu.  Zachowywała  się  swobodnie,  nie  miała  w  sobie krztyny  sztuczności.  Obserwował  ją  kątem  oka;  nie  umiał  jej rozgryźć.  Zajęta  podziwianiem  kuchni,  nie  widziała  zmarszczek  na jego  czole.
-  Jestem  pod  wrażeniem  twojej  pracy  -  rzekła  po  chwili.-  Słuchaj... Zanim  otworzę  sklep,  muszę  trochę  przebudować  dom,  no  i  na pewno  go  odnowić.  Drobne  rzeczy,  takie  jak  malowanie,  mogę zrobić  sama,  ale  ze  stolarką  sobie  nie  poradzę. A  więc  o  to  jej  chodzi!  O  frajera,  któremu  nie  musiałaby  płacić. Zaraz  odegra  rolę  biednej,  bezradnej  niewiasty,  która  liczy  na  to,  że facet  uniesie  się  honorem  i  zaproponuje  pomoc.
-  Mam  mnóstwo  pracy u  siebie  -  oznajmił  chłodno,  kierując  się  do zlewu.
-  Wiem,  ale  może  udałoby  nam  się  wypracować  jakiś  kompromis.  Przejęta  nowym  pomysłem,  również  wstała  od  stołu  i  podeszła  do zlewu. 
-  Oczywiście  nie  mogłabym  ci  płacić  tyle,  ile  zarabiałeś  w mieście  -  ciągnęła.  -  Mogłabym...  hm,  pięć  dolarów  za  godzinę. Gdybyś  zdołał  poświęcić  mi  dziesięć  lub  piętnaście  godzin tygodniowo...

Będziesz MójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz